Knurów. 35‑latek trzy godziny czekał na karetkę. Zmarł

35-latek z Knurowa miał krwiaka mózgu. Chory mężczyzna czekał trzy godziny na przyjazd karetki, która miała zawieźć go na operację. Gdy ratownicy przyjechali do 35-latka, było już za późno. Mężczyzna zmarł. Sprawą zajmie się prokuratura.

Knurów. 35-latek trzy godziny czekał na karetkę. Zmarł
Źródło zdjęć: © PAP

13.07.2018 | aktual.: 13.07.2018 11:27

O dramatycznym wydarzeniu napisał Dziennik Zachodni.

35-latek z Knurowa z woj. śląskiego, podczas niedzielnego spaceru z rodziną, nagle upadł i uderzył głową o asfalt. Zaczął cały się trząść. Atak pojawił się u 35-latka koło godz. 17:30. Kilka minut później bliscy mężczyzny zawiadomili pogotowie. Rodzina została powiadomiona, że karetka jest już w drodze. kilkanaście minut później medycy przyjechali na miejsce, gdzie 35-latek dostał ataku. Ratownicy przytransportowali mężczyznę do szpitala w Gliwicach. Jak podaje Dziennik Zachodni, 35-latek podczas przejazdu karetką czuł się już lepiej, jednak był otumaniony, a cała jego lewa strona była sparaliżowana.

Dramat w szpitalu

W szpitalu został przyjęty na izbę przyjęć, gdzie przeszedł badania. Okazało się, że jego stan się pogorszył i musi być operowany. Lekarze stwierdzili u niego krwiaka po prawej stronie mózgu, po lewej narząd był uszkodzony. 35-latek miał zostać jak najszybciej przetransportowany karetką do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu, by tam przejść operację.

Była godz. 19:00, półtorej godziny od zasłabnięcia 35-latka z krwiakiem mózgu. Karetka miała podjechać godzinę później. Rodzina relacjonowała, że lekarze, rozmawiali już wtedy o tym, że jeśli mężczyzna szybko nie zostanie operowany, to długo nie przeżyje.

Stan zdrowia 35-latka z minuty na minutę się pogarszał. Dwie godziny później o 21:00, rodzina straciła kontakt z 35-latkiem. Mężczyzna jedynie bezwiednie ruszał rękami. Karetka nadal nie przyjeżdżała.

Inny transport nie wchodził w grę

Bliscy 35-latka ze zdenerwowania sami zaproponowali, że zawiozą chorego do Bytomia samochodem. Personel szpitala odpowiedział, że szpital nie może się na to zgodzić, a oni, gdyby mężczyzna zmarł w trakcie transportu, zostaliby oskarżeni o nieumyślne spowodowanie śmierci.

Jeden ze znajomych 35-latka, chciał zadzwonić po karetkę z innego pogotowia ratunkowego, jednak tam odmówili pomocy. Szpital w Gliwicach nie miał z nimi podpisanej umowy.

Karetka przyjechała po 3 godzinach

Karetka przyjechała po 3 godzinach od zawiadomienia. Była już 22:00. 35-latek z krwiakiem mózgu zaczął być operowany o 23:00. Było już za późno. Mężczyzna, po operacji, na chwilę odzyskał przytomność. Następnego dnia rano jednak zmarł.

Lekarze tłumaczą, że nie jest pewne, czy gdyby 35-latek został wcześniej zoperowany, to by przeżył. W jego mózgu były już spore zmiany spowodowane krwiakiem. Lekarka tłumaczyła również, że 35-latek musiał być najpierw przetransportowany do szpitala w Gliwicach, w którym najpierw przeprowadzono diagnostykę. Lekarze podejrzewają, że zawiódł system.

Prokuratura zbada, kto zawinił

Śledztwo w sprawie śmierci 35-latka z krwiakiem mózgu wszczęła Prokuratura Rejonowa Gliwice-Zachód. Prokuratura bada sprawę pod kątem bezpośredniego narażenia życia pacjenta oraz nieumyślnego spowodowania śmierci. Dokładna analiza będzie możliwa po wykonaniu sekcji zwłok 35-latka.

Źródło: Gazeta Zachodnia

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (27)