Katastrofa klimatyczna za rogiem. "Ludzie o tym nie rozmawiają, bo to niewygodny temat"
- Ludzie nie chcą rozmawiać o zmianach klimatu, bo jest to niewygodny temat. Wolimy myśleć, że to my jesteśmy ci dobrzy, którzy robią coś dobrego dla siebie i dla środowiska. Na co dzień nie zauważamy skutków naszych działań, bo nie doświadczamy ich natychmiast. One są rozmyte w czasie i przestrzeni. Bardzo łatwo jest zamieść pewne rzeczy pod dywan i udawać, że ich po prostu nie ma. W tym jesteśmy mistrzami - mówi w szóstym odcinku "Moja, Twoja, Nasza... Podcast" prof. Szymon Malinowski, szef zespołu doradczego ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie Polskiej Akademii Nauk.
"Moja, Twoja, Nasza... Podcast" zwraca uwagę na problemy, które na jedynkach gazet pojawiają się okazjonalnie i które każda kolejna ekipa rządząca od momentu transformacji ustrojowej w 1989 roku traktowała po macoszemu. Mowa o sprawach, którymi żyła lub żyje młodzież. Słuchamy pomysłów, konfrontujemy je z opiniami innych, a także rozliczamy tych, którzy w przeszłości odpowiadali za kształt polskiej polityki młodzieżowej.
Gościem szóstego odcinka był prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery, autor portalu naukaoklimacie.pl, dyrektor Instytutu Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz przewodniczący zespołu doradczego ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie Polskiej Akademii Nauk. Rozmawialiśmy o globalnym ociepleniu, klimatycznych mitach, a także o działaniach, które wszyscy możemy jeszcze podjąć.
Spalanie paliw kopalnych i produkcja cementu emituje na całym świecie ok. 37 mld ton dwutlenku węgla rocznie. Co sekundę do atmosfery trafia tysiąc ton CO2. Jak będzie wyglądała Polska za 20, 30, 40 lat, jeśli tempo to się nie zmieni?
- Polska będzie wyglądała kiepsko. Właściwie już zaczynać wyglądać kiepsko, ale może być znacznie gorzej. Wszystko zależy od tego, co będziemy robić. To, co mamy jak w banku, to zauważalny wzrost poziomu morza, coraz więcej susz i ulewnych opadów. Kolejną rzeczą, której możemy być pewni, to fale upałów, szczególnie trudne do zniesienia w miastach. One będą występować znacznie częściej niż do tej pory - wskazywał rozmówca WP.
W lipcu 2021 roku mieliśmy do czynienia z ogromnymi powodziami w Europie. Najbardziej dotknięta została Nadrenia Północna-Westfalia. W samych Niemczech zginęło ponad 190 osób. - Jeśli sytuacja się nie zmieni, możemy mieć w przyszłości podobne kłopoty, szczególnie w rejonach górskich. To są zdarzenia rzadkie, więc trudno mówić o powtarzalności, choć faktycznie szansa ich występowania rośnie - tłumaczył prof. Malinowski.
Tylko dwie pory roku? "Ekstremalne zjawiska będą coraz częstsze"
Wraz ze zmianą klimatu w Polsce może nastąpić zmiana w cyklu pór roku. W kolejnych dekadach zamiast wiosny, lata, jesieni i zimy możemy mieć jedynie pory suche i deszczowe. - Oczywiście nie będzie to wyglądało tak, jak w Afryce. Faktycznie jednak późną wiosną i latem będziemy mieli do czynienia z ciepłem, falami upałów i suszą, która przerywana będzie innymi ekstremami pogodowymi. "Ciemna pora roku", czyli okres jesienno-zimowy, charakteryzować się będzie brakiem śniegu. To tylko spotęguje późniejszą suszę, bo bardzo trudno odrodzić się zapasom wody w gruncie w takich warunkach - przekazał fizyk.
- Te ekstremalne zjawiska i fale upałów będą się powtarzały coraz częściej i będą coraz trudniejsze do zniesienia, przede wszystkim w miastach, które nie są przygotowane na tego typu sytuacje. Kierunek adaptacji, który obraliśmy, czyli chłodzenie w budynkach wszystkiego, co się da, kosztuje nas bardzo dużo energii. Paradoksalnie zwiększa to efekty występowania tzw. letniej wyspy ciepła w mieście - wskazywał ekspert.
- Kluczowa jest tu także wszechobecna betonoza w miastach. Problemem staną się nagłe i gwałtowne opady, które w cieplejszym powietrzu będą bardziej intensywne. Coraz rzadziej będą one skutecznie odprowadzane przez systemy hydrologii miejskiej. Ostatecznie woda będzie zalewać nasze piwnice, budynki i inne obniżone tereny, jak np. autostrady - tłumaczył profesor.
"Fit for 55" konieczny? "Niepoprawne postawienie priorytetów"
Unijny pakiet klimatyczny "Fit for 55" zakłada m.in. redukcję emisji dwutlenku węgla o 55 proc. do 2030 roku. Do tego czasu 40 proc. energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Pakiet przewiduje również zakaz sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku.
- To jest niepoprawne postawienie priorytetów. Stawiamy na pewne rozwiązania szczegółowe, zamiast spróbować popatrzeć na rozwiązania ogólne. Tak naprawdę celem powinno być to, aby w ciągu najbliższych 30 lat zredukować emisję gazów cieplarnianych do zera. (...) Problemem jest jednak fakt, że mówimy o "zielonej energii", ale nie mówimy o energii nieemisyjnej. I tu zaczynają się pewne kłopoty. Często energia pochodząca z biomasy [spalanie drewna - przyp. red.] jest uznawana za zrównoważone źródło energii. Przy obecnym ubytku lasów, biosfery, a także trudnościach z ich odradzaniem, ta energia nie jest "zielona". Co więcej, nie mówimy nic o energetyce jądrowej, która w dużym stopniu mogłaby pomóc zastąpić te źródła energii, które musimy wyłączyć. Jej ogromną zaletą jest to, że nie jest sterowalna przez wiatr i słońce - przekonywał rozmówca WP.
- Wolałbym, żeby Unia Europejska bardziej zajęła się mechanizmami ekonomicznymi i gospodarczymi, które mają doprowadzić do redukcji emisji, zamiast stawiać bardzo szczegółowe cele związane np. z produkcją samochodów. (...) Tworząc prawo, które będzie prowadziło do redukcji tych emisji i do zachowania bioróżnorodności, prawdopodobnie uzyskamy więcej, niż przedstawiając kilka nośnych celów - wskazywał prof. Malinowski.
W połowie stycznia wicepremier Jacek Sasin mówił z mównicy sejmowej, że "rząd zrobi wszystko, aby pakiet 'Fit for 55' nie wszedł w życie". Z kolei była minister edukacji i europosłanka PiS Anna Zalewska na antenie Radia Wnet stwierdziła, że "pakiet 'Fit for 55' z ochroną środowiska nie ma nic wspólnego". Przyjęte założenia nazwała natomiast "ambicjami paru lobbystów, które należy zawetować".
- Ja oczywiście mogę krytykować niektóre rozwiązania pakietu "Fit for 55", ale są one nieporównywalnie lepsze od tego, o czym myśli nasz rząd. Unia Europejska w jakiś sposób próbuje zmierzyć się z problemem, natomiast u nas w kraju mówi się, że polityka klimatyczna jest nieporozumieniem i może doprowadzić do zubożenia ludzi. A prawda jest taka, że to właśnie brak polityki energetycznej i klimatycznej doprowadzi do nieporównanie większego zubożenia nas wszystkich i poważnego zagrożenia upadkiem - podkreślał fizyk.
Jak czytamy w raporcie Wspólnego Centrum Badawczego Komisji Europejskiej, Europa wyemitowała w 2019 roku 5,5 mld ton dwutlenku węgla, co stanowi 14,65 proc. globalnej emisji. Kontynentem, który wyemitował najwięcej CO2, jest Azja (21,6 mld ton), z czego same Chiny odpowiadają za 11,5 mld ton. Ameryka Północna w tym samym czasie wyemitowała 5,6 mld ton, w tym USA odpowiadają za emisję 5,1 mld ton dwutlenku węgla. - Niektórzy w takim razie mogliby wyjść z założenia, że po co Europa ma przyjmować rygorystyczne prawo, skoro liderem emisji gazów cieplarnianych jest ktoś inny. Co by pan powiedział takim osobom? - pytałem.
- Te wszystkie emisje trafiają do wspólnego ogródka. Wyobraźmy sobie, że są to ścieki, które płyną w rzece. Mówienie, że ja nie będę ograniczał tych ścieków z powodu, że ktoś w tej chwili spuszcza ich więcej, jest postawieniem sprawy na głowie. Ta rzeka nadal będzie śmierdziała - tłumaczył rozmówca WP.
Tak naprawdę emisje Europy są większe. Wynika to z konsumpcji i importu towarów, które są wytwarzane w krajach azjatyckich. Produkty te trafiają do nas ze znacznym śladem węglowym, ale nie obciążają naszych bezpośrednich emisji - wskazywał prof. Malinowski.
- Mówimy: "no dobra, inni emitują więcej, to nie jest nasza wina". To jest nasza wina. Zamawiamy produkty z Azji po to, żeby było taniej, a nie, żeby najmniej szkodziło to środowisku. Tak długo, jak te koszty środowiskowe nie będą uwzględnione w cenie, będziemy mieli naturalną tendencję do tego, aby nadal tak działać - przekazał ekspert.
Polska odejdzie od węgla do 2049 roku? "To byłby duży sukces"
W kwietniu 2021 roku prezydent Andrzej Duda wziął udział w organizowanym przez Stany Zjednoczone klimatycznym szczycie przywódców. Z ust głowy państwa usłyszeliśmy o odejściu Polski od węgla do 2049 roku.
- Jeżeli rzeczywiście Polska zupełnie odeszłaby od węgla do 2049 roku, to byłby to nasz duży sukces. Ale nie liczą się ambicje klimatyczne, liczą się faktyczne redukcje emisji. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że odejdziemy od węgla do 2025 roku. Tylko jest to kompletnie nierealne. Musimy zachować przy tym jakąś spójność społeczną i normalne funkcjonowanie państwa - komentował rozmówca WP.
Być może jest też tak, że prezydent Duda nie wierzy w to, że faktycznie do 2049 roku odejdziemy od węgla, ale złożył taką deklarację. Organizacje międzynarodowe wyznaczyły deadline na 2050 rok, a on musiał coś powiedzieć. Patrząc na realne plany prowadzące do redukcji emisji, widać, że tych działań jest w Polsce stosunkowo niewiele - wskazywał fizyk.
W 2016 roku Polska stała się jednym z sygnatariuszy porozumienia paryskiego, które zakłada ograniczenie globalnego ocieplenia poniżej 2 st., a docelowo do 1,5 st. Celsjusza względem epoki przedprzemysłowej. - Jak powinniśmy to zrobić? - podpytywałem w rozmowie.
- To powinny być działania priorytetowe. Wszystkie działania prawne i inwestycyjne powinny być podporządkowane temu celowi. Pytanie brzmi: Czy budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego jest rozwiązaniem, które doprowadzi do redukcji emisji? Czy rozwój autostrad w obecnym rozmiarze doprowadzi do redukcji emisji? Wszystkie inwestycje powinniśmy rozpatrywać przez pryzmat produkcji dwutlenku węgla i wpływu na środowisko - tłumaczył prof. Malinowski.
Jak podkreślał w rozmowie, "nie chodzi wyłącznie o sztandarowe inwestycje, ale także o działania na mniejszą skalę". - Nie ma żadnego powodu, żeby nie budować w tej chwili wszystkich domów w technologiach bardzo energooszczędnych. Prawo powinno nas do tego zmuszać - zaznaczył ekspert w "Moja, Twoja, Nasza... Podcast".
Co zamiast węgla? "Ostatnie siedem lat było zmarnowanych"
Według raportu Forum Energii w 2020 roku około 70 proc. produkowanej energii w Polsce pochodziło ze spalania węgla kamiennego i brunatnego. Czym najlepiej należałoby to zastąpić?
- W tej kwestii mamy bardzo dużo zaniedbań. W krótkim okresie powinniśmy przede wszystkim stawiać na energetykę wiatrową, która jest najtańsza. Ostatnie siedem lat było pod tym względem kompletnie zmarnowanych. Powinniśmy także budować nieemisyjne elektrownie jądrowe, które zastąpią elektrownie węglowe. Natomiast mocno wątpliwe jest duże inwestowanie w gaz, co zresztą dobrze widzimy teraz także z powodów politycznych - zwracał uwagę prof. Malinowski.
W rozmowie zmierzyliśmy się również z mitami klimatycznymi. Często można usłyszeć, że klimat zmieniał się od zawsze. Jak do XIX wieku, do czasu rewolucji przemysłowej, wyglądała emisja dwutlenku do atmosfery?
- Klimat zmieniał się zawsze i jednym z głównych czynników wpływających na ten proces była koncentracja gazów cieplarnianych. Natomiast do czasów rewolucji przemysłowej nie występowała przyczyna zmian związana z naszym rozwojem cywilizacyjnym. To my na skalę geologiczną wprowadziliśmy zupełnie nowy proces, spalając węgiel zamknięty w obumarłych szczątkach organicznych wycofanych przez naturę. (...) W tej chwili to nasze działania wpływają na zmianę klimatu bardziej niż jakiekolwiek inne pochodzące od efektów naturalnych - tłumaczył profesor.
- A jak to jest z erupcją wulkanów? Za ile procent światowej emisji gazów cieplarnianych odpowiadają tego typu zjawiska? - dopytywałem. - Nie liczy się emisja, a bilans. W przypadku bilansu wulkanicznego w długim okresie był on zawsze albo troszkę dodatni, albo troszkę ujemny. (...) Jeżeli jednak popatrzymy na emisje wulkaniczne i porównamy je z emisjami ludzkimi, to my w tej chwili emitujemy około 150 razy więcej gazów cieplarnianych niż wulkany - wskazywał fizyk.
Brak zainteresowania katastrofą klimatyczną?
Naukowcy od wielu lat próbują zainteresować społeczeństwo tematem globalnego ocieplenia. Mimo to od lat kwestia nadchodzącej katastrofy klimatycznej stanowi jedynie tło dla dominujących tematów życia codziennego. - Ludzie o tym nie rozmawiają przy rodzinnym stole. Pan tematem zajmuje się od lat, jak pan myśli, z czego to wynika? - pytałem.
- Ludzie nie chcą rozmawiać o zmianach klimatu, bo jest to niewygodny temat. Tytuł filmu "Niewygodna prawda" Ala Gore'a był trafiony w dziesiątkę, niezależnie, co sądzimy o samym filmie. Wolimy myśleć, że to my jesteśmy ci dobrzy, którzy robią coś dobrego dla siebie i dla środowiska. Na co dzień nie zauważamy skutków naszych działań, bo nie doświadczamy ich natychmiast. One są rozmyte w czasie i przestrzeni. Bardzo łatwo jest zamieść pewne rzeczy pod dywan i udawać, że ich po prostu nie ma. W tym jesteśmy mistrzami - tłumaczył prof. Malinowski.
- Skąd biorą się denialiści klimatyczni? Dlaczego tak łatwo przychodzi niektórym zaprzeczanie naukowym faktom? - dopytywałem.
- Zaprzeczenie naukowym faktom zawsze łatwo przychodziło ludziom. Problem polega na tym, że w tej chwili zmieniły się warunki komunikacji. Każdy może zaistnieć w przestrzeni publicznej, szczególnie wygłaszając kontrowersyjną tezę. Z kolei tezy naukowe czy stan wiedzy na dany temat czasem trudno jest przedstawić w sposób bardzo prosty, łatwy, miły i przyjemny. Tutaj zachodzi pewna asymetria - wyjaśniał ekspert.
Problemem może być też brak odpowiedniej edukacji. Część organizacji pozarządowych od kilku lat postuluje wprowadzenie edukacji klimatycznej do szkół. Jak jednak tłumaczył prof. Malinowski, nie powinno się traktować tego jako osobnego przedmiotu. - Edukacja klimatyczna jako kawałek edukacji o świecie jest konieczna. Nie widzę jednak żadnego powodu, żeby nie mówić na ten temat podczas lekcji języka polskiego, matematyki, biologii, geografii, ale także zajęć związanych z historią i życiem społecznym. Musimy rozumieć, że klimat związany jest ze wszystkimi aspektami naszego życia. Traktowanie go jako czegoś osobnego jest niewłaściwym podejściem - wskazał.
W grudniu 2021 roku premierę miał film "Nie patrz w górę" w reż. Adama McKay'a. Hit Netflixa w dość przerysowany sposób opowiada o astronomach, którzy dokonali dramatycznego odkrycia. Część polskich mediów szybko okrzyknęła prof. Szymona Malinowskiego "polskim DiCaprio".
- Ten film mi się średnio podoba. Był dla mnie ciężki do obejrzenia, bo nie ma takiej lekkości. Jest przerysowany, ale - jak widać z reakcji społecznych - wywołał duży odzew. (...) Natomiast ten element, który kompletnie nie jest przerysowany w filmie, to jest element działania telewizji i innych drapieżnych mediów, które atakują nas z ekranu. To było po prostu z życia wzięte - przyznał prof. Malinowski.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wszystkie odcinki "Moja, Twoja, Nasza... Podcast" dostępne są tutaj.