Klich: zachowanie prezydenckiego pilota było słuszne
Szef MON Bogdan Klich nie chciał komentować decyzji wojskowej prokuratury, która odmówiła wszczęcia śledztwa ws. pilota, który wioząc prezydenta Lecha Kaczyńskiego
odmówił lądowania w stolicy Gruzji, Tbilisi. Minister podkreślił jednak, że w jego ocenie zachowanie lotnika było słuszne.
04.12.2008 | aktual.: 04.12.2008 17:28
- Decyzja pilota była dobra; po ostatnich doświadczeniach naszego pana prezydenta z Gruzji świadczy, że dobrze zadbano wówczas o bezpieczeństwo naszego prezydenta i innych prezydentów - powiedział na konferencji w Sejmie Klich.
Jak dodał, działanie kapitana nie było z nim konsultowane, a w czasie lotu rozmawiał przez telefon jedynie z prezydentem.
Proszony o wykładnię, kiedy i jak prezydent może rozkazywać żołnierzom, szef MON powiedział, że "za pośrednictwem ministra obrony narodowej".
- Zgodnie z ustawą z 1995 r. to minister sprawuje dowodzenie nad Siłami Zbrojnymi poprzez Szefa Sztabu Generalnego WP. Zgodnie z konstytucją minister jest odpowiedzialny za politykę obronną w imieniu rządu RP, przełożonym ministra ON jest prezes Rady Ministrów. Prezydent jako Zwierzchnik Sił Zbrojnych ma bardzo jasno określone kompetencje w konstytucji, które są respektowane, natomiast rozkazy w wojsku wydaje minister obrony - powiedział Klich.
Jak relacjonował minister, z rozmowy, jaką przeprowadził po powrocie pilota do kraju wynikało, że decyzja ws. lądowania w Gruzji "to był najtrudniejszy moment w życiu lotnika". - Decyzja musiała bowiem uwzględniać oczekiwania pana prezydenta i bezpieczeństwo osób, które były na pokładzie - wskazał.
Wybrał w moim przekonaniu słusznie i został za ten wybór wyróżniony - dodał.
W ocenie szefa MON, "tak powinien się zachowywać każdy odpowiedzialny dowódca, nie tylko w lotnictwie, ale także w innych rodzajach sił zbrojnych, jeśli bezpieczeństwo ludzi zależy od niego osobiście". We wrześniu Klich odznaczył pilota srebrnym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju.
Prokuratura prowadziła postępowanie sprawdzające w zakresie odmowy wykonania polecenia dotyczącego prowadzenia statku powietrznego czyli o czyn z art. 343 par.2. Czyn ten jest zagrożony karą od 3 miesięcy do 5 lat. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożył poseł PiS Karol Karski.
Karski pytany czy prezydentowi zależy, by sprawę kontynuować, powiedział dziennikarzom w Sejmie, że nie rozmawiał z nim na ten temat. Chodzi o kwestię wyjaśnienia sprawy, bo jest ważna - dodał.
- Z dokumentów wynika, że minister minął się z prawdą, bo mówił, że pilot samodzielnie podjął decyzję, a w materiałach prokuratury jest napisane, że pilot miał wątpliwości i otrzymał polecenie z zewnątrz o przelocie do Azerbejdżanu - przekonywał Karski. - Tak jak się spodziewałem, ten niski rangą oficer nie podjął na swoje barki tej decyzji - dodał.
W sierpniu, kilka dni po wybuchu walk w Gruzji, prezydent Lech Kaczyński udawał się do tego kraju z prezydentami Litwy i Estonii oraz premierem Łotwy. Samolot poleciał przez Ukrainę do Azerbejdżanu, skąd delegacja udała się do stolicy Gruzji w kolumnie samochodów. Po międzylądowaniu w Symferopolu na Ukrainie, gdzie na pokład wsiadł prezydent Ukrainy, L. Kaczyński chciał, by samolot nie leciał do Gandżi w Azerbejdżanie, lecz od razu do Tbilisi. Po wylądowaniu w Azerbejdżanie prezydent zapowiadał, że "po powrocie do kraju wprowadzimy porządek w tej sprawie", a podczas lotu powiedział o dowódcy załogi, że "oficer powinien być mniej lękliwy".
Jak wyjaśniał rzecznik Sił Powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski, Tu-154 z pułku specjalnego lecąc do Azerbejdżanu wykonywał lot według planu przedstawionego przez Kancelarię Prezydenta. - Nie było zgód dyplomatycznych na lot do Tbilisi, pilot nie miał wiedzy, kto kontroluje przestrzeń powietrzną Gruzji, kto zabezpiecza naziemne środki kontroli ruchu, w jakim stanie jest lotnisko. Po analizie sytuacji pilot podjął decyzję, by lecieć zgodnie z planem - mówił Grzegorzewski.