Katastrofa śmigłowca w Pakistanie. Ranny polski ambasador Andrzej Ananicz
Co najmniej sześć osób, w tym ambasador Norwegii i Filipin oraz żony ambasadorów Malezji i Indonezji, zginęło w katastrofie wojskowego śmigłowca w Pakistanie. Ranny został m.in. polski ambasador Andrzej Ananicz, który podróżował z żoną Zofią. Do zestrzelenia maszyny, która spadła na szkołę, przyznali się talibowie.
08.05.2015 | aktual.: 08.05.2015 16:19
Według komunikatu służb prasowych pakistańskiej armii, do wypadku śmigłowca MI-17 doszło w dolinie Naltar przy granicy z Afganistanem i Chinami. Na pokładzie było 11 obcokrajowców i sześciu Pakistańczyków. Według Geo.Tv, wśród ofiar śmiertelnych są żony ambasadorów Indonezji i Malezji oraz dwóch pakistańskich pilotów. Ranni zostali m.in. ambasadorowie Holandii oraz Polski - Andrzej Ananicz.
Ranny ambasador Andrzej Ananicz
Rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski poinformował, że na pokładzie śmigłowca pakistańskiej armii, który rozbił się na północy Pakistanu, znajdowali się m.in. ambasador Ananicz wraz z małżonką Zofią. Oboje doznali obrażeń, które nie zagrażają ich życiu - podał rzecznik MSZ w komunikacie.
"Polski dyplomata oraz jego małżonka znajdują się pod opieką miejscowych służb medycznych. W związku ze zdarzeniem Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP pozostaje w bieżącym kontakcie z pakistańskim MSZ oraz ambasadorem Pakistanu w Warszawie" - napisał Wojciechowski.
Zapowiedział, że w piątek po południu planowany jest transport rannych w wypadku transportem wojskowym do jednego ze szpitali w Islamabadzie.
"Łączymy się w szczerym bólu z rodzinami ofiar katastrofy, którym przekazujemy wyrazy najgłębszego współczucia" - napisał rzecznik MSZ w komunikacie.
Wcześniej szef MSZ Grzegorz Schetyna potwierdził, że w wypadku śmigłowca w Pakistanie ranny został ambasador Polski w tym kraju Andrzej Ananicz. Poinformował, że jego życiu nic nie zagraża, a obrażenia nie są poważne. - Mam potwierdzone przez konsula informacje, że ambasador jest ranny, ale nie ma zagrożenia życia. To nie są poważne obrażenia. Zostanie przetransportowany śmigłowcem wojskowym do szpitala w Islamabadzie. Wtedy dowiemy się więcej - mówił Schetyna.
Talibowie przyznali się do zamachu
Talibowie ogłosili, że to oni zestrzelili helikopter w okolicach Gilgitu na północy kraju, na którego pokładzie byli zagraniczni dyplomaci. Zamachu dokonali przy użyciu ręcznej wyrzutni rakietowej, mając nadzieję, że celują w maszynę premiera kraju Nawaza Sharifa, który miał lecieć w ten rejon. "Nawaz Sharif i jego sojusznicy to nasze najważniejsze cele" - napisał w oświadczeniu ich rzecznik Muhammad Khurasani. Tych doniesień nie komentują na razie władze Pakistanu.
Delegacja dyplomatów i dziennikarzy udała się w piątek trzema helikopterami Mi-17 do turystycznego regionu Gilgit-Baltistan w pakistańskim Kaszmirze na uroczystość otwarcia wyciągu narciarskiego. Jeden ze śmigłowców podczas lądowania rozbił się i spadł na budynek szkoły - powiedział agencji AFP jeden z pasażerów drugiego helikoptera.
Na uroczystości miał przemawiać premier Sharif. Szef rządu podróżował oddzielnie - leciał samolotem i wrócił do Islamabadu zaraz po wypadku. W mieście Gilgit miała odbyć się konferencja prasowa premiera wraz z dyplomatami i dziennikarzami.
Choć talibowie nie działają w regionie Gilgit, często biorą na siebie odpowiedzialność za incydenty, których faktycznie nie byli sprawcami - przypomina agencja Reutera.
Według świadków w wyniku wypadku szkoła w dolinie Naltar stanęła w ogniu; w szkole były wtedy dzieci.
- Dwaj piloci i dwaj lub trzej cudzoziemcy zginęli, 13 innych osób odniosło mniejsze lub większe obrażenia - poinformował na Twitterze rzecznik armii pakistańskiej, generał Asim Bajwa.