Katastrofa w USA. Ustalono, co mogło stać za dramatem w Waszyngtonie
Trwa śledztwo ws. przyczyn zderzenia samolotu pasażerskiego z wojskowym śmigłowcem na lotnisku im. Ronalda Reagana w Waszyngtonie. Według śledczych z Krajowej Rady Bezpieczeństwa w Transporcie (NTSB), do tragedii mogła się przyczynić awaria wysokościomierza w wojskowym Black Hawku.
Przewodnicząca NTSB, Jennifer Homendy, poinformowała, że zderzenie nastąpiło na wysokości 84,7 metrów, podczas gdy śmigłowiec nie powinien przekraczać 61 metrów. Według niej nie jest jednak jasne, czy wysokościomierze wojskowej maszyny pokazywały pilotom właściwy pomiar.
Dodała, że śledczy "widzą sprzeczność danych" uzyskanych w wyniku badania rejestratorów lotu oraz innych dowodów. Piloci wojskowego śmigłowca mogli np. nie słyszeć w pełni niektórych komunikatów radiowych, jakie wysyłali do nich kontrolerzy ruchu lotniczego.
Homendy przekazała, że załoga samolotu American Airlines zobaczyła helikopter około sekundy lub dwóch przed zderzeniem. Piloci podnieśli dziób samolotu o około dziewięć stopni tuż przed zderzeniem, ale było to działanie spóźnione.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: eksplozja w Czarnobylu. Moment uderzenia Rosjan w sarkofag
Katastrofa lotnicza w Waszyngtonie. Wszyscy zginęli
Pod koniec stycznia samolot pasażerski lecący z Kansas zderzył się z helikopterem wojskowym, który wykonywał lot szkoleniowy. Do zdarzenia doszło tuż przed płytą lotniska im. Ronalda Reagana w Waszyngtonie.
Na pokładzie samolotu linii American Airlines znajdowało się 60 pasażerów i 4 członków załogi. W śmigłowcu - trzech żołnierzy. Obie maszyny wpadły do rzeki Potomak, rozpadając się na wiele części. Nikt nie przeżył.
Przeczytaj też:
Źródło: PAP/WP Wiadomości