"Katastrofa smoleńska stała się maszynką Kaczyńskiego"
Wśród żałoby, która innych onieśmiela, jest czas pana prezesa. Mit smoleński to główne źródło energii i treści wyborczego wehikułu Jarosława Kaczyńskiego. Prezes pokazuje całemu światu, jak przeszłość można przekuć w przyszłość i jak żałoba oraz granie na poczuciu winy mogą zostać przetworzone w paliwo wyborcze o ogromnym potencjale - pisze prof. Magdalena Środa w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Katastrofa Smoleńska ma niewiarygodny potencjał polityczny, kulturowy i społeczny. Najpierw była po prostu faktem, którego tragizm dotknął tysiące ludzi. Zginęli politycy, znajomi, posłowie, prezydent i jego żona. Szybko jednak katastrofa przemieniła się w maszynkę do produkcji narodowych symboli, do rewitalizacji domowej martyrologii i odnowy bohaterskich mitów zarówno wspólnotowych, jak i indywidualnych. "Smoleńsk" i jego ofiary pomału zajmowały miejsce wśród panteonu narodowych bohaterów: powstańców, żołnierzy poległych w Katyniu, ofiar zdrady i zaprzaństwa.
Dziś mit smoleński to główne źródło energii i treści wyborczego wehikułu Jarosława Kaczyńskiego. Prezes pokazuje całemu światu, jak przeszłość można przekuć w przyszłość i jak żałoba oraz granie na poczuciu winy mogą zostać przetworzone w paliwo wyborcze o ogromnym, wprost niewyczerpalnym, potencjale. Nawet gdyby Rosjanie przedstawili swój raport na klęczkach, bijąc się w piersi, że ich poziom niekompetencji oraz bałagan był większy niż Polaków, prezes i tak nie zaprzestał by mówić o zdradzie, pohańbieniu i utracie godności przez Polskę.
Swoją drogą ta polska godność musi byś równie krucha jak patriotyzm członków PiS, skoro byle jaki raport jest w stanie przyczynić się do pohańbienia kraju i lęków o brak miłości do niego.
Miałam już ochotę zgodzić się z niejakim Marcinkiewiczem, który nad wyraz - jak na niego - rozsądnie interpretował dziwne zachowania prezesa, dowodząc, że stanowią one rodzaj samopotępienia, ”przepracowywania” własnej winy, bo przecież to demoniczny Jarosław zmuszał łagodnego Lecha do zachowań teatralnych, heroicznych i nieustępliwych. To Jarosław stawiał bratu zadania nie z tej epoki, by ten "wygrywał!", "walczył!" i dowodził swojego męstwa. Teraz, po strasznej i niepotrzebnej śmierci brata, prezes kontynuuje swoją politykę agresji, bo inaczej musiałby stanąć oko w oko z własnym poczuciem winy. Straszne byłoby to spotkanie.
Jednak myślę, że Marcinkiewicz nie ma racji. Postawa Jarosława nie daje się wyinterpretować wyłącznie w kategoriach psychologicznych, lecz przede wszystkim - w makiawelicznych. Kaczyński jest niczym król Midas, wszystko czego się dotknie zamienia się nie tyle w złoto, co w walkę o władzę. Dla Kaczyńskiego polityka jest jak fizjologia, a fizjologia jest walką o przetrwanie. Żyć albo nie żyć. Świat Kaczyńskiego składa się z "wiernych" i wrogów. Tych pierwszych trzeba kontrolować, tych drugich pokonać.
Teraz, wśród żałoby, która innych onieśmiela, jest czas pana prezesa. Każde pytanie wokół katastrofy, każda niepewność, wahanie co do winy strony rządowej lub opinii publicznej jest motorem działań Kaczyńskiego. Prezes i "jego załoga" (z zaskakująco cyniczną jak na młody wiek młodą gwiazdą medialną M. Kamińskim, z uzdrowioną z potrzeby pojednania posłanką Kempą, z oderwanym od rzeczywistości posłem Macierewiczem i zimnym, kalkulującym szanse na władze - Ziobrą) są pełni inwencji;, kampania wyborcza jest zaprojektowana co do dnia, dyskurs PiS-u, mowy prezesa, wydarzenia, akcje performatywne, konferencje prasowe już żyją, a będą jeszcze wiele miesięcy żyły własnym życiem, zupełnie niezależnym od tego, co dziać się będzie w realu, co zrobi PO, co myślą wyborcy, co zrobią komisje rządowe lub międzynarodowe ds. katastrofy smoleńskiej. Prezes jest w ofensywie, wszyscy inni - wiele, wiele kroków za nim.
Czy nasze życie polityczne zostanie na kilka miesięcy zredukowane wyłącznie do obserwacji "uciekającego króliczka" i nieskutecznej pogoni za nim?
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski