Kobiety w polskiej armii. Tam nie ma miejsca na stereotypy
• Przybywa kobiet w wojsku
• Była żołnierka: są kobiety, które świetnie sobie radzą, ale też takie, które bez pomocy kolegów są bezradne
• Rzecznik MON: w nowoczesnej armii nie ma miejsca na stereotypy
Od lat kobiety zmagają się z przypisywanymi im wyobrażeniami. Według powszechnej opinii mają być delikatne, łagodne i nieśmiałe. Czy "słaba płeć" faktycznie jest słaba? Nikt nie walczy z tym stereotypem lepiej niż zawodowe żołnierki.
- Mundur i broń postrzega się jako atrybut mężczyzny, ale dziś kobiety coraz częściej pragną być samodzielne i stawiać czoła wyzwaniom, dlatego decydują się na typowo męskie profesje, tak jak w przypadku służb mundurowych - wyjaśnia Magdalena Pietruszka, która służbę w wojsku zmuszona była zakończyć w tym roku, z powodów zdrowotnych.
Domowy budżet i rodzinna tradycja
Kobiety, które wybierają taką ścieżkę kariery, często przyznają, że po części ich decyzja o wstąpieniu do armii powodowana była przekorną chęcią przełamania stereotypu. Zaznaczają jednak, że za takim wyborem przemawiają nie tylko argumenty emocjonalne, ale również czysta kalkulacja - to praca stabilna, przyzwoicie płatna, dająca możliwość dalszego zawodowego rozwoju.
- Tak było w moim przypadku. Wstąpiłam do wojska głównie, by poprawić domowy budżet. Robią tak i kobiety, i mężczyźni, niezależnie od płci - mówi Pietruszka w rozmowie z Wirtualną Polską.
Bywa jednak, że kobiety zasilają szeregi armii z powodu rodzinnych tradycji. - Moja babcia brała udział w powstaniu, więc czułam, że mam to po prostu we krwi. Chciałam nauczyć się, jak działać w przypadku zagrożenia pokoju - mówi Joanna Zalewska, która odbyła szkolenie do Narodowych Sił Rezerwowych i teraz zamierza ukończyć szkołę oficerską. Zaznacza, że warto było przetrwać trudniejsze momenty szkolenia tylko po to, by na koniec złożyć uroczystą przysięgę wojskową. - Mój tata podobno pękał z dumy. Mając trzech synów, "zaliczył" przysięgę córki - z satysfakcją wspomina Zalewska.
"Prezent" na Dzień Kobiet?
Kobiet w Wojsku Polskim jest stosunkowo niewiele (według stanu na koniec 2015 roku - 4132), jednak obserwuje się w tym względzie tendencję wzrostową. Ich obecność w armii wydaje się być dostrzegana - w MON funkcjonuje pełnomocnik ds. wojskowej służby kobiet, realizujący swoją misję przy współpracy z Radą do Spraw Kobiet.
Od niedawna, bo 8 marca tego roku, funkcję tę sprawuje mjr Anna Pęzioł-Wójtowicz. Według informacji podawanych na stronie internetowej Wojska Polskiego, zaczęła ona służbę w 2005 roku. Od tego czasu pięła się po szczeblach wojskowej kariery, z godną podziwu skutecznością przebijając legendarny szklany sufit. Czas pokaże, czy taki "prezent" na Dzień Kobiet usatysfakcjonuje zawodowe żołnierki, a nowa pełnomocnik stanie na wysokości zadania. Czego właściwie się od niej oczekuje?
- Kobiety służące w zawodowej armii zgłaszają się do pełnomocnika z różnymi problemami - najczęściej dotyczącymi zagadnień prawnych, sytuacji bytowej i uprawnień rodzicielskich - wyjaśnia rzecznik prasowy MON, Bartłomiej Misiewicz. Pytany o status kobiet w armii i o to, czy nie są one dyskryminowane ze względu na płeć, zapewnia, że nie. - Kobiety mają w wojsku taki sam dostęp do edukacji wojskowej, szkół i szkoleń jak mężczyźni. Często zostają prymuskami szkół oficerskich i kursów. Są oceniane według takich samych kryteriów jak mężczyźni. Zdobywanie doświadczenia powinno być procesem, który przebiega bez stygmatyzacji żadnej osoby - mówi Misiewicz Wirtualnej Polsce.
- O przyjęciu do wojska decyduje nie płeć, ale spełnienie odpowiednich kryteriów. W nowoczesnej armii nie ma miejsca na stereotypy - dodaje.
Dyskryminacja pozytywna?
Innego zdania wydaje się być Magdalena Pietruszka. W rozmowie z Wirtualną Polską sugeruje, że kobiety w armii są dyskryminowane... pozytywnie. Zdradza, że czasem panie mają po prostu łatwiej. To szczególne uprzywilejowanie bywa postrzegane jako problem przez same żołnierki.
- Wszystko musi być dostosowane do naszych potrzeb. Na pododdziałach mamy własne toalety i prysznice, na zgrupowaniach poligonowych osobne miejsca noclegowe, często w lepszych warunkach, chociażby dlatego, że jest nas mniej i nie śpimy po 10-12 osób w małym pomieszczeniu. Takich plusów mogłabym wymienić jeszcze wiele. Wszystko to powoduje niezadowolenie wśród męskiej części żołnierzy - mówi Pietruszka. - Tak naprawdę ja, jako kobieta, jestem w stanie ich zrozumieć i wcale się nie dziwię, że tak na to reagują - stwierdza.
Zaznacza jednak, że nie wszystkie żołnierki wykorzystują swoją płeć. - Są oczywiście kobiety, które świetnie sobie radzą, ale też takie, które bez pomocy kolegów są bezradne - tu pomoc kończy się zrobieniem całej pracy za nią. A pensje mamy takie same. Aby brać i oczekiwać od kogoś pomocy, trzeba też dać coś z siebie. Bywa tak, że skoro np. odkręcił koło, to równie dobrze może je zdjąć, a skoro zdjął, to niech przy okazji założy. Przeważnie to tak wygląda - mówi Pietruszka.
"Same się pchałyście!"
Zupełnie inny obraz służby wyłania się z opowieści Joanny Zalewskiej. - Nie poczułam, żeby dawano nam jakieś ulgi, czasami nawet wymagano od nas więcej, bo "same się pchałyście!". Oczywiście wszystko było w dobrym tonie - zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską. - Przez kadrę byłyśmy traktowane tak samo, pewnie z tego względu, że naszą kompanią rządziła pani porucznik - mówi Zalewska.
Po chwili zastanowienia przyznaje jednak, że "przez ludzi z plutonu kobiety były traktowane trochę ulgowo". - Jeśli mogli nam w czymś pomóc, to czasami to robili - dodaje.
Obie nasze rozmówczynie zgodnie przyznają, że ten rodzaj pracy znacząco różni się od innych, a specyfika służby w wojsku jest wyjątkowa. Zwracają uwagę na obowiązującą w armii hierarchię, której - chcąc, nie chcąc - trzeba się podporządkować. Joanna Zalewska wspomina, że z początku ciężko jej było przyzwyczaić się do narzuconego, restrykcyjnego harmonogramu i tego, że o niczym nie mogła decydować samodzielnie - W ciągu dnia nie możesz nawet położyć się na łóżku, ciągle byliśmy kontrolowani, czy nie robimy czegoś, co wychodzi poza z góry ustalony plan - wyznaje.
Stwierdza też, że dużym wyzwaniem była dla niej musztra w pełnym słońcu. Raz nawet zdarzyło się jej w takiej sytuacji zemdleć na poligonie. Fizyczny aspekt służby przeważnie nie był jednak problemem. Szczególnie miło wspomina ćwiczenia z tzw. "taktyki", czyli, jak żartobliwie wyjaśnia - "biegania z bronią po lesie". - Byliśmy totalnie padnięci, ale spełnieni - mówi.
Czy służba w wojsku warta jest takich wyrzeczeń i wyczerpujących treningów? - Kobiety, które są odważne, śmiało podejmują wyzwania, posiadają cechy przywódcze, ale też potrafią współpracować w grupie i spełniają wymagania związane ze sprawnością fizyczną. Z pewnością odnajdą satysfakcję z pełnienia służby wojskowej - zapewnia rzecznik MON.
Najlepszą rekomendacją są jednak zapewnienia samych kobiet, że - nawet gdyby mogły - nie zmieniłyby swoich decyzji o wstąpieniu do armii.
- Podejmując się takiej pracy, musimy być przygotowane na wszystko. Ale fakt, że dało się radę, dostarcza satysfakcji. Dziś podjęłabym taką samą decyzję. Wojsko uczy innego zachowania i podejścia do pewnych spraw - zapewnia Magdalena Pietruszka. Wtóruje jej Joanna Zalewska - W życiu bym nie zmieniła tego czasu na coś innego. To była największa szkoła życia - wyznaje.