ŚwiatKłopoty jednej z największych armii świata

Kłopoty jednej z największych armii świata

Rosyjskiej armii brakuje podoficerów, a dotychczasowe reformy ich nie przyciągnęły. Czy sytuację uratują kontraktowi sierżanci?

Kłopoty jednej z największych armii świata
Źródło zdjęć: © US DOD

Przeobrażenia, które zaszły w państwie rosyjskim po upadku Związku Radzieckiego, miały również wpływ na armię. Od powstania Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej w 1992 roku przeprowadzono już ich cztery poważne reformy. Piąta, rozpoczęta w 2008 roku, nazywana przez ministra obrony nadawaniem armii nowego oblicza, nadal jest w toku.

W wyniku dwóch ostatnich reform przeobrażeniu miał również ulec korpus podoficerski. Nie był on trzonem armii radzieckiej i później rosyjskiej, jak w wojskach państw NATO. Większość podoficerów stanowili żołnierze służby zasadniczej, wykorzystywani do prostszych prac i pilnowania kolegów z poboru. Korpus był również jednym z nośników negatywnych zjawisk, takich jak "diedowszczina" (fala) czy przestępczość. Składało się na to wiele różnych czynników. Powszechna niechęć do odbywania służby wojskowej, brak motywacji wywołany przymusowym wcielaniem i ciężkie warunki służby powodowały, że podoficerowie traktowali swoje obowiązki w sposób formalny. Tradycyjnie też oficerowie widzieli w nich nie partnerów w dowodzeniu i utrzymywaniu dyscypliny, ale żołnierzy służby zasadniczej, przeznaczonych do prostych czynności. Bardziej skomplikowane czy wymagające przygotowania technicznego zadania wykonywał zawodowy korpus chorążych.

Kontraktowe niepowodzenia

W ramach reformy forsowanej przez Siergieja Iwanowa, ministra obrony w latach 2001–2007, zmiany miały przekształcić korpus podoficerów, w armii rosyjskiej nazywanych sierżantami. Wiązało się to z ówczesną koncepcją zwiększania liczby jednostek gotowych do szybkiego użycia przez obsadzanie ich żołnierzami kontraktowymi. Docelowo planowano zawarcie kontraktów z około 400 tysiącami szeregowych i podoficerów, którzy utworzyliby profesjonalny trzon rosyjskiej armii.

Przeprowadzony w latach 2004–2007 federalny program, który miał przyciągnąć chętnych na te stanowiska, zakończył się niepowodzeniem. Założono, że do 2007 roku służbę kontraktową powinno pełnić 155,3 tysiąca podoficerów w pododdziałach stałej gotowości bojowej. Przede wszystkim były to jednostki powietrznodesantowe, piechoty morskiej, załogi okrętów podwodnych z rakietami strategicznymi oraz jednostki rozmieszczone na Kaukazie Północnym. Planowano, że do końca 2008 roku co drugie stanowisko podoficerskie zajmą żołnierze na kontraktach. Przyciągnąć miały ich pensje – wyższe o 15–20% od średnich w gospodarce. Ale z zaplanowanych 112 miliardów rubli na ten cel do armii trafiło zaledwie 40 miliardów.

Poza "gorącymi punktami" jak Kaukaz, gdzie wypłacano różne dodatki za działania bojowe, pensje kontraktowych były niższe od wynagrodzeń cywilów. Nie udało się również rozwiązać ich kłopotów mieszkaniowych.

Zastrzeżenia budziły także relacje międzyludzkie. Oficerowie traktowali kontraktowych sierżantów jak żołnierzy służby zasadniczej, a nie samodzielnych dowódców pododdziałów. Niektórzy wymagali pełnej dyspozycyjności również w dni wolne od zajęć służbowych i zamieszkiwania we wspólnych kwaterach na terenie koszar. Część przełożonych wolała opierać relacje w pododdziałach na zasadach nieformalnych.

Skrócenie (od 1 stycznia 2008 roku) zasadniczej służby wojskowej do 12 miesięcy zmniejszyło co prawda liczbę przypadków "diedowszcziny", ale skróciło też znacznie okres czynnej służby podoficerów z poboru. Gdy zakończyli trwające pięć miesięcy szkolenie, pozostawało im tylko siedem miesięcy na stanowiskach podoficerskich.

Podoficerów kontraktowych było około 80 tysięcy, przy czym każdego roku odchodziło ze służby około 18 tysięcy. Wielu opuszczało szeregi armii bez formalnego rozwiązania stosunku służby. Kontrakty podpisywali najczęściej żołnierze słabiej wykształceni, pochodzący z uboższych rejonów Federacji Rosyjskiej, mający kłopoty z odnalezieniem się na cywilnym rynku pracy. Zdarzały się też przypadki zmuszania żołnierzy przez dowódców do podpisywania kontraktów, aby wypełnić nałożone przez przełożonych "limity".

O słabości korpusu świadczył między innymi poziom przestępczości, wyższy niż wśród żołnierzy z poboru. Najwięcej było czynów związanych z naruszeniem zasad pełnienia służby i stosunków międzyludzkich. Wśród poszukiwanych dezerterów przeważali żołnierze na kontraktach.

Nowe oblicze

W październiku 2008 roku kolejny minister obrony Anatolij Sierdiukow zapowiedział reformę armii, która miała nadać jej nowe oblicze. Zrezygnowano z szerszego uzawodowienia, przeznaczając na stanowiska szeregowych głównie żołnierzy z poboru. W założeniach mieli nimi dowodzić kontraktowi podoficerowie. Oficjalnie zaczęto podkreślać znaczenie kształconych sierżantów oraz funkcji, które mieli pełnić. Jednocześnie zapowiedziano duże cięcia w korpusie oficerów i likwidację korpusu chorążych.

W 2009 roku przyjęto nowy federalny program, który miał pomóc uzupełnić stanowiska żołnierzy kontraktowych i podoficerów na lata 2009–2015. Przeznaczono na niego 243,4 miliarda rubli, jednak po cięciach budżetowych zostały nieco ponad 152 miliardy. Dotychczasowi podoficerowie z poboru mają być zastąpieni przez profesjonalistów w służbie kontraktowej. Zgodnie z planami, docelowo zostanie przyjętych od 180 do 250 tysięcy podoficerów tej służby.

Kontraktowi sierżanci mają być rekrutowani głównie ze środowiska cywilnego i przechodzić specjalne kursy, przygotowujące do pełnienia nowych funkcji. Najdłużej będą szkoleni podoficerowie wyznaczani w przyszłości na dowódców plutonów, szefów obsługi technicznej i starszych techników. Nauka trwa dwa lata i dziesięć miesięcy i odbywa się na specjalnych fakultetach wyższych uczelni wojskowych. Umiejętności, które muszą opanować kursanci, są porównywalne do tych wymaganych od oficerów. Tak przygotowani podoficerowie docelowo mają zastąpić likwidowany korpus chorążych. W pozostałych szkołach podoficerskich nauka trwa od pięciu do dziesięciu miesięcy.

Zgodnie z założeniami znacząco wzrosną zarobki kontraktowych podoficerów. Podstawowa pensja ma wynosić około 20 tysięcy rubli, co oznacza wzrost uposażeń o niemal sto procent. Podoficerowie, którzy skończyli kurs przy wyższej szkole wojskowej, będą zarabiać jeszcze więcej. Przewiduje się, że dla żonatych żołnierzy na kontrakcie będą budowane kwatery służbowe.

Pierwsze szkolenia dla podoficerów nowego typu miały zacząć się wiosną 2009 roku. Na egzaminach wstępnych kandydaci osiągnęli jednak zbyt słabe wyniki z przedmiotów ścisłych, a nawet z języka rosyjskiego. Nie najlepiej przedstawiała się też ich sprawność fizyczna. Ponaglani przez ministra obrony przedstawiciele szkolnictwa wojskowego nie zdołali w terminie opracować programu nauczania. Szkolenia trzeba było odłożyć.

Ostatecznie Centrum Przygotowania Podoficerów ruszyło 1 grudnia 2009 roku. Kadra instruktorska pochodzi z dwóch wyższych uczelni wojskowych (łączności i samochodowej) rozwiązanych w wyniku reformy oraz jednej funkcjonującej – powietrznodesantowej w Riazaniu. Z ośmiu tysięcy kandydatów, którzy przystąpili do egzaminu, szkolenie rozpoczęło 248 żołnierzy.

Przyjmowani są tylko kandydaci ze średnim wykształceniem i dobrą kondycją fizyczną. W ramach akcji werbunkowej obiecywano im 30-35 tysięcy rubli pensji. Pułkownik rosyjskiej armii zarabiał wtedy bez dodatków około 25-30 tysięcy rubli. Żołd w czasie trwania kursu wypłacany jest w systemie motywacyjnym. Za osiąganie wyników zadowalających kursanci dostają 12 tysięcy rubli miesięcznie, dobrych - 17 tysięcy, a wyróżniających - 25 tysięcy. Warto dodać, że żołd kandydatów na oficerów w Rosji wynosi 4-6 tysięcy rubli miesięcznie.

Kształcenie prowadzone jest w kilku specjalnościach: samochodowej i pancernej, łączności radiowej, systemów telekomunikacji, radiotechnicznej, łączności utajnionej i dowodzenia.

Optymistyczne plany

Od lutego 2011 roku naborem, organizacją szkolenia i służby podoficerów kontraktowych nie zajmuje się już Główny Zarząd Organizacyjno-Mobilizacyjny Sztabu Generalnego, lecz Departament Szkolenia Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, co wskazuje na wagę, jaką się przykłada do tego projektu.

W grudniu 2010 roku minister Sierdiukow na spotkaniu z deputowanymi Dumy zapowiedział, że pełne skompletowanie stanowisk przewidzianych dla podoficerów na kontraktach nastąpi do 2016 roku. Są to jednak plany optymistyczne. Przyjmując, że co roku zostanie wykształconych około dwóch tysięcy podoficerów (a takie są dzisiaj realne możliwości centrów szkolenia), do 2016 roku będzie ich około dziesięciu tysięcy.

Prawdopodobnie dla zapełnienia etatów podoficerskich resort obrony sięgnie po absolwentów szkół oficerskich. Już dziś na miejscach przewidzianych dla podoficerów służy około pięciu tysięcy oficerów, a co roku mury uczelni wojskowych opuszcza niemal 15 tysięcy podporuczników. Na początku tego roku ministerstwo obrony zapowiedziało, że zmniejszy o mniej więcej 70 tysięcy liczbę oficerów przeznaczonych do zwolnienia w ramach restrukturyzacji armii. Miało to być spowodowane dużym procentowym udziałem tego korpusu w wojskach rakietowych i kosmicznych. Część z nich jednak z pewnością zostanie wyznaczona na stanowiska przewidziane dla podoficerów. Na osłodę zapowiedziano znaczne zwiększenie oficerskich pensji - nawet trzykrotne.

Na etaty podoficerskie masowo są wyznaczani chorążowie, dla których w początkowej wersji reform w ogóle nie miało być w armii miejsca.

Plany, aby na masową skalę zasadniczą służbę wojskową zastąpić kontraktową, nie zostaną zrealizowane. Minister Sierdiukow przyznał, że nie ma pieniędzy na utrzymywanie tylu żołnierzy kontraktowych, ilu chciałoby ministerstwo obrony. W całości obsadzone żołnierzami zawodowymi mają być tylko wojska powietrznodesantowe, które w każdym z czterech dowództw operacyjnych stanowić będą siły natychmiastowego reagowania.

Zgodnie z zapowiedziami ministerstwa, na unowocześnienie armii do 2020 roku wydana zostanie astronomiczna kwota około 650 miliardów euro. Pieniądze te będą przeznaczone głównie na zakup nowoczesnego sprzętu, który, jak stwierdził niezależny analityk wojskowy i korespondent "Nowoj Gaziety" Paweł Felgenhauer, "wymaga zupełnie innego wojska". Wydaje się, że pierwszym krokiem na tej drodze będzie stworzenie profesjonalnego korpusu podoficerów.

Wojna z Gruzją w 2008 roku pokazała, że Rosja potrzebuje profesjonalnych sił szybkiego reagowania. Ćwiczenia "Wostok 2010", przeprowadzone na Syberii w ubiegłym roku, unaoczniły, że w razie konfliktu z Chinami (choćby ograniczonego terytorialnie), który rosyjscy wojskowi i politycy uważają za coraz bardziej prawdopodobny, potrzebne będą również oddziały mobilizowane z wyszkolonych rezerw. W obu przypadkach ciągłość szkolenia i dowodzenia mogą zapewnić właśnie zawodowi podoficerowie. Na całkowicie profesjonalną rosyjską armię w najbliższych latach nie ma jednak szans. Poborowych potrzebują nie tylko wojsko, lecz także inne służby mundurowe, których profesjonalizacja pochłonęłaby ogromne środki.

Grzegorz Janiszewski, "Polska Zbrojna"

Kapitan Grzegorz Janiszewski jest absolwentem wydziału prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz studiów podyplomowych z zakresu prawa europejskiego na tej uczelni. Doktorant w Wyższej Szkole Studiów Międzynarodowych w Łodzi.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)