"Każdy chciałby przejąć władzę, ale chyba nikt nie jest na to gotowy"
Zapowiedzi konstruktywnych wniosków nieufności wobec rządu, czyli prawdziwa fala krytyki jaka ma spaść na rządzących, nieoczekiwanie uwidacznia interesujące rozgrywki w obrębie samej opozycji. Każdy chciałby przejąć władzę, ale chyba nikt nie jest na to gotowy. To wszystko zainspirowało nas do prześledzenia najbliższych planów poszczególnych partii i wysnucia interesujących wniosków.
26.07.2012 | aktual.: 21.08.2012 13:05
Bitwa o wotum – kto pierwszy?
Na ostatniej Radzie Politycznej, PiS ogłosił swoją ofensywę, na jesieni ma nastąpić miażdżąca krytyka rządu. - Nasz wniosek o konstruktywne wotum nieufności będzie wyrazem nie tylko krytyki, ale i pokazaniem, że jest alternatywa merytoryczna – mówi Joachim Brudziński. Poseł dodaje, że partia jest przygotowana programowo. Pakiety ustaw zostały uaktualnione, główne tematy to rodzina, zatrudnienie dla młodych i służba zdrowia.
Czy to oznacza, że Prawo i Sprawiedliwość ustawiło się już na starcie do wcześniejszych wyborów? Brudziński nie udziela jednoznacznej odpowiedzi, „ale zawsze rolą opozycji jest dążenie do wcześniejszych wyborów”. - Na jesieni będziemy chcieli powołać nowy rząd, rząd przejściowy, techniczny, czyli pozaparlamentarny - mówi.
Czy PiS ma już kandydata na premiera? Poseł potwierdza, ale nazwisko zostanie ogłoszone dopiero z chwilą złożenia wniosku o konstruktywne wotum nieufności. Czy jesień to jednak nie za późno? Dlaczego nie teraz? Może to oznaczać, że Prawo i Sprawiedliwość jeszcze nie ma gotowej argumentacji, a już na pewno nie jest przygotowane do przejęcia władzy. Możliwe też, że zapowiedź wniosku była reakcją na informację, że Ruch Palikota również do tego się przymierza. Nie można było dopuścić do tego, by oskarżany Ruch o nieformalną koalicję z PO wyprzedził PiS w krytyce rządu. A tak właśnie może się stać. Podobno wniosek Ruchu Palikota jest już w pełni gotowy, brakuje jednak wsparcia z zewnątrz. Aby złożyć taki wniosek, potrzebne jest poparcie minimum 46 posłów, a Klub RP liczy 43. Nie byłoby wielkiego zaskoczenia, gdyby z pomocą przyszli posłowie Solidarnej Polski. To byłaby wielka szansa, by zaznaczyć swoją obecność. Partia sama przyznaje, że jako podmiot polityczny ma mniejszą rozpoznawalność niż PJN, więc może?
Problemem jednak jest ewentualna reakcja konserwatywnego elektoratu SP. Po co przebijać się do świadomości wyborcy z informacją, że nawiązuję się tak ścisłą współpracę z RP przeciwko PiS-owi? Czy SP będzie musiała uporać się z takim dylematem, to zależy kto pierwszy taki wniosek złoży.
Niezależnie, kto to zrobi, Platforma zupełnie się tym nie przejmuje. - PiS wystąpił z jakimś błazeństwem i tyle – kwituje Stefan Niesiołowski, który jednak przyznaje, że zapowiada się interesujące widowisko. - Ciekawe, kogo zaproponują na premiera... ja myślę, że znakomity byłby pełen kultury i taktu Joachim Brudziński, ale duże szanse ma też profesor Pawłowska, osoba o dużej etyce i wrażliwości... - podpowiada Niesiołowski.
Gotowość opozycji na przyspieszone wybory nie robi wrażenia? - Niech się szykują, gratuluję, sam im podsunąłem trzy kandydatury na premiera, więc po co nowe wybory, może już na jesieni znajdą większość – mówi Stefan Niesiołowski. Może i sarkazm Niesiołowskiego jest uzasadniony, bo paradoksalnie przyspieszone wybory mogłyby okazać się najbardziej korzystne właśnie dla PO. Sondaże dają im przewagę, a kolejne wygrane wybory tylko ugruntowałyby ich pozycję. Ciężko uwierzyć, że opozycja nie zdaje sobie z tego sprawy, więc próby dokonania jakiegoś przewrotu należałoby potraktować jako dążenie do zmasowanego ataku na rządzących i promocji własnej marki. Tak jak SP ma świadomość, że prawie nikt o nich nie wie, tak samo Ruch Palikota wie, że na chwilę obecną nie jest w stanie wygrać wyborów. Robi jednak dobrą minę do złej gry. - Koalicja skompromitowała się, game over, nareszcie – mówi Robert Biedroń (RP). Czy na pewno „game over” Ruchowi się opłaca? Wiadomo, że wszystkie partie kalkulują swoje szanse, wiadomo też,
że dodatkowy potencjał dla Ruchu to ludzie młodzi, którzy przepustkę na wybory w postaci dowodu osobistego dostaną dopiero za rok, dwa, trzy lata, czyli tak naprawdę większe szanse RP ma dopiero w wyborach, które nastąpią w normalnym terminie.
A co by się jednak stało, gdyby plotka o pewnym faksie Platformy Obywatelskiej z zapytaniem o gotowość folderów kampanijnych na wrzesień była prawdziwa? Może tylko tyle, że „nowe otwarcie”, jakie PO zapowiada na jesieni, będzie służyć poprawie wizerunku i skończy się na tym, że zobaczymy odświeżone twarze i hasła.
W konkurencji składania wniosków, czy też w wyścigu do przedterminowych wyborów nie bierze udziału SLD. Wszystkim znana jest antypatia, jaką ta partia darzy RP, więc o pomocy ze strony Sojuszu nie ma mowy, zwłaszcza, że na chwilę obecną z dystansem odnoszą się do samego wniosku. - Taki wniosek można składać, kiedy jest szansa na przegłosowanie, a PO i PSL do tego nie dopuści, więc na tę chwilę jesteśmy przeciwni takim ruchom – mówi rzecznik SLD Dariusz Joński. Generalnie SLD charakteryzuje się wielkim spokojem, a może cicha woda brzegi rwie? Nic na to nie wskazuje. Leszek Miller deklaruje wyważone zachowanie. - Za dwa lata są wybory do samorządów lokalnych i do europarlamentu, więc od jesieni na tym będziemy się koncentrować – mówi przewodniczący SLD. Czym Sojusz będzie chciał się wyróżnić? - Jako europejska lewica socjalna, czyli taka, która koncentruje się na dostępie do dobrej ochrony zdrowia, edukacji, pracy. Lewica, która uważa, że konstytucja musi być ważniejsza niż ewangelia, a każda praca jest
ważniejsza niż zasiłek – odpowiada Miller. 27 lipca – przejść czy nie przejść?
Do 27 lipca politycy Solidarnej Polski muszą się zdecydować: wrócić czy nie wrócić do PiS. Jak zapowiada Joachim Brudziński, po tym terminie drzwi do PiS-u zatrzasną się przed nimi na amen.
Jak mówi rzecznik SP Patryk Jaki, waha się jedna osoba. Nie znamy nazwisk, ale my wiemy o takich dwóch. Czy to prawda, przekonamy się już wkrótce.
Co się stanie, jeśli Solidarni się uszczuplą? - Solidarna Polska to partia ludzi ideowych, więc jeśli jedna, czy dwie osoby zdecydują się na odejście, to nie jest to dla nas problem – mówi Jaki. Rzecznik wręcz dziwi się, że ewentualnie tylko dwóch posłów przejdzie do PiS-u, bo podobno partia matka kusi startem do Parlamentu Europejskiego i innymi atrakcyjnymi stanowiskami.
- W porównaniu do PiS-u, my nie mamy żadnych subwencji, PiS ma 30 mln zł rocznie, a my zero. Mamy za to dużo chęci i fajny program, wszystko opiera się na pasji – mówi rzecznik SP. Solidarna Polska to najmłodszy Klub w Parlamencie, ale czy ta młodzieńcza energia odbije się w sondażach? - Tego nie da się zrobić pstryknięciem palcami, PiS pracował na swoją pozycję 10 lat, a my jako partia funkcjonujemy zaledwie kilka miesięcy – odpowiada Patryk Jaki. - Chcemy być nowoczesną partią prawicową, partią z którą można rozmawiać, która jest otwarta na świat. Partią, która reprezentuje młode pokolenie – kontynuuje. W sierpniu SP zajmie się dwoma głównymi sferami: instytucją rodziny (płatne urlopy macierzyńskie, bezpłatne żłobki i przedszkola), a także pomocą młodym ludziom przy tworzeniu zakładów pracy. - Jesteśmy przekonani, że systematyczną pracą dotrzemy do świadomości obywateli, że istnieje inna prawica niż PiS – mówi Jaki z przekonaniem. A czym się odróżnicie od PiS-u? - My jesteśmy otwarci na tyle, by móc
współpracować z każdym ugrupowaniem, poprzemy każdy dobry projekt niezależnie od jego autorstwa – mówi rzecznik. Na dowód tego przywołuje współpracę z Ruchem Palikota, z którym zgadzają się co do wizji poszerzania swobód gospodarczych. Jednak SP nie chce odróżniać się od PiS-u na siłę. - Jeśli chodzi o sferę wartości, to jesteśmy podobni. Stworzyliśmy SP, bo w PiS-ie popełnia się zbyt wiele błędów bez wyciągania wniosków. Jest tam zbyt dużo zacietrzewionych osób nastawionych na utrzymanie własnej pozycji w partii, a nie na zmianę naszego kraju. My chcemy być lepsi. U nas krytyka jest możliwa, nawet głównego lidera – dodaje rzecznik SP.
Co na to wszystko Prawo i Sprawiedliwość? Jeśli na zaproszenie do powrotu odpowiedzą góra dwie osoby, to jak PiS ma wygrać wybory, jeśli do tej pory podkreślał, że tylko zjednoczona prawica może tego dokonać?. - Jeśli nikt nie wróci, to wtedy SP bierze na siebie odpowiedzialność za osłabienie szans polskiej prawicy - mówi Joachim Brudziński. A PiS będzie usprawiedliwiony, jeśli przegra wybory..? - Nie sądzę byśmy mieli je przegrać, bo po drodze będą eurowybory i to one ostatecznie pogrzebią ten rząd i SP – odpowiada. Więc co się stanie po 27 lipca? - Wystosowane zaproszenie miało na celu zakończenie bełkotliwej narracji Solidarnej Polski o dwóch płucach prawicy, ale również chcieliśmy uspokoić naszą partię od wewnątrz. Nie może być sytuacji, by po wyborach wychodzić z Prawa i Sprawiedliwości, w nowym klubie pobyć wiceprzewodniczącym jakiejś komisji, pobrylować w mediach, a przed kolejnymi wyborami wracać z powrotem, więc 27 lipca to absolutnie ostateczny termin na taką decyzję – mówi Brudziński. Czy ktoś ją
podejmie? Odliczamy godziny. * Koniec z Polską liberalną?*
Na bieżącym posiedzeniu sejm odrzucił wniosek o to by związki partnerskie znalazły się w porządku obrad. Czy to oznacza, że liberalizacja naszego kraju kończy się wyłącznie na obecności Ruchu Palikota w sejmie? - Nie! Na każdym posiedzeniu sejmu, i właśnie teraz składam tę obietnicę, będziemy zgłaszać taki wniosek! Uważam, że społeczeństwu należy się choćby debata na ten temat – mówi Robert Biedroń. Ale co z tego? W dzisiejszych realiach nie ma szans na uchwalenie utopijnych haseł Ruchu Palikota. Dzięki nim osiągnęli sukces w wyborach, przez nie również są atakowani. - Oczywiście, że dla tych wszystkich leśnych dziadków, którzy są w sejmie, nasza wizja Polski to utopia! Ale oni nie posiadają żadnej wizji i Polskę mają w czterech literach – mówi poseł. Biedroń dodaje, że właśnie afera taśmowa jest na to dowodem. - A my jesteśmy poza wszelkimi układami, więc fakt, że nie mają na nas żadnych haków jest dla nich szokiem – śmieje się Biedroń. - Oczywiście, że depenalizacja niewielkiej ilości marihuany, czy też
legalizacja związków partnerskich, in vitro, liberalizacja prawa do aborcji to dla nich pomysły z kosmosu, bo im do głowy nie przyjdzie, że można żyć w wolnym państwie – dodaje.
Ruch Palikota zamierza trzymać się swoich sztandarowych postulatów, ale i bronić swobód, które „jeszcze mamy”. - Ale w tym sejmie, w tym ciemnogrodzie, nie da się posunąć do przodu ani o milimetr. Aby coś zmienić musimy przejąć władzę, a za niedługo to będzie możliwe. Tak jak nie wierzę w Boga, tak nie wierzę w sondaże, ale one i tak są dla nas optymistyczne, a nasze poparcie będzie rosło – przekonuje Biedroń. Co sprawi, że tak się stanie? - Mieliśmy takie hasła jak "zero bezrobocia" i "budujemy fabryki" i na jesieni przedstawimy konkretne projekty ustaw, które pokażą, że to nie są tylko puste hasła – mówi poseł.
Ruch Palikota konsekwentnie idzie drogą totalnego liberalizmu, a co z Platformą Obywatelską, która jeszcze kilka lat temu głosiła hasła o podobnym charakterze? W kontekście patowej sytuacji związanej z in vitro, wydaje się, że Platforma sama nie wie, jaka jest. Czy próba wypracowania jednorodnego stanowiska w PO odnoszącego się do in vitro, będzie swoistym poszukiwaniem własnej tożsamości? Bo „ta różnorodność”, która dla polityków PO oznacza siłę, nagle okazuje się być największym destabilizatorem nie tylko samej PO, co państwa, bo co ma zrobić partia, która z perspektywy poglądów swoich członków potencjalnie jest w stanie zrobić wszystko na wszystkie sposoby? Z rozpostartymi szeroko skrzydłami można fruwać, ale nie stąpać po ziemi, więc czy PO w końcu się określi?
- Jesteśmy określeni, oczywiście w kilku bardzo ideowych sprawach są podziały, ale PO jest wielką partią, która nie powstawała wokół projektu in vitro – ripostuje Stefan Niesiołowski. Poseł podkreśla, że ta zaistniała różnica zdań nie stanowi problemu, bo „partia powstawała wokół liberalnego projektu gospodarczego i tu PO doskonale zdała egzamin”. - Kryzys nas ominął i Polska bardzo dobrze się rozwija, natomiast in vitro to problem marginalny, ale myślę że w najbliższym czasie i tu znajdziemy rozwiązanie – mówi Niesiołowski. Bliższe prawej czy lewej strony? - Bardziej liberalnego podejścia do sprawy niż obecnie nie ma na świecie, więc tak naprawdę każdy przyjęty projekt w stosunku do obecnego stanu rzeczy będzie konserwatywny – sprytnie odpowiada poseł, więc staramy się za nim nadążyć: więc gdyby Platforma przeciągała sprawę i nic nie ustanowiła, to podpisujecie się pod tym, co funkcjonuje obecnie? - Takiego wniosku bym nie wyciągał, bo to cały Parlament może nie być zdolny uchwalić ustawy – mówi poseł. Aha,
czyli winą za niepowodzenie będą obarczeni wszyscy, a dalej jak nie ma regulacji, to może ich nie będzie wcale, a w takiej sytuacji rozpatrując Polskę od strony struktur liberalnych, to będzie dość znaczący akcent w tej machinie.
A co przyniesie afera taśmowa?
Nie wiadomo, czy sprawa jest tak poważna, czy to skutek sezonu ogórkowego, ale ostatnio nie mówi się o niczym innym. Co z tego wyniknie? Według opozycji - wszystko – stąd zapowiedzi konstruktywnego wniosku nieufności, według koalicji – nic. Nic?? Żadnych trzasków między koalicjantami? - Koalicja ma się bardzo dobrze, ta afera jest dęta – oburza się Stefan Niesiołowski. - Nikt nie ma prawa nas krytykować, proszę pokazać partię, która pod tym względem jest bez grzechu. Jeżeli nas poucza PiS, to jest niebywały festiwal obłudy – dodaje. Politycy PSL-u również bagatelizują sprawę i czekają jak wszystko przycichnie. Czy naprawdę nie będzie żadnych konsekwencji? Choćby dla wewnętrznych wyborów w Stronnictwie, które odbędą się na jesieni?
Jak przekonuje Stefan Żelichowski pozycja Waldemara Pawlaka jest na tyle ugruntowana, że nie ma szans na zmianę lidera. To bardzo ciekawe, bo już wydawać by się mogło, że afera taśmowa to najlepsze okoliczności by wywindować nowego przywódcę, niekojarzonego z układami i wysokimi stołkami, jak np. Janusza Piechocińskiego, który był i chyba jest na to gotowy. Poddajemy to w wątpliwość, bo usłyszane wczoraj „taka osoba jak ja zawsze sobie poradzi, czy to w partii, czy to poza nią” budzi kolejne pytania. Czy to oznacza, że Piechociński wyczuwa skostniałą solidarność wobec Pawlaka, czy też koniec samego PSL-u? To się okaże, na razie ludowcy czekają na uspokojenie sytuacji, pomaga mu w tym koalicjant, więc może im się to udać. Więc co dalej?
- Nasze cele się nie zmieniły, dalej budujemy Polskę tak jak jeszcze nikt tego nie robił, ratujemy ją przed kryzysem, robimy reformy, zreformowaliśmy system emerytalny, stopniowo cofamy przywileje, sondaże są znakomite, przewaga nad PiS-em jest większa niż w dniu wyborów.. – mówi Niesiołowski jakby wyliczał obłoki na niebie. Czy faktycznie jest i będzie tak różowo?
To zależy od was.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska