Kolejni świadkowie zeznawali w procesie "łowców skór"
Kolejni lekarze i sanitariusz zeznający w procesie tzw. łowców skór potwierdzają, że w łódzkim pogotowiu istniał układ pomiędzy dyspozytorami i niektórymi zespołami karetek w sprawie handlu informacjami o zgonach pacjentów.
Jeden ze świadków zeznał w środę, że słyszał rozmowy w pogotowiu, że oskarżony sanitariusz Andrzej N. używał pavulonu (lek zwiotczający mięśnie)
do uśmiercania pacjentów; inny opowiadał, jak drugi z oskarżonych sanitariuszy uderzał pacjenta w karetce "trepem w głowę".
W procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Łodzi na ławie oskarżonych zasiada dwóch b. sanitariuszy i dwóch b. lekarzy pogotowia ratunkowego. W środę nie doszło do przesłuchania kierowcy pogotowia, jednego z kluczowych świadków oskarżenia. Świadek nie stawił się w sądzie, mimo odebranego wezwania na rozprawę. Za nieusprawiedliwioną nieobecność sąd wymierzył mu 500 złotych kary.
Jarosław Cz., jako kierowca pogotowia, jeździł w zespole m.in. z oskarżonym w tym procesie o zabójstwa pacjentów pavulonem b. sanitariuszem Andrzejem N. To bardzo ważny i istotny świadek. Jeden z kluczowych dla oskarżenia świadków, który dokładnie i rzeczowo pamięta pewne zdarzenia, które są przedmiotem oceny sądu - powiedział prokurator Robert Tarsalewski.
Lekarka Jadwiga P. przez 10 lat pracowała w pogotowiu; przez długi czas jeździła w zespole z oskarżonym sanitariuszem Karolem B. Pytana przez sąd, jak ocenia jego pracę, mówiła, że nie miała do jego pracy większych zastrzeżeń, ale przyznała, że zdarzyło się, iż uderzył on agresywnie zachowującego się pacjenta w karetce "trepem w głowę". Podkreśliła, że nigdy w swojej pracy nie użyła pavulonu. Nigdy bym się nie pokusiła o jego użycie - powiedziała lekarka. Jej zdaniem, nie ma żadnego medycznego uzasadnienia faktu, że pavulon był w apteczkach karetek łódzkiego pogotowia. Zeznała też, że słyszała plotki, że niektóre załogi brały pieniądze za informacje o zgonach.
Sąd odczytał fragmenty jej zeznań ze śledztwa, ze względu na sprzeczności ze złożonymi przed sądem. W śledztwie lekarka mówiła m.in. iż zorientowała się, że istnieje proceder handlu informacjami o zgonach, opisywała ten proceder. Mówiła o układzie między dyspozytorami i niektórymi zmianami w karetkach, które oczekiwały na zgony. Potwierdziła te zeznania przed sądem. Przyznała też, że były plotki, iż podczas dyżurów N. zdarzały się niewyjaśnione zgony.
Inny zeznający w środę lekarz pogotowia Igor R. został skazany nieprawomocnym jeszcze wyrokiem za nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta w 2000 roku. Przed sądem mówił, że słyszał o handlu informacjami i układach między dyspozytorami i załogami, ale nie potrafił powiedzieć nic na ten temat, zasłaniając się niepamięcią. Czy należy pan do osób, które chcą, by dalej tak zostało? - pytał sędzia Jarosław Papis i przypomniał świadkowi o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań.
W śledztwie bowiem Igor R. zeznał, że spotkał się ze zjawiskiem handlu informacjami o zgonach i proceder ten był powodem zawiści między członkami zespołów. Świadek przyznał, że część zespołów jeździła niemal cały czas, a inni w tym czasie spali. Mówił też, że miał "utarczki na tle złego kierowania karetek" z dyspozytorem Tomaszem S. Według niego, S. świadomie do poważnych przypadków zamiast karetek reanimacyjnych wysyłał karetki wypadkowe.
Sąd dociekał, jak to możliwe, że wiedzieli o tym wszyscy - także lekarze - a proceder kwitł. Ci, którzy nie godzili się z taką sytuacją, mogli zrezygnować z dyżurów - mówił świadek. Dlaczego świadek nie zrezygnował? - pytał sędzia Papis. Ze względów materialnych, bo dostawałem pieniądze za dyżur - odpowiedział. Przyznał również, że dwa lub trzy razy użył podczas pracy w pogotowiu pavulonu - raz w zespole wypadkowym. W karetkach wypadkowych jest możliwość użycia tego leku - dodał.
To właśnie ten lekarz - według zeznań jednego ze świadków - miał powiedzieć, że sanitariusze N. i B. "licytują się w dyżurce, kto więcej zabił". Świadek zaprzeczył, że powiedział coś takiego.
Zeznający również w środę sanitariusz Jacek C., pracujący w pogotowiu od ponad 20 lat, mówił, że słyszał rozmowy w pracy, iż oskarżony sanitariusz Andrzej N. - który miał w pogotowiu pseud. Koń - używał pavulonu do uśmiercania pacjentów. Opowiadał o układzie w pogotowiu i o tym, że były zespoły uprzywilejowane, które jeździły do zgonów. Jego zdaniem, "dyspozytorzy tak rządzili, że nikt nie miał nic do powiedzenia".
W czwartek kolejny dzień procesu.
Odpowiadający przed sądem b. sanitariusze Andrzej N. i Karol B. są oskarżeni o zabójstwa w latach 2000-2001 pięciu pacjentów poprzez podanie im pavulonu. Przed sądem nie przyznali się do popełnienia zbrodni. (N. przyznał się do nich w trakcie śledztwa). Obaj przyznali się jedynie do brania pieniędzy od firm pogrzebowych za informacje o zgonach oraz fałszowania recept na pavulon.
Do winy nie przyznają się również lekarze Janusz K. i Paweł W., których prokuratura oskarżyła o narażenie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. B. sanitariuszom grozi dożywocie; b. lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy, do 10 lat więzienia.
Dotąd sąd przesłuchał już kilkudziesięciu świadków, m.in. byłych i obecnych pracowników pogotowia, lekarzy z łódzkich szpitali oraz członków rodzin zmarłych pacjentów. Natomiast prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w aferze "łowców skór".