"Katastrofa dla polskiej demokracji". Niemiecka prasa bije na alarm ws. Marszu Niepodległości
Niemiecka prasa powraca do obchodów odzyskania niepodległości w Polsce. "Sueddeutsche Zeitung" piętnuje przejawy antydemokratycznego nacjonalizmu, "Tageszeitung" pisze o katastrofie dla polskiej demokracji, a "Der Spiegel" o cenie, którą zapłaci PiS.
"Sueddeutsche Zeitung" pisze, że podczas obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości przez Warszawę "maszerowały tysiące prawicowych radykałów, a rząd bagatelizuje incydenty, do jakich doszło w czasie marszu". Autor relacji z Warszawy, Florian Hassel, zaznacza, że zgodnie z zapowiedzią premiera Mateusza Morawieckiego zamiast marszu organizowanego przez nacjonalistów miał odbyć się "marsz państwowy". Policja i służby miały zwalczać rasistowskie transparenty i hasła.
"Rzeczywistość wyglądała inaczej. Zamiast jednego, w niedzielę odbyły się dwa marsze" - pisze Hassel. Na czele pierwszego, mniejszego, szli: prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki i szef PiS Jarosław Kaczyński. Była to "godna uroczystość pod biało-czerwonymi flagami". Drugi marsz, oddzielony od pierwszego dystansem kilkuset metrów i kilkoma żandarmami, miał "inny charakter". Także tutaj - przyznaje autor, maszerowali przede wszystkim pokojowo nastawieni, patriotyczni Polacy. "Jednak obok haseł 'Bóg, honor, ojczyzna', tysiące uczestników drugiego marszu skandowały hasła w rodzaju: "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści" czy "Naszą drogą nacjonalizm" - czytamy w "SZ".
"Niektórzy demonstranci wrzeszczeli, że Lwów i Wilno są na zawsze polskie. Zwolennicy Obozu Narodowo-Radykalnego nieśli zielone, przypominające swastyki, flagi Falangi, a towarzyszyli im przyjaciele z neofaszystowskiej Forza Nuova z Włoch" - pisze Hassel. Wspomina też spalenie flagi UE wśród okrzyków "Precz z UE".
"Pokaz antydemokratycznego i odwetowego nacjonalizmu, który w tym roku miał jeszcze większe rozmiary niż przed rokiem, odbył się tak jakby pod patronatem rządu" - pisze Hassel, zwracając uwagę, że władze prowadziły negocjacje z organizatorami nacjonalistycznego marszu. Dziennikarz "SZ" przypomina, że ONR i Młodzież Wszechpolska otwarcie występują na rzecz wyjścia Polski z UE. Jak podkreśla, ani policja, ani rząd nie odpowiedziały na pytanie, dlaczego funkcjonariusze nie konfiskowali podczas marszu transparentów z radykalnymi treściami. Hassel przytacza słowa szefa KPRM Michała Dworczyka, że "kilku bandytów" i "kilka incydentów" nie zepsuje pokojowych uroczystości Polaków.
Tageszeitung: katastrofa dla demokracji
Jeszcze surowiej ocenia niedzielne wydarzenia "Tageszeitung" (TAZ). "Rząd i prawicowi radykałowie wspólnie świętowali 100-lecie niepodległości Polski. To katastrofa dla polskiej demokracji" - pisze warszawska korespondentka lewicowej gazety Gabriele Lesser. "Wszyscy przyzwyczaili się już do tego, że prawicowi ekstremiści maszerują przez polskie miasta, ryczą antysemickie i rasistowskie hasła i palą europejskie flagi lub atrapy Żydów. Jednak to, że polski rząd maszeruje ramię w ramię ze skrajną prawicą przez Warszawę i w dodatku wzywa wszystkich Polaków, by się do tej demonstracji przyłączyli, jest katastrofą dla polskiej demokracji" - czytamy w komentarzu.
Lesser przypomina, że ONR jako partia wroga demokracji był przed II wojną światową zakazany, a obecnie "może działać całkiem legalnie i stał się wręcz partnerem polskiego rządu". Dziennikarka "TAZ" pisze o paleniu flag Unii Europejskiej i okrzykach "Precz z UE". Równie dobrze demonstranci mogli skandować "Precz z liberalną demokracją" - zauważa Lesser, gdyż właśnie to - jej zdaniem - jest celem ONR.
"Polscy narodowi populiści, którzy od 2015 roku tworzą rząd, dążą do zniszczenia tak zwanej Trzeciej Republiki, która powstała w 1989 roku po długoletnich walkach przywódcy robotników Lecha Wałęsy i jego ruchu związkowego i wolnościowego - Solidarności. Jeżeli (narodowi populiści) wygrają w przyszłym roku wybory parlamentarne i uchwalą nową konstytucję, będzie to końcem polskiej demokracji" - ostrzega Lesser na łamach berlińskiego "TAZ".
Der Spiegel: PiS zapłaci wysoką cenę
Jan Puhl w internetowym wydaniu tygodnika "Der Spiegel" pisze, że narodowo-konserwatywny rząd w Warszawie "co prawda nie dopuścił do tego, by skrajna prawica zdominowała święto w niedzielę, będzie jednak musiała zapłacić za to wysoką polityczną cenę". Autor podkreśla, że większość uczestników marszu to "normalni Polacy, wśród nich rodziny z dziećmi". "Siły porządkowe i policja interweniowały rygorystycznie za każdym razem, gdy ekstremiści usiłowali rozwinąć swoje flagi" - dodaje Puhl.
Dziennikarz "Spiegla" zwraca uwagę, że rząd był zmuszony do negocjowania z ekstremistami - Młodzieżą Wszechpolską i ONR. "Są to ugrupowania hołdujące tryumfalnemu nacjonalizmowi, które demonstrują nienawiść do cudzoziemców i palą flagi UE. Postaci, którymi w Niemczech zainteresowałaby się służba ochrony konstytucji" - czytamy w "Spieglu". "Z tymi ludźmi przedstawiciele rządu usiedli przy jednym stole, zamiast ich izolować i napiętnować" - podkreśla Puhl. Zwaraca uwagę, że rząd, normalni Polacy i prawicowi ekstremiści maszerowali w jednym pochodzie - zaledwie 100 metrów "strefy bezpieczeństwa" dzieliło Dudę, Morawieckiego i Kaczyńskiego od tej części demonstracji, w której szli radykałowie.
"Niezdecydowane działanie PiS nie osłabi prawicowych radykałów, lecz uświadomi im, że jeśli nie będą się zbyt głośno awanturować i przez jedno popołudnie zmobilizują się, to nie zostaną wykluczeni, a nawet będą mogli uczestniczyć w świętym (dniu) 11 listopada" - konkluduje Jan Puhl.
Przeczytaj również: *
*FAZ na 100-lecie niepodległości: Polska powstała z ruin
Niemiecka prasa: Polska zasługuje na większą empatię
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl