Kilkanaście lat w więzieniu zmienia człowieka na zawsze. "Widok krwi przynosi im ulgę"© Służba Więzienna

Kilkanaście lat w więzieniu zmienia człowieka na zawsze. "Widok krwi przynosi im ulgę"

Magda Mieśnik
16 marca 2018

Co się dzieje, gdy niewinna osoba trafia do aresztu? - Miałem przypadek 18-latka, który z tego powodu odciął sobie genitalia zaostrzoną łyżeczką - mówi Wirtualnej Polsce dr Jerzy Kahlan, psycholog więzienny. W niektórych zakładach karnych okalecza się nawet połowa skazanych. Są w stanie połknąć 15-centymetrową sprężynę z łóżka, kabłąk od wiadra, czy wbić gwoździe w czoło. Choćby po to, by "odpocząć" na oddziale szpitalnym, czy zyskać w oczach współwięźniów.

Kilkadziesiąt lat jako psycholog pomagał pan więźniom. Czy coś było pana jeszcze w stanie poruszyć?

Do mojego gabinetu w zakładzie karnym na Rakowieckiej w Warszawie przyszedł osadzony. Narkoman i alkoholik. Psychopata. Nosiciel wirusa HIV. Skazany za to, że właściwie spalił swoją babcię za życia. Gdy wszedł, zauważyłem, że ma plaster na czole. Pytam: - Jerzyk, co ci się stało? - Dziurę sobie zrobiłem. - Co ty gadasz? - niedowierzam. - Pokażę panu - mówi i wyjmuje z kieszeni gwóźdź. Długi na kilkanaście centymetrów. Odkleja plaster. Widać tylko mały strupek. I nagle wsuwa sobie ten gwóźdź w ranę. Cały. Nigdy tego nie zapomnę. Prawie miesiąc robił sobie tę dziurę w czole. Milimetr po milimetrze wbijał gwóźdź.

Normalnie funkcjonował z taką raną w głowie?

Miał jakieś drobne dolegliwości, ale czoło między brwiami to jedyne miejsce, gdzie można wbić choćby gwóźdź i nie uszkodzić mózgu. Znajduje się tu przerwa między półkulami mózgu i osadzeni dobrze o tym wiedzą. Choć nie wszyscy mają szczęście i czasem dochodzi do groźnych urazów.

W jaki sposób więźniowie się okaleczają?

Sposobów jest mnóstwo. Najpopularniejsze są wbitki i połyki.

Połknięcie "kotwicy":

Obraz
© Służba Więzienna

Czyli?

To określenia z więziennego żargonu. Wbitka to wbicie przedmiotu we własne ciało. Połyk, czyli połknięcie czegokolwiek.

Co połykają?

Znam przypadek, że osadzony połknął cały metalowy pałąk od wiadra. Do tego dochodzą kotwice, czyli na przykład spinacz na sznurku otoczony w chlebie. Trzeba to połknąć i po kilku godzinach, gdy chleb zostanie strawiony, mocno pociągnąć. Wtedy metal wbija się w ciało. Właściwie osadzeni są w stanie połknąć wszystko, co znajduje się w celi: zapalniczki, długopisy, okulary, sprężyny od łóżek, obcinaczki do paznokci.

Po co to robią?

Powodów jest tyle, ile sposobów okaleczenia. Pamiętam jeden z moich pierwszych przypadków, jeszcze z lat 80. Do aresztu śledczego na Rakowieckiej w Warszawie przywieziono 18-latka. Był podejrzany o zabójstwo. Pierwszy raz trafił za kraty. Źle sobie z tym radził, nie spał. Po kilku dniach, w środku nocy obciął sobie genitalia. Całkowicie. Na szczęście współwięźniowie to zauważyli i mimo silnego krwotoku udało się go uratować.

Przedmioty połkniete za jednym razem przez osadzonego:

Obraz
© Służba Więzienna

Dlaczego to zrobił?

Nie mógł sobie poradzić z oskarżeniem. Prawdopodobnie był niewinny. Po tym wydarzeniu mówił mi, że poczuł wielką ulgę.

Skąd w areszcie wziął tak ostry przedmiot?

Zrobił to chyba zaostrzoną łyżeczką. Wystarczy pocierać jej rączkę przez kilka dni o coś metalowego i zrobi się ostra jak nóż. Ale nie wszyscy stosują tak bolesne metody. Kilka dni ustalano na przykład, od czego zginęli trzej współwięźniowie. Niemal jeden po drugim. Nie mieli żadnych obrażeń. Wyniki sekcji zwłok i zeznania jednego z osadzonych wykazały, że mężczyźni nazbierali igieł z cisów, które rosły na terenie zakładu karnego. Zrobili bardzo mocny wywar i wypili. Okazało się, że zawierał on bardzo silną substancję, która paraliżuje układ oddechowy. Udusili się. Prawdopodobnie chcieli się w ten sposób okaleczyć.

Często samouszkodzenia kończą się śmiercią?

To się zdarza, ale niezbyt często. Więcej jest trwałych powikłań. Na przykład po wbiciu szpilki czy drutu w oko osadzeni na zawsze tracą wzrok.

Skąd mają przedmioty, którymi się ranią?

Gwóźdź, drut, czy sprężynę można wyciągnąć choćby z konstrukcji łóżka. Poza tym, osadzeni przekazują sobie te przedmioty. Ktoś puszcza informację, że potrzebuje drut czy szpilkę, którą potem wbije sobie w oko. I po kilku dniach otrzymuje poszukiwany przedmiot za pośrednictwem współwięźniów. Może też pomóc kalifaktor, czyli więzień, który roznosi jedzenie.

Połknięta sprężyna wyjęta z więziennego łóżka:

Obraz
© Służba Więzienna

Ilu więźniów się okalecza?

Od 8 do 15 proc. osadzonych. Ale znam jednostki, gdzie nawet połowa osadzonych dokonuje samouszkodzeń.

Od czego zależy to, ilu osadzonych w zakładzie karnym się okalecza?

Największe znaczenie ma to, kto przebywa w zakładzie karnym. Najwięcej aktów autoagresji jest tam, gdzie przebywają recydywiści, na drugim miejscu - zakłady z młodocianymi. Trzecia kategoria to areszty śledcze. Recydywiści i młodzi okaleczają się jednak z innych powodów.

Na czym polega różnica?

Samouszkodzenia można podzielić na dwa rodzaje. Pierwsze – reaktywne, czyli wywołane silnymi emocjami, stresem, frustracją, wynikającą z odizolowania. Młode osoby, które pierwszy raz trafiają do zakładu karnego, nie radzą sobie z zamknięciem, nie potrafią się przystosować i odreagowują robiąc sobie krzywdę.

A recydywiści?

Samouszkodzenie może być formą terroryzmu. Osadzeni chcą wpłynąć na decyzję administracji więziennej, policji lub prokuratury. Na przykład wymusić zmianę celi, albo po prostu "odpocząć" na oddziale szpitalnym. To też sposób na podbudowanie swojej pozycji w podkulturze więziennej. Jeśli ktoś zrobił sobie krzywdę, to daje dowód, że jest twardy, nie boi się bólu i konsekwencji. Osadzony może się też dzięki temu "wyprostować", czy w gwarze więziennej oczyścić z podejrzeń. Im bardziej drastyczne samouszkodzenie, tym mocniejszy argument do przekonania tych, którzy stawiają mu zarzut.

Kobiety też się samookaleczają?

Zdecydowanie. Na 10 osadzonych robi to 4-5 mężczyzn i 2-3 kobiety.

Stosują takie same metody jak mężczyźni?

Mężczyźni wybierają bardziej drastyczne okaleczenia. Dla nich liczy się efekt końcowy. Kobiety bardziej zwracają uwagę na to, by się nie oszpecić. Częściej coś łykają, a jeśli już się tną, to wysoko na udach, co potem można przykryć ubraniem.

Pamięta pan jakiś szczególnie drastyczny przypadek autoagresji u kobiet?

Pracowałem przez kilka lat na warszawskim Grochowie. Jest tam zakład karny dla kobiet zwany Kamczatką. Była tam osadzona z wieloma bliznami po cięciach. Na rękach, nogach. Parę razy była ratowana z powodu zagrożenia życia. Wypiła środek do czyszczenia rur kanalizacyjnych. Zachowywała się tak agresywnie, że ukarano ją celą izolacyjną, co u kobiet bardzo rzadko się zdarza. Robiła to z powodu konfliktu w zakładzie karnym.

"Kotwica" zrobiona z okularów:

Obraz
© Służba Więzienna

Ból nie jest przeszkodą?

Kobiety boją się bólu, i to bardzo. Dlatego rzadziej sięgają po najbardziej drastyczne okaleczenia. Ale są też przypadki skrajne. Jedna z młodych osadzonych mówiła mi, że tnie się naprawdę głęboko, bo widok dużej ilości krwi ją uspokaja.

Żeby się okaleczać, trzeba mieć predyspozycje ku temu, czy po prostu izolacja wywołuje takie zachowania?

Skłonność do samookaleczeń wiąże się z typem osobowości psychopatycznej. U mnie, u pani też można ją wykryć, ale u nas i większości ludzi poziom jej natężenia jest na tyle niski, że tłumimy go dzięki samokontroli i przyjętemu systemowi wartości. Jeśli czasem przyjdzie nam do głowy pomysł, żeby zrobić coś złego, od razu uruchamia się nasz nabyty system wartości i odstępujemy od tego. Ale w zakładach karnych dominują osobowości psychopatyczne. Psychopata nie musi mordować, gwałcić, zadawać bólu, kłamać, ale sobie na to pozwala. Można w ciemno powiedzieć, że jeśli więzień dokonał samookaleczenia, to jest psychopatą.

Więźniowie od zawsze się okaleczali?

Tak, ale na małą skalę. Dopiero w PRL liczba takich aktów bardzo wzrosła, ponieważ wprowadzono kary za samookaleczenia. A dla podkultury więziennej łamanie prawa jest wartością najwyższą.

Metody samookaleczania na przestrzeni lat się zmieniały?

Pod koniec lat 70. i na początku 80, gdy w Polsce pojawił się wirus HIV, osadzeni zaczęli sobie wstrzykiwać zarażoną krew. Chcieli w ten sposób wymusić zwolnienie z odsiadywania kary. W tamtym czasie administracja więzienna nie wiedziała, co robić z osadzonymi, którzy się zarazili. Dlatego wykorzystywano różne luki prawne lub naciągano problemy ze zdrowie i po prostu ich wypuszczano. To się natychmiast rozeszło po więzieniach i ruszyła lawina zakażeń. Na szczęście, szybko to powstrzymano.

Teraz też zdarzają się przypadki celowego zarażania HIV?

Raczej nie, ponieważ nie wiąże się to z żadnymi korzyściami. Zarażeni mają osobne oddziały, ale nie mają lepszych warunków niż inni osadzeni.

Można powstrzymać samookaleczenia?

Biorąc pod uwagę fakt, że najczęściej takie reakcje wywołują psychopatyczne skłonności, to nie ma na to lekarstwa. Psychopatia to zaburzenie osobowości, dlatego resocjalizacja takich osób jest bardzo trudna. Praktycznie nieskuteczna.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (73)