Kelnerki nad Bałtykiem załamują ręce. Zamiast napiwków dostają żetony na myjnię i prezerwatywy
Żetony na myjnię, kupony zniżkowe do sklepu czy nawet prezerwatywa. Takie rzeczy zdarza się znajdować kelnerkom. Nie, to nie śmieci. Klienci zostawiają to zamiast napiwku...
Rozmawiają dwie kelnerki w restauracji na Półwyspie Helskim:
- Jak twoja zmiana?
- Pobiłam rekord w złocie.
- Ile?
- W ciągu ośmiu godzin 12 złotych w jedno-, dwu- i pięciogroszówkach.
Pracownicy nadmorskich knajpek widzieli już niemal wszystko. Zamiast kilku złotych napiwku turyści zostawiają im to, co akurat mają w kieszeni lub torebce. – Po tym jak wydałam rodzinie resztę, w zamian dostałam żeton na myjnię. Ojciec dzieci stwierdził, że to wartość pięciu złotych. Tyle że ja nawet nie mam prawa jazdy. Wstyd i żenada – mówi Sylwia, która dorabia sobie w wakacje w smażalni.
W koszyczku, w którym podaje klientom rachunki za posiłki, tylko w ostatnich dniach znalazła m.in. kupony zniżkowe do popularnego sklepu z ubraniami, które są dołączane do gazet, próbkę kremu do opalania wydartą z magazynu dla kobiet, cukierki i… prezerwatywę.
- Chłopak, który ją tam włożył, stwierdził, że takie rzeczy każdemu się przydają, a on już wyjeżdża i nie wykorzysta – mówi Sylwia.
Pracownicy knajpek zwracają uwagę, że napiwków dostają coraz mniej. – Bardzo powszechne stało się płacenie kartą. A wtedy klienci mają łatwe wytłumaczenie, by nie zostawiać napiwku. Mówią, że nie mają gotówki i tyle – mówi Karolina.
Jeszcze dwa, trzy lata temu z napiwków dziennie miała nawet 300-400 złotych. – Dzisiaj pracowałam 10 godzin. Dorobiłam 67 złotych, w tym część w dwu- i pięciogroszówkach. Najgorsze, że ludzie nie dają napiwków, bo mówią, że i tak dostajemy pensję. A szef z kolei mówi, że daje nam małą pensję, bo i tak dorobimy na napiwkach. Karolina zarabia miesięcznie 2,1 tys. zł. Pracuje bez żadnej umowy i składek.
- Sytuacja z wczoraj. Rodzina z dwójką dzieci. Bardzo dobrze ubrani. Rachunek wyniósł ponad 200 złotych. Gdy wydawałam resztę mężczyzna stwierdził, że nie da mi napiwku, bo nie starczy mu na lody dla dzieci. Reszta to było 80 złotych – mówi Karolina.
Dużo lepszymi klientami pod tym względem są zagraniczni turyści. Kelnerki przyznają, że zostawiają po kilka, kilkanaście euro. – Polacy uważają, że wszystko im się należy. Najlepiej za darmo. Potrafią zwrócić w połowie zjedzone danie, bo według nich jest zimne. Nie chcą za nie płacić. Tylko dlaczego zjedli już tak dużo? – mówi Sylwia.
Według specjalistów od savoir-vivre napiwek powinien wynosić 10-15 proc. wartości zamówienia. – chociaż czasem jak widzę kilka osób, które z wielkim bólem zrzucają się po złotówce, to już wolę nic nie dostać – mówi kelnerka, która drugie wakacje dorabia w restauracjach.
Jak wynika z badań Szkoły Głównej Handlowej, napiwki "bardzo często" lub "zawsze" zostawia 40 proc. respondentów, a "nigdy" i "rzadko" 19 proc. Najczęściej zostawiamy napiwki sięgające 6-10 proc. wartości rachunku.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl