Kobieta w ciąży czekała na pomoc ponad dwie godziny. Usłyszała "Jest pani piąta w kolejce". Dziecka nie udało się uratować.
Do tragedii doszło na oddziale ginekologiczno-położniczym szpitala w Redłowie. W sobotę około południa Paweł Wasilewski przyjechał na miejsce ze swoją żoną, która w 16. tygodniu ciąży zaczęła mieć skurcze.
Gdy tylko para pojawiła się w przychodni, pani Miłosława zarejestrowała się u pielęgniarek - Żonie zaczęły odchodzić wody płodowe. Gdy dojechaliśmy do szpitala, usłyszała od pielęgniarek, że jest piąta w kolejce - opowiada w rozmowie z portalem radiogdansk.pl, Paweł. - Nikt się nią nie zajął, mimo że wody cały czas odchodziły.
Mężczyzna wspomina, że żona została zbadana przez lekarzy dopiero po dwóch godzinach i to dlatego, że jak przyznaje "zaczął dzwonić do mediów z prośbą o interwencję" - Zanim jednak została położona na oddziale, zanim podano jej kroplówkę, minęły praktycznie kolejne dwie godziny - zaznacza.
ZOBACZ TAKŻE: Policjanci eskortowali rodzącą do szpitala
"Chcą państwo ratować tę ciąże?"
Według Wasilewskiego podczas pierwszego badania u dziecka był jeszcze wyczuwalny puls. - Lekarz zadał pytanie, czy chcemy ratować ciążę. Odpowiedzieliśmy, że oczywiście, że chcemy. Każdy normalny rodzic zrobiłby tak samo. - wspomina.
Niestety dziecka nie udało się uratować. Zmarło następnego dnia. - Największe pretensje mam o to, że w mojej opinii lekarze od razu przekreślili szanse na ratunek - tłumaczy - Powinni pomóc mojej żonie dużo wcześniej - mówi.
Rodzina Wasilewskich zamierza złożyć skargę na działania lekarzy w szpitalu, oraz zawiadomić prokuraturę o niedopełnieniu obowiązków.
Długi czas oczekiwania na pomoc spowodowany tym, że kobieta trafiła do szpitala w sobotę
Jak podaje portal radiogdansk.pl, Małgorzata Pisarewicz, rzeczniczka Szpitali Pomorskich, zapowiada wyjaśnienie sprawy - Mogę tylko powiedzieć, że nie otrzymaliśmy dotąd żadnej oficjalnej skargi od pacjentki. Trudno więc konkretnie odnieść się do tej sprawy. Nie ma jednak wątpliwości, że ją wyjaśnimy - tłumaczy.
Rzeczniczka długi czas oczekiwania na konsultację lekarza tłumaczy tym, że kobieta trafiła do szpitala w sobotę. W dniu, w którym obowiązuje system dyżurowy - Proszę też pamiętać, że oddział ginekologiczno-położniczy rządzi się swoimi prawami. Lekarze prawdopodobnie w tym czasie wypełniali równie pilne obowiązki przy innych pacjentach - zaznacza - Nie mam wątpliwości, że gdyby była taka możliwość, pomogliby natychmiast - mówi.