KE chce zablokować środki dla Węgier. Polska będzie następna?
KE będzie wnosić o zablokowanie 65 proc. środków unijnych, które miały trafić na Węgry. Chodzi o około 7,5 mld euro z trzech programów polityki spójności. Decyzja KE ma związek z obawami o korupcję i stan praworządności w kraju rządzonym przez Viktora Orbana. Informacja ta wzbudziła spore poruszenie również w Polsce, której też zarzuca się naruszanie praworządności.
Temat decyzji Komisji Europejskiej w sprawie Węgier został poruszony w programie "Kawa na ławę" na antenie TVN24.
- Ta decyzja była spodziewana. KE zapowiadała to publicznie, więc w swoim postępowaniu wobec Węgier jest konsekwentna - mówił europoseł PO Bartosz Arłukowicz. Według niego jest prawdopodobne, że jeśli polski rząd nie zmieni swojej polityki wobec UE i wymiaru sprawiedliwości, to Komisja Europejska podejmie podobne kroku również wobec Polski.
Posłanka Mirosława Stachowiak-Różecka (PiS) przekonywała, że taki scenariusz Polsce nie grozi. Jak mówiła, KE chce zablokować Węgrom środki UE przede wszystkim ze względu na problem korupcji w tym kraju, który w Polsce w takiej skali nie występuje. - To smutna wiadomość, ale jest to problem Węgier - zaznaczyła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: uderzał w premiera. Wraca do rządu. "Liczę na jego determinację"
Włodzimierz Czarzasty z Lewicy zgodził się, że środki unijne, która Polska już otrzymała, są u nas wydawane i rozliczane prawidłowo. Dodał jednak, że nasz kraj i tak straci ogromne pieniądze z KPO. - Uważam, że działacie na szkodę naszego państwa - zwrócił się do przedstawicielki Prawa i Sprawiedliwości.
Andrzej Dera z Kancelarii Prezydenta stwierdził z kolei, że decyzja KE w sprawie Węgier nie ma podstawy w unijnym prawie. - Wszelkie działania Komisji Europejskiej muszą się opierać na traktacie. Jeżeli chodzi o tą sprawę, nie ma podstaw traktatowych. W związku z tym to są klasyczne działania polityczne - oświadczył.
Węgry bez unijnych pieniędzy. Burza w internecie
Decyzja KE była też komentowana na Twitterze. Znany ze swoich antyunijnych wypowiedzi poseł Janusz Kowalski z Solidarnej Polski ocenił, że kolejna po Węgrzech może być Polska.
"Bezprawne pozbawienie Węgier unijnych funduszy to koniec UE, jaką znamy. Być może w ogóle koniec UE. I to w tej dekadzie. Skompromitowani realizacją polityki Merkel i Putina eurokraci łamią kręgosłupy suwerennym państwom, które mówią "nie" federalizacji UE" - napisał Kowalski.
Z kolei Tomasz Trela z Lewicy napisał, że zablokowanie unijnych środków to cena, jaką rzad Orbana będzie musiał zapłacić za łamanie praworządności. "Jeśli Polska nie chce do nich dołączyć i zobaczyć, jak działa mechanizm warunkowości, PiS musi natychmiast przestać ulegać Ziobrze i zacząć przestrzegać prawa!" - dodał polityk.
Podobną opinię wyraził były premier Marek Belka. Jego zdaniem, utrata 7,5 mld euro z UE to koszt "orbanokracji". "Czy naprawdę nie jest lepiej uczyć się na cudzych błędach i mądrość zdobywać przed, a nie po szkodzie?" - pytał.
Węgrzy stracą miliardy euro z UE? KE uderza w Orbana
Decyzja o uruchomieniu wniosku przeciwko Węgrom została podjęta przez Komisję Europejską jednomyślnie.
Jak napisano w opublikowanym komunikacie, blokada unijnych środków ma na celu "zapewnienie ochrony budżetu UE i interesów finansowych Wspólnoty przed naruszeniami zasad praworządności na Węgrzech".
- Dzisiejsza decyzja jest wyraźnym dowodem determinacji Komisji w zakresie ochrony budżetu UE i wykorzystania wszystkich dostępnych nam narzędzi, aby osiągnąć ten ważny cel. (…) Chodzi o naruszenia praworządności, która zagraża wykorzystaniu i zarządzaniu funduszami UE - powiedział komisarz ds. budżetu Johannes Hahn.
Komisarz zwrócił uwagę na nieprawidłowości w węgierskich przepisach, dotyczących zamówień publicznych, brak zabezpieczeń przed konfliktami interesów i nieskuteczna walkę z korupcją.
Rada ma teraz miesiąc na podjęcie kwalifikowaną większością głosów decyzji, czy przychylić się do wniosku KE. W wyjątkowych okolicznościach termin ten można przedłużyć maksymalnie o kolejne dwa miesiące.
Przeczytaj też: