Kazachstan przed prezydenckimi wyborami - boi się kryzysu gospodarczego i... Rosji
W Kazachstanie zbliżają się przedterminowe wybory prezydenckie. Ich zwycięzcą najprawdopodobniej zostanie Nursułtan Nazarbajew, który rządzi krajem od niemal ćwierćwiecza. Ale "wódz ludu" nie będzie mógł liczyć na błogi spokój w kolejnej kadencji. Dla Kazachstanu zbliżają się ciężkie czasy - widmo gospodarczych trudności i zakusów potężnego sąsiada, by odbudować rosyjskie imperium. Już sama obawa rządzących przed powtórką z Ukrainy jest groźna dla kraju. A oliwy do ognia dolał jakiś czas temu Władimir Putin, sugerując, że niepodległość Kazachstanu to wyłącznie dzieło rządów Nazarbajewa. Co się stanie, gdy starzejącego się przywódcy Kazachów zabraknie?
12.03.2015 | aktual.: 12.03.2015 11:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Przewodzę Kazachstanowi od początku uzyskania niepodległości. Może już czas na zmianę scenografii - mówił jeszcze przed tygodniem 74-letni Nazarbajew. Faktycznie, jest on pierwszym i jak dotąd jedynym prezydentem Kazachstanu, który w 1991 r. przestał być częścią ZSRR. Choć, dla ścisłości, sam Nazarbajew dzierży stery władzy nawet dłużej - wcześniej był pierwszym sekretarzem Komunistycznej Partii Kazachstanu.
Krajem, który jest niemal dziewięć razy większy, a jednocześnie o ponad połowę mniej liczny niż Polska, Nazarbajew rządzi twardo, a obrońcy praw człowieka mają Astanie niejedno do zarzucenia. Mimo to po ostatnich wyborach w 2011 r. mógł się pochwalić niemal 96-procentowym poparciem (dla sprawiedliwości: żadne dotychczasowe głosowanie w Kazachstanie nie zostało uznane przez OBWE za wolne). Niedawne teatralne metafory Nazarbajewa zrodziły więc pytania, czy może on zrezygnować ze startu w przewidzianych na koniec kwietnia wyborach? Wkrótce okazało się, że jedynym teatrzykiem była sama wypowiedź Nazarbajewa.
Aleksandra Jarosiewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, że kazachski przywódca nie pierwszy raz prowadził grę ze społeczeństwem, które miało go prosić o ponowne objęcie fotelu prezydenta. Nie inaczej było tym razem - w środę rządząca partia Nur Otan jednogłośnie wysunęła wyborczą kandydaturę Nazarbajewa. Prezydent mógł już tylko ogłosić, że jest gotowy do dalszego rządzenia.
Także to, że głosowanie odbędzie się wcześniej niż wynikałoby z kalendarza prezydenckiej kadencji, nie jest niczym nadzwyczajnym w Kazachstanie (tym razem oficjalnym powodem była chęć uniknięcia głosowania do parlamentu i na prezydenta w jednym roku). A jednak tegoroczne przedterminowe wybory wydają się być czymś więcej niż "tradycją". - Tymi innymi przyczynami są obawy Kazachstanu przed pogorszeniem się sytuacji gospodarczej oraz przed Rosją - wyjaśnia ekspertka OSW.
2014 r. nie był bowiem łatwy dla Astany. Światowy spadek cen ropy i zachodnie sankcje nałożone na Rosję w związku z konfliktem na Ukrainie odbiły się także na kazachskiej gospodarce. To nie jedyne kłopoty Astany. Choć Kazachstan jest uważana za bliskiego sojusznika Moskwy (od stycznia tego roku kraje współtworzą - razem z Białorusią - Euroazjatycką Unię Gospodarczą, a wcześniej Unię Celną), to od dawna stawiał na mutliwektorową politykę zagraniczną, balansując między Wschodem i Rosją a Zachodem. Od aneksji Krymu przypomina to bardziej spacer po linie. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że 2015 r. nie będzie dla Kazachów łaskawszy.
Konrad Zasztowt, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, ocenia, że wcześniejsze wybory to po prostu "sprytny manewr polityczny władz w Astanie". Ekspert wymienia także jeszcze jeden ich powód: - Nazarbajew, tak jak inni autorytarni przywódcy w regionie, obawia się kolorowych rewolucji. Wcześniejsze wybory sprawiają, że opozycja nie będzie w stanie się skonsolidować. Jak wyjaśnia Zasztowt, rządzący zaczęli mocno zwalczać wszelkie środowiska opozycyjne po 2011 r., gdy brutalnie stłumiono strajk robotników w Żanaożen. Teraz jednak, wraz z pogarszającą się z miesiąca na miesiąc sytuacją gospodarczą, będzie ponownie rosnąć niezadowolenie społeczeństwa.
Strach władz
Dużo do myślenia dała Astanie też zeszłoroczna aneksja Krymu. Około 23 proc. populacji Kazachstanu to bowiem ludność rosyjska. Oba kraje dzieli zresztą druga najdłuższa - licząca 6,8 tys. km - granica między państwami na świecie. Jej nienaruszalność gwarantuje m.in. memorandum budapesztańskie z 1994 r., gdy Kazachstan wyrzekł się broni jądrowej. Ale bliźniaczy układ tego samego dnia zawarto też z Ukrainą…
Kazachskie władze mocno obawiają się powtórki w ich kraju ukraińskiego scenariusza - przyznają eksperci OSW i PISM. - Kazachstan boi się prób destabilizacji, a być może odłączenia części terytoriów, zwłaszcza na północy zamieszkanej przez zwarte skupisko ludności rosyjskiej - mówi Zasztowt. Ale nawet gdyby nie doszło do tak agresywnych kroków ze strony Moskwy, Astana ma się czym martwić. - Rosja kładzie nacisk na coraz większą integrację, nie tylko gospodarczą, ale i polityczną w ramach Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. W praktyce oznacza to dominację Moskwy - ocenia ekspert PISM, przypominając, że inicjatorem projektu unii był przed laty sam Nazarbajew. Podczas gdy jednak Astana widziała w nim możliwość otwarcia gospodarek i rozwinięcia kontaktów z UE (Rosja z racji położenia stałaby się łącznikiem), dla Moskwy Euroazjatycka Unia Gospodarcza jest raczej konkurentką dla Unii Europejskiej.
Niezależnie jednak od planów Moskwy, już sam strach Astany przed byciem potraktowanym jak Krym niesie ryzyko. - Kazachstan bardzo mocno zaostrzył kontrolę nad społeczeństwem. Wprowadził blokadę informacyjną na relacjonowanie wydarzeń, które mogłyby wskazywać, że ma problemy np. o charakterze etnicznym na swoim terytorium. Nie tyle więc sama w sobie groźba realizacji ukraińskiego scenariusza stanowi zagrożenie dla Kazachstanu, ile głębokie zaniepokojenie czy wręcz strach władz autorytarnego kraju. To sprawia, że władze są niezdolne do podejmowania jakichkolwiek działań drażliwych społecznie (np. do podjęcia decyzji o dewaluacji waluty - tenge). Jednocześnie może to sprawić, że śruba zostanie zbyt mocno przykręcona lub, wbrew intencjom rządzących, cały system ulegnie rozregulowaniu - ocenia ekspertka OSW.
Nie drażnić niedźwiedzia
Jeszcze kilka miesięcy temu prognozowano, że Kazachstan może zacząć oddalać się do Moskwy, zrażony jej bezpardonową polityką wobec Ukrainy. Pisał o tym w grudniu niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung", cytowany przez Informacyjną Agencję Radiową (czytaj więcej)
. Prognozy te okazało się jednak nietrafione.
- Obecnie obserwujemy zbliżanie, nie oddalanie. Trzeba pamiętać o położeniu Kazachstanu - między Rosją i Chinami, od południa graniczy z państwami Azji Centralnej, a przez Morze Kaspijskie z krajami Kaukazu i Iranem. Nie ma dla niego alternatywy, nie może liczyć na Zachód, wiedząc, że ten nie obroni go ani przed Moskwą, ani Pekinem - mówi ekspertka OSW, przyznając jednocześnie, że jest to "niechętne" zbliżanie. - Kazachstan stara się utrzymywać też nici, które wiążą go z Zachodem, ale mają one znaczenie drugorzędne wobec relacji z Rosją - ocenia Jarosiewicz.
Jedną z tych "nici" jest umowa o wzmocnionym partnerstwie i współpracy Kazachstanu i UE, która ma być podpisana jeszcze w tym roku - jak zapowiedziano po spotkaniu przedstawicieli obu stron na początku marca. Nie przeszkodziło to kilka dni później Nazarbajewowi ostro skrytykować UE i USA za sankcje przeciw Rosji, które - jak opisywało Radio Wolna Europa - nazwał "barbarzyńskimi". Choć nie jest tajemnicą, że restrykcje dają też w kość samemu Kazachstanowi - przez spadek wartości rubla rosyjskie towary zalewają rynek sąsiada (roponośny Kazachstan zdecydował się nawet na czasowy zakaz importu taniej benzyny i oleju napędowego z Rosji). Już te kilka faktów pokazuje, jak niełatwe jest teraz położenie Astany.
- Kazachstan będzie się starał - tak jak robił to do tej pory - nie drażnić Moskwy, deklarować całkowitą lojalność, ale jednocześnie podkreślać "czerwone linie", których Rosji nie wolno przekroczyć - ocenia analityk PISM. Takimi granicami byłyby dla Astany próby "przenoszenia elementów suwerenności Kazachstanu do ponadpaństwowych struktur Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej".
Niepodległość to Nazarbajew
W ubiegłym roku atmosferę między Astaną a Moskwą mocno podgrzał prezydent Putin. Podczas obozu młodzieży Seliger rosyjski przywódca stwierdził, że "Kazachstan nigdy nie miał państwowości" i to Nazarbajew "stworzył państwo na terytorium, na którym nigdy państwa nie było".
- Ta złośliwa uwaga, że Nazarbajew stworzył państwo kazachskie, jest w pewnym sensie prawdziwa, bo faktycznie cała niepodległość Kazachstanu to rządy tego prezydenta. W tym momencie nie ma nikogo, kto cieszyłby się choć częściowo takim autorytetem. Każdy następca będzie więc słabszy - komentuje Jarosiewicz. Z kolei według Zasztowta słowa Putina mogą też sugerować, że "dla Rosji Kazachstan bez Nazarbajewa nie będzie godzien pozostania niepodległym państwem".
Astana nie mogła więc pozostawić słów Putina bez odpowiedzi i szybko ogłosiła, że w 2015 r. przypada 550-lecie kazachskiej państwowości. Co ciekawe drażliwy komentarz prezydenta Rosji był częścią jego odpowiedzi na pytanie młodej studentki o coraz silniejszy kazachski nacjonalizm i o to, co może się wydarzyć, gdyby Nazarbajew ustąpił. A to faktycznie pozostaje prawdziwą zagadką.
Nie ma bowiem listy potencjalnych sukcesorów władzy - Nazarbajew skutecznie przycinał skrzydła każdemu, kto próbował wznieść się zbyt wysoko. Najciekawszym przykładem jest były zięć prezydenta, Rachat Alijew. Dawniej prominentna postać w Kazachstanie, w ubiegłym miesiącu zmarł w austriackim więzieniu, gdzie czekał na proces oskarżony o zabójstwo dwóch kazachskich bankierów. Sam twierdził, że sprawa jest motywowana politycznie i stoi za nią jego były "teść chrzestny" (czytaj więcej)
.
Co się więc stanie, gdy starzejący się prezydent Kazachstanu będzie nie tyle chciał, co musiał oddać władzę? - To będzie wstrząs - nie ma złudzeń Jarosiewicz. Według ekspertki OSW są dwie możliwości. Pierwsza, to kontrolowany proces - Nazarbajew zdąży wskazać z elity następcę, który np. weźmie udział w kolejnych przyspieszonych wyborach. Druga - prezydent nie będzie w już w stanie dopilnować sukcesji, co może doprowadzić do walk o schedę po nim. - W obu tych przypadkach, ktokolwiek zastąpi Nazarbajewa, będzie musiał w obecnych warunkach zostać zaakceptowany przez Moskwę - mówi Jarosiewicz.
To, co miało więc chronić władzę "wodza ludu", czyli nienamaszczanie "dziedzica", staje się obecnie pułapką dla Kazachstanu jako kraju.
- Brak scenariusza sukcesji i decyzja Nazarbajewa, by ponownie wziąć udział w wyborach, pokazuje, że ani on, ani Kazachstan nie są gotowe, by się ze sobą rozstać. I jest to słabość tego państwa - przyznaje Jarosiewicz.
Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska