PolskaKatolik, który jest ateistą - czy to przyszły premier Polski?

Katolik, który jest ateistą - czy to przyszły premier Polski?

Grzegorz Napieralski, jako lider SLD, aspirujący do stanowiska premiera nie potrafi być szczery w tym, co robi. Najpierw ogłasza, że z powodu swojego katolicyzmu nie jest pewien, czy związki homoseksualne nazywać małżeństwami, a homoseksualistom dawać prawo do adopcji. Potem z kolei mówi, że jest ateistą i się tego nie wstydzi. A teraz jako lider lewicy próbuje forsować ustawę o związkach partnerskich, która zamiast wyrównywać szanse, dyskryminuje! Wychodzi na to, że jedynym konsekwentnym działaniem politycznym Grzegorza Napieralskiego jest cynizm - pisze Elżbieta Radziszewska w Wirtualnej Polsce.

16.06.2011 | aktual.: 16.06.2011 08:09

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W ostatnich dniach emocje budzi zgłoszony przez SLD projekt ustawy o związkach partnerskich. Kwestia trudna, wymagająca rzetelnej społecznej debaty, dlatego zgadzam się z premierem Donaldem Tuskiem, że lepiej byłoby nie czynić z niej wiodącego tematu obecnej kampanii wyborczej. Szef SLD Grzegorz Napieralski ma w tej sprawie oczywiście inne zdanie. Kasandrycznym tonem wieszczy, że wskutek "zaniechań rządu ludzie pozostaną nieszczęśliwi". Refleks godzien pochwały, bo w Parlamencie Pan Napieralski zasiada od 2004 roku.

Inna sprawa, że lider lewicy aż tak bardzo się nie pali, by swoją twarzą nadto mocno firmować najbardziej kontrowersyjne sprawy. Gdy SLD organizuje wystawę o przerywaniu ciąży, twarzą tematu nie jest szef partii, tylko poseł Marek Balicki. Kiedy media chcą bardziej szczegółowo się zapoznać ze stanowiskiem SLD w kwestii kościelnej Komisji Majątkowej, zamiast Napieralskiego na wszelki wypadek głos zabiera Sławomir Kopyciński. Czyżby Pan Przewodniczący poza kilkoma sloganami nic więcej opinii publicznej nie miał do zakomunikowanie w najbardziej palących - jego zdaniem - kwestiach?

Na temat ustawy o związkach partnerskich sypie dziś Napieralski układnymi frazesami, że spełni ona (oczywiście "wyłącznie” dzięki lewicowym zaangażowaniom i bojom) wszystkie postulaty środowisk mniejszości seksualnych. A warto by się poważnie zastanowić, na ile deklaracje szefa SLD są szczere.

Nie dalej jak półtora roku temu w radiowym programie Moniki Olejnik lider lewicy zwierzał się, że małżeństwa osób tej samej płci osobiście mu się nie podobają. - Jestem za legalizacją. Jestem za, natomiast czy to ma być ta forma i czy mamy nazywać to małżeństwem? Nie wiem, nie jestem przekonany - tłumaczył Napieralski.

Zdecydowanie też wystąpił wtedy przeciw możliwości adopcji dzieci przez osoby żyjące w związkach jednopłciowych. Mówił: - Pary homoseksualne mogą żyć w związkach i być równe wobec prawa, ale tutaj mam duże wątpliwości. Ujawnił nawet powód swojego niezdecydowania w tej sprawie. - Jestem katolikiem – odważnie odsłaniał się przed redaktor Olejnik.

Jak na lidera ultraliberalnej ponoć w sprawach obyczajowych lewicy wyznania to, przyznajmy, cokolwiek nietypowe. Ich ciężar i stałość niestety nie bardzo są godne wiary. Już kilka miesięcy po religijnych zwierzeniach u Moniki Olejnik w książce "Niezbędnik ateisty" – zbiorze wywiadów Piotra Szumlewicza z prominentnymi polskimi ateuszami - Napieralski deklarował: "Jestem ateistą. Nie boję się o tym mówić”.

Wolno z pewnością człowiekowi zmieniać poglądy w sprawach dla niego podstawowych, ale od szefa poważnej partii politycznej można chyba wymagać programowej konsekwencji. Przekonałam się wielokrotnie, że w przypadku G. Napieralskiego jedynym konsekwentnym działaniem jest polityczny cynizm. Religijne deklaracje i polityczne, prorównościowe postulaty do najwiarygodniejszych nie należą.

Jako że Pan Przewodniczący bez ustanku publicznie pohukuje, że SLD ma najlepszy dla Polski program przeciwdziałania dyskryminacji, jakiś czas temu poprosiłam szefa lewicy, by zechciał podzielić się ze mną założeniami tego programu. W odpowiedzi otrzymałam długie pismo, w którym Napieralski objaśniał mi mentorsko, że to zadaniem rządu jest tworzenie programów, a zadaniem lewicowej opozycji jedynie ich "opiniowanie”. Wyraził przy tym implicite przekonanie, że obecny rząd dla sprawy równego traktowania nic zrobić nie może, bo to lewica ma w tej kwestii najsłuszniejsze poglądy oraz idące za nimi na tym polu "osiągnięcia”. Ale jakie to poglądy i plany – nie napisał. Kolejny dowód na programową pustkę i jałowość polityczną.

Jeśli takim antydyskryminacyjnym "osiągnięciem” miałby być złożony właśnie SLD-owski projekt ustawy o związkach partnerskich, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że ów legislacyjnie błędny projekt zawiera jawnie dyskryminujące zapisy. Pisałam już w tym miejscu o anachronicznym rozwiązaniu prawnym w Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym, w myśl którego o możliwości zawarcia związku małżeńskiego przez osobę "chorą psychicznie” albo dotkniętą "niedorozwojem umysłowym” w praktyce decyduje pozbawiony kompetencji specjalisty-psychiatry kierownik urzędu stanu cywilnego. Najlepiej ponoć walczące z dyskryminacją SLD chce, by podobnie prawo stosowane było również w przypadku związków partnerskich. Na dodatek będzie to chyba musiał orzec notariusz (nie wiem co na to notariusze!). A ponadto przepis nie zawiera możliwości odwołania się do sądu powszechnego. Gratuluję takiej selektywnej lewicowej wrażliwości.

Oceniając rząd Pan Przewodniczący z dużym zaangażowaniem mówi, jak chociażby ostatnio: "ta rozmemłana, rozchwiana Platforma…”. No cóż ocena najwyższych lotów. Można zaniemówić z wrażenia i podziwu dla merytorycznej wiedzy, intelektu i elokwencji Pana Przewodniczącego.

Elżbieta Radziszewska specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (103)