Komendant Główny Policji gen. Marek Działoszyński broni policjantów interweniujących ws. Wiplera
Komendant Główny Policji gen. Marek Działoszyński w przesłanym do mediów oświadczeniu broni policjantów, którzy interweniowali ws. Przemysława Wiplera. "Obezwładnienie, zatrzymanie i założenie Wiplerowi kajdanek napotkało na czynny opór, co było podstawą do użycia siły fizycznej i pałki służbowej" - wskazuje. "W nomenklaturze policyjnej osoby takie określa się mianem 'nieśmiertelnych', ponieważ działają w amoku, mają olbrzymią siłę i walczą ze wszystkimi" - dodał Działoszyński.
10.11.2014 | aktual.: 10.11.2014 19:01
"Funkcjonariusz i będąca w patrolu policjantka walczyli z pijanym mężczyzną, który próbował się wyrwać i nie reagował na polecenia, uniemożliwiając zapięcie kajdanek. Policjantka, próbując pomóc koledze, napotkała na czynny opór nietrzeźwego - była odpychana przez niego nogami. By pokonać ten opór, użyła - do czego ma prawo - pałki służbowej, uderzając mężczyznę po nogach, adekwatnie do zachowania i sytuacji" - napisał Działoszyński w oświadczeniu "w związku z interwencją policyjną wobec posła Przemysława Wiplera", do której doszło 30 października 2013 r. na ul. Mazowieckiej w Warszawie.
"W nomenklaturze policyjnej osoby takie określa się mianem 'nieśmiertelnych', ponieważ działają w amoku, mają olbrzymią siłę i walczą ze wszystkimi. Na całym świecie używa się wobec nich paralizatorów, bo nawet broń palna okazuje się nieskuteczna" - stwierdził.
Podkreślił, że "już po samym zajściu" dokonano oceny zachowania "podejmujących interwencję policjantów".
Nie pokazali filmu, bo nie chcieli odbierać Wiplerowi "resztek godności"
Działoszyński zaznaczył, że działanie policjantów wobec Wiplera, miało na celu "pokonanie czynnego oporu mężczyzny, który dopuścił się znieważenia i naruszenia nietykalności umundurowanego policjanta, podejmującego chwilę wcześniej czynności służbowe wobec dwóch innych mężczyzn". Jego zdaniem policjanta zaatakował "rosły, kompletnie pijany mężczyzna", który popchnął go, a potem próbował uciec.
"Widząc bezprawne i nieracjonalne zachowanie pijanego, który nie słuchał poleceń policjantów i walczył z nimi na leżąco, do czasu pojawienia się wezwanych na pomoc innych funkcjonariuszy, kilku mężczyzn, którzy obserwowali zdarzenie, podeszło zbulwersowanych zachowaniem pana Wiplera i próbowało udzielić pomocy mundurowym. Czy gdyby wiarygodna była wersja posła Wiplera, postronni ludzie pomagaliby policjantom?" - pytał Działoszyński w oświadczeniu.
Oglądaj też: "Minister Sienkiewicz kłamał"
Komendant policji podkreślił, że policja nie zdecydowała się na publikację materiału filmowego z tego zdarzenia, choć - według niego - potwierdza on wersję wydarzeń policjantów, aby - jak napisał - nie odbierać Wiplerowi "resztek godności".
Dodał, że całość materiałów dotyczących tej sprawy przekazano prokuraturze, która, wraz z sądem, oceni zachowanie policjantów. "Nie poddamy się też próbom wciągania nas przez niektóre media i komentatorów w próbę zastąpienia sądu i prokuratury. Policjanci, którzy w dzień i w nocy podejmują interwencje wobec osób nietrzeźwych i przestępców, którzy narażają swoje życie i zdrowie, mają prawo do spokojnego osądu i działań przez uprawnione organy - działań wolnych od presji wyborczej lub medialnej" - dodał komendant. Prokuratura skierowała już do sądu akt oskarżenia przeciwko posłowi w lipcu 2014 r.
Wipler zapowiada proces przeciwko komendantowi
- Po zamknięciu postępowania wytoczę powództwo o naruszenie dóbr osobistych przez pana komendanta głównego policji - powiedział Wipler po zapoznaniu się z oświadczeniem Działoszyńskiego.
- Jak się zachowała policja, wszyscy Polacy widzieli. Policja zapowiadała, że ujawni monitoring, przez rok czekaliśmy bezskutecznie na jakiekolwiek fakty inne niż stanowisko podwładnych pana komendanta. Pan komendant powinien być zdymisjonowany, za to co się wydarzyło rok temu. Przez rok nagrania były ukrywane przed opinią publiczną, dowody na to, że jestem pomawiany przez rzeczników policyjnych i podwładnych pana komendanta w tej sprawie. Kłamstwo tysiąc razy powtarzane nie stanie się prawdą. W tej sprawie od początku nie domagałem się niczego innego jak tylko jawności dokumentów z nią związanych. Ujawnienie nagrania pokazuje, że kłamstwo jest sprinterem, a prawda - długodystansowcem - zaznaczył Wipler.
W ubiegłym tygodniu "Super Express" i "Fakt" opublikowały nagranie incydentu pomiędzy posłem i policjantami, do którego doszło pod warszawskim klubem nocnym w październiku 2013 r. Nagranie jest pozbawione dźwięku. Widać na nim m.in., że poseł podchodzi do policjantów i coś do nich krzyczy, mają miejsce przepychanki. Kolejne nagranie pokazuje policjanta idącego za posłem, a następnie próbę zatrzymania Wiplera, szamotaninę funkcjonariuszy z nimi i bicie go pałką. Publikacja nagrań przyniosła nową falą zainteresowania sprawą z października 2013 roku. Minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska zażądała od policji tych informacji, które po zdarzeniu, otrzymał ówczesny minister spraw wewnętrznych (Bartłomiej Sienkiewicz - PAP).
Wipler oskarżony jest o naruszenie nietykalności i znieważenie policjantów. W połowie czerwca usłyszał dwa zarzuty: zmuszania przemocą funkcjonariuszy policji do zaniechania prawnej czynności służbowej, przy naruszeniu ich nietykalności cielesnej, oraz znieważenie dwojga funkcjonariuszy słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych. Przestępstwa te zagrożone są karą pozbawienia wolności do lat 3.Poseł, który zrzekł się immunitetu w tej sprawie, nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień.
Wipler oświadczył, że będzie domagał się sprawiedliwości. Dodał, że oczekuje wyjaśnień ze strony komendanta głównego policji, Sienkiewicza, oraz premier Ewy Kopacz - która była w czasie nagłośnienia sprawy marszałkiem sejmu. Zdaniem Wiplera, powinna ona - jako osoba odpowiedzialna za godność sejmu - zadbać o to, by nagranie zostało szybko ujawnione.