Kolejny przedsiębiorca pogrzebowy płacił "łowcom skór"
Kolejny przedsiębiorca pogrzebowy, zeznający jako świadek w procesie "łowców skór", przyznał przed sądem, że wręczał pieniądze pracownikom pogotowia za informacje o zgonach. Wojciech P. przez pół roku zapłacił za te informacje ponad 200 tys. zł.
24.10.2005 | aktual.: 24.10.2005 15:40
Świadek zeznał również, że spotkał się z pogłoskami, iż proceder ten nadal istnieje. Inny świadek - była dyspozytorka pogotowia - odwołała swoje wyjaśniania ze śledztwa i nie przyznała się do przyjmowania pieniędzy za informacje o zgonach. W procesie toczącym się przed łódzkim sądem okręgowym na ławie oskarżonych zasiada dwóch b. sanitariuszy i dwóch b. lekarzy pogotowia. Sąd zapowiedział, że proces może zakończyć się na początku przyszłego roku.
Wojciech P. prowadził zakład świadczący usługi pogrzebowe od 1997 roku. Jak zeznał, zaczął płacić za informacje w połowie 2001 roku, po tym jak usługi na cmentarzach katolickich zmonopolizowała największa łódzka firma pogrzebowa. Płacił za informacje zawsze 1400 zł, wręczał pieniądze sanitariuszom i kierowcom; czasami kładł pieniądze na stół w obecności całej załogi karetki. Trwało to ponad pół roku; miesięcznie płacił za ok. 30 zgonów; w sumie - jak ocenił - zapłacił za informacje około 240 tys. zł.
Pieniądze dla pracowników pogotowia były wliczane w koszt pogrzebu, ale - jak zaznaczył - niezależnie od tego, czy była "łapówka", czy nie, to koszt pogrzebu był taki sam, a "za każdym razem płaciła rodzina". Podkreślił, że gdyby nie płacił, to załogi pogotowia robiły wśród rodziny zmarłych antyreklamę firmie.
Świadek zeznał, że zjawisko płacenia za informacje rozpoczęło się w Łodzi na początku lat 90. W 1998 roku odbyło się spotkanie kilku zakładów pogrzebowych, które współpracowały z pogotowiem, na którym postulowano o zakończeniu tej współpracy, ale kilka firm wyłamało się z porozumienia i zakończyło się ono fiaskiem.
Zeznająca w poniedziałek b. dyspozytorka pogotowia Zofia T. pracowała w jednej z podstacji ponad 20 lat. Jest podejrzana o przyjmowanie korzyści majątkowych od zakładów pogrzebowych. Przed sądem nie przyznała się do przyjmowania pieniędzy; odwołała większość swoich wyjaśnień ze śledztwa. Podczas przesłuchań, tuż po zatrzymaniu w 2002 r., kobieta przyznała, że przyjmowała pieniądze w kwotach od 50 do 250 zł; w sumie miała przyjąć kilkanaście tysięcy złotych. Opowiadała o funkcjonowaniu tego procederu; podawała nazwiska sanitariuszy, lekarzy, którzy dzielili się z nią pieniędzmi. Mówiła o istnieniu "spółdzielni" w podstacji, w ramach której wszyscy pracownicy dzielili się pieniędzmi od zakładów pogrzebowych. Wyjaśniła, że lekarze dorabiali się na tym procederze. Jeden z nich jeździł maluchem, a później kupił sobie nowy samochód i mieszkanie - opowiadała.
Przed sądem te zeznania odwołała. Pytana przez sędziego, dlaczego składała takie wyjaśnienia, mówiła, że była wtedy w stresie, bała się, że zostanie aresztowana i chciała tylko jak najszybciej wrócić do domu, gdzie zostawiła "kota i psa". Mówiła, że wymyśliła kwoty, które podała, a wymieniając nazwiska, to mówiła, kogo zna, a nie od kogo otrzymywała pieniądze.
Sąd podkreślił, że zeznania kobiety mogą być wykorzystane w postępowaniu o składanie fałszywych zeznań. We wtorek kolejny dzień procesu.
Odpowiadający przed sądem b. sanitariusze Andrzej N. i Karol B. są oskarżeni o zabójstwa w latach 2000-2001 pięciu pacjentów przez podanie im pavulonu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Przed sądem nie przyznali się do popełnienia zbrodni; przyznali się do brania pieniędzy od firm pogrzebowych za informacje o zgonach oraz fałszowania recept na pavulon.
Dwóch lekarzy prokuratura oskarżyła o narażenie w sumie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. Obaj nie przyznają się do winy. B. sanitariuszom grozi dożywocie; b. lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy, do 10 lat więzienia. Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w aferze "łowców skór".