PolskaKomisja o wypadku Millera: pilot popełnił błąd nieumyślny

Komisja o wypadku Millera: pilot popełnił błąd nieumyślny


Załoga śmigłowca popełniła niezawiniony błąd, gdy wchodząc w chmury w czasie lotu, nie włączyła ręcznego trybu ogrzewania wlotów powietrza do silnika. Nie miała ona jednak danych meteorologicznch, wskazujących na możliwość oblodzenia - uznała komisja badająca przyczyny wypadku rządowego śmigłowca z premierem na pokładzie.

Komisja o wypadku Millera: pilot popełnił błąd nieumyślny
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka

23.01.2004 | aktual.: 23.01.2004 18:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Powodem awarii Mi-8 było samoczynne wyłączenie silników z powodu niestatecznej pracy sprężarek, na skutek oblodzenia spowodowanego niewłączeniem przez załogę ręcznego trybu ogrzewania wlotów powietrza.

Szef komisji badającej przyczyny wypadku płk Ryszard Michałowski powiedział, że działanie pilota "nie było celowe", a niewiedza co do warunków meteorologicznych usprawiedliwia pilota, który miał "fałszywy obraz pogody".

Spytany, czy oznacza to zarzut dla pilota, Michałowski odparł, że o tym zdecyduje prokuratura.

Ekspert meteorolog komisji wyjaśnił, że tamtego dnia w atmosferze wytworzyła się nietypowa sytuacja, gdy temperatura powietrza była niższa bliżej ziemi niż na wysokości ok. 1000 m. W normalnych warunkach, im bliżej ziemi, tym wyższa temperatura.

Śmigłowiec leciał z Wrocławia do Warszawy ponad niskimi chmurami na pułapie 2 tys. 120 m przy dodatniej temperaturze 7 st. Celsjusza. Dopiero w rejonie Chojnowa, wykonując manewr schodzenia do lądowania, wleciał w warstwę chmur, gdzie panowała inwersja, temperatura wraz z obniżaniem wysokości zamiast podwyższać się - malała.

Komisja wskazała, że informacji o inwersji i możliwym wystąpieniu słabego oblodzenia nie podano w komunikacie meteorologicznym przed lotem ani w jego trakcie. Załoga, obniżając lot, powinna jednak sprawdzić na termometrze za szybą kokpitu, jaka jest temperatura i włączyć ręczny tryb ogrzewania wlotów powietrza do silnika.

Pilot na wysokości 920 metrów powinien był przełączyć tryb ogrzewania wlotów powietrza do silników na ręczny, ponieważ na takiej wysokości temperatura wyniosła 5 stopni - tłumaczył Michałowski. Załoga skupiła się jednak na pilotażu w trudnych warunkach atmosferycznych - w ciemnościach, po wejściu w chmury. Po wystąpieniu awarii silników pilot po mistrzowsku uratował 15 osób i doprowadził do tego, że awaria nie zamieniła się w katastrofę.

Komisja zaznaczyła, że jej wiedza o warunkach meteorologicznych panujących nad Polską w dniu lotu została zdobyta w wyniku długotrwałych specjalistycznych badań. Nie miała jej załoga śmigłowca, która nie przewidując możliwości oblodzenia, nie przełączyła ogrzewania wlotów silnika.

Przewodniczący komisji tłumaczył, że czujnik automatycznie wykrywający oblodzenie i włączający instalację ogrzewającą wskazuje na sytuację nie przy wlocie powietrza, a przy całym śmigłowcu, i umieszczony jest w innym miejscu niż ten wlot.

Wyjaśnił też, że aby w Mi-8 sprawdzić temperaturę na zewnątrz podczas lotu w ciemnościach, trzeba oświetlić latarką termometr znajdujący się na zewnątrz kabiny pilotów.

Komisja przekaże swój raport ministrowi obrony narodowej i prokuraturze. Sama nie chciała się wypowiadać o winie załogi. W ocenie dowódcy Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej gen. broni Ryszarda Olszewskiego należy uznać, że załoga mimo popełnienia niezawinionego błędu wykazała się mistrzowskim pilotażem w ostatniej fazie lotu - już bez pracujących silników.

Prokuratura wojskowa poinformowała, że ustalenia komisji będą dla niej "w dużej mierze wiążące". Spytany czy wnioski komisji będą podstawą zarzutu dla pilotów śmigłowca, rzecznik prokuratury ppłk Jerzy Kwieciński odparł: "Mogą one skutkować zarzutami". Mówił to jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem przyczyn wypadku.

Premier Leszek Miller powiedział w piątek dziennikarzom w Sejmie, że nic się nie zmienia w jego podejściu do postawy majora Marka Miłosza, który pilotował rządowy śmigłowiec. "Zawsze będę pamiętał, że major Miłosz mnie, moim koleżankom i kolegom uratował życie. Będę mu zawsze wdzięczny i chętnie będę korzystał dalej z jego usług" - zapewnił Miller.

4 grudnia zeszłego roku, pilotowany przez mjr. Marka Miłosza rządowy śmigłowiec Mi-8 z 36. pułku lotniczego, po awarii obu silników, spadł z wysokości ok. 700 m, nieopodal Góry Kalwarii pod Warszawą. Załoga śmigłowca - w porozumieniu z wieżą kontroli lotów - próbowała, po awarii pierwszego z silników, dolecieć do lotniska na Okęciu. Wyłączył się jednak także drugi silnik. Mając ograniczone warunkamii atmosferycznymi i późną porą pole widzenia, pilot postanowił lądować w terenie, klucząc między drzewami i domami.

W wypadku zostali ranni premier Leszek Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów Biura Ochrony Rządu, trzech pilotów i stewardesa.

Źródło artykułu:PAP
Komentarze (0)