Kolejny atak chemiczny w Syrii. Asad zapłaci "wielką cenę"?
Donald Trump zapowiada, że syryjski reżim zapłaci wysoką cenę za atak chemiczny w Dumie. Ale Rosja straszy Amerykanów atomem. Jak zareagują USA?
09.04.2018 | aktual.: 09.04.2018 20:24
Kolejny dzień wojny, kolejne bombardowanie, kolejny horror. Atak bronią chemiczną w Dumie na przedmieściach kontrolowanych przez resztki bojowników rebelii zgładził co najmniej 42 osoby. Sieć obiegły zdjęcia i nagrania uduszonych dzieci, leżących wszędzie zwłok, a do tego opowieści świadków o przepełnionych szpitalach i ofiarach, których nie ma gdzie pochować. Zarówno Rosja, jak i syryjski reżim Baszara al Asada zaprzeczają, by broń chemiczna została użyta w bombardowaniu obleganego przez nich od lat rejonu. Ale zdjęcia - na których widać używane przez syryjskie siły żółte kanistry na gaz - mówią coś innego.
- Ta wojna toczy się także na płaszczyźnie informacyjnej. Obrońcy Asada będą twierdzić, że to była prowokacja. Ale z drugiej strony, jeśli bojownicy walczącej tam grupy Dżaisz al-Islam mają broń chemiczną, to czemu mieliby atakować samych siebie? Pałac prezydencki Asada jest ledwie 15 kilometrów stamtąd - mówi WP Łukasz Fyderek, ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Oczywiście nie można stwierdzić na pewno, kto za tym stoi, ale zwykła statystyka wskazuje na Asada. To reżim odpowiada za ok. 3/4 ataków chemicznych w tej wojnie - dodaje.
Duma to część Wschodniej Ghuty, zmniejszającej się enklawy kontrolowanej przez islamistów znajdującej się pod oblężeniem niemal od początku wojny. W ubiegłym tygodniu miało tam dojść do ewakuacji miejscowości, ale ostatecznie układ storpedowali islamiści. Dopiero po niedzielnym ataku zgodzili się na ewakuację na północ Syrii.
Co zrobi Trump
Kiedy ostatni raz podobnie drastyczne obrazki obiegły świat - po ataku sarinem na Chan Szejchun niemal dokładnie rok wcześniej - poruszyły ponoć serce Donalda Trumpa na tyle, że wydał rozkaz zbombardowania syryjskiej bazy lotniczej. Teraz zdjęcia z Dumy też miały swój efekt. Choć jeszcze w ubiegłym tygodniu Trump otwarcie mówił, że chce "wynieść się z Syrii", teraz zapowiedział, że nie pozostawi zbrodni w Dumie bez odpowiedzi.
"Wiele ofiar, w tym kobiety i dzieci, w bezmyślnym CHEMICZNYM ataku w Syrii. Obszar zbrodni jest odcięty od świata przez syryjską armię. Prezydent Putin, Rosja i Iran są odpowiedzialne za wspieranie Bydlaka Asada. Muszą zapłacić wysoką cenę" - zapowiedział amerykański prezydent w swoim wpisie na Twitterze. Trump odbył też rozmowę telefoniczną z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, podczas której obaj zgodzili się udzielić "mocnej i skoordynowanej" odpowiedzi na użycie broni masowego rażenia.
Jaka może być ta cena? Jak dotąd działania podjął jedynie Izrael, który zbombardował T-4, największą bazę lotniczą w Syrii. W nalocie zginęło 14 ofiar. Tymczasem Stany Zjednoczone też mają kilka opcji.
- W grę wchodzi zapewne atak rakietowy podobny do tego sprzed roku. Inna, bardziej radykalna możliwość to zbombardowanie Pałacu Prezydenckiego w Damaszku, który jest bardzo wrażliwym celem - mówi Fyderek.
Szef Pentagonu James Mattis dodał w poniedziałek, że nie wyklucza uderzenia przeciwko syryjskiemu reżimowi.
Rosja straszy atomem
Ale czynnikiem studzącym zapał USA może reakcja Rosji. Rosyjski MSZ przestrzegł, że atak na syryjski reżim spotka się z "najpoważniejszymi konsekwencjami". Co to znaczy? Niektórzy kometatorzy, szczególnie w rosyjskich mediach państwowych, potraktowali to jako groźbę użycia broni atomowej.
- Musimy pamiętać, że dla Rosji wojna w Syrii ma przede wszystkim znaczenie propagandowe. Więc uderzenie, lub tym bardziej zabicie jej klienta będzie dla niej dużym ciosem. Dlatego szybka eskalacja zagrożenia nuklearnego byłaby czynnikiem, który mógłby skutecznie odstraszyć Amerykanów - zauważa badacz z UJ. Ale dodaje, że istnieje też zagrożenie, że Rosjanie mogliby uderzyć w wojska amerykańskie gdzie indziej - np. w naszym regionie.
Ale inni obserwatorzy są sceptyczni co do możliwości rosyjskiego odwetu.
Kanadyjski analityk Neil Hauer zawuaża, że Rosja dotychczas nie zrealizowała swoich gróźb użycia siły w Syrii: nie zrobiła tego po zestrzeleniu przez Turków rosyjskiego myśliwca w 2015 roku, ani po zeszłorocznym ataku rakietowym na syryjską bazę lotniczą, ani nawet po zbombardowaniu oddziału rosyjskich najemników na wschodzie Syrii.
Wojna będzie trwać
Zdaniem dr Fyderka, amerykańska odpowiedź nie jest bez znaczenia. Bo choć wojska wspierające Asada dominują militarnie nad zbrojną opozycją, (rebelianci kontrolują juz tylko niewielkie terytoria skupione głównie w prowincji Idlib) nie są na tyle silne by sprawować efektywną kontrolę nad całym krajem.
- Asad próbuje podporządkować sobie kraj za pomocą kampanii terroru i pewnie stąd też ten atak chemiczny. Ale prawda jest taka, że jego wojska są zbyt słabe, a jego sojusznicy Rosja i Iran nie są w stanie zainwestować wystarczająco dużo sił i środków by mu w tym pomóc i odbudować kraj - mówi ekspert. A to oznacza, że wojna w Syrii może jeszcze trwać przez długie lata, tak jak np. konflikt w Afganistanie.
- Dla tych, którzy jak np. Arabia Saudyjska boją się irańskiej dominacji w regionie, jest to dogodna sytuacja, by za pomocą niewielkich nakładów frustrować wysiłki rywala. Dlatego sądzę, że to jeszcze długo potrwa - przewiduje Fyderek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl