Katastrofa Airbusa: rośnie liczba ofiar
Miejsce katastrofy (AFP)
Z wraku Airbusa, który rozbił się w poniedziałek w Nowym Jorku, wydobyto dotąd 225 ciał ofiar katastrofy - poinformował ustępujący burmistrz Rudolph Giuliani.
Podczas specjalnej konferencji prasowej Giuliani powiedział, że na miejscu katastrofy zginęło co najmniej 6 osób, a 8 innych uznaje się za zaginione.
Zrewidowano podawaną dotychczas liczbę pasażerów na pokładzie Airbusa stwierdzając, że poza 246 osobami należy uwzględnić także pięcioro niemowląt, trzymanych na rękach przez rodziców. Liczba ofiar katastrofy wzrosła więc do 260, gdyż prócz 251 pasażerów w samolocie było także 9 członków załogi.
Tymczasem ekipy prowadzące śledztwo w sprawie katastrofy znalazły we wraku maszyny rejestrator dźwięków w kabinie pilotów. Rejestrator może dostarczyć kluczowych wskazówek na temat tego, co działo się na pokładzie tuż przed katastrofą.
Zdaniem pracowników NTSB, narodowej rady ds. bezpieczeństwa transportu, wstępne informacje świadczą, że wypadek nie ma związku z atakami terrorystycznymi z 11 września w USA.
Samolot spadł po starcie z lotniska im. Johna Kennedy'ego. Miał lecieć do Santo Domingo w Republice Dominikany. Ok. 150 pasażerów to Dominikańczycy, którzy lecieli w odwiedziny do rodzin.
Według wstępnych ustaleń, tuż przed katastrofą od maszyny odpadł jeden z silników. Maszyna zniszczyła 6 domów i uszkodziła 6 innych. Od uderzenia części rozbitego samolotu spłonęła pobliska stacja benzynowa.
Zdaniem specjalistów, przyczyną tragedii mogła być awaria jednego z silników General Electric, które już wcześniej były przyczyną kilku wypadków lotniczych.
Maszyna, która spadła w poniedziałek w Nowym Jorku, była wyposażona w takie same silniki, jak samolot DC-10 (spadł w New Jersey w kwietniu ub.r.) oraz Boeing 767 (uległ wypadkowi dwa miesiące później). W obu przypadkach przyczyną była awaria silników. (mag, jask)