Kataryna: "Żyjemy w okrutnym świecie. Ale aborcja embriopatologiczna musi pozostać" [OPINIA]© Getty Images

Kataryna: "Żyjemy w okrutnym świecie. Ale aborcja embriopatologiczna musi pozostać" [OPINIA]

Kataryna
22 października 2020

W czwartek Trybunał Konstytucyjny ma wydać wyrok w sprawie zakazu aborcji embriopatologicznej (przez środowiska pro-life nazywanej eugeniczną). Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Że Julia Przyłębska znajdzie jakiś unik i ciągnąca się latami wojna o aborcję jeszcze się trochę przeciągnie.

Najpierw cytat:

Dobromir Sośnierz: Ciąża to nie cierpienie, tylko normalna konsekwencja współżycia.

Pan poseł musi mieć w życiu wielkie szczęście, jeśli jeszcze nie miał okazji przekonać się, że ciąża nie zawsze jest "konsekwencją współżycia", a czasami bywa niewyobrażalnym cierpieniem. I najszczerzej życzę mu, żeby nigdy nie miał okazji tego zrozumieć na przykładzie kogoś mu bliskiego. Warto jednak, przed podzieleniem się bardzo stanowczą i jeszcze bardziej arogancką opinią, posłuchać z odrobiną empatii kobiet, które takie doświadczenie mają za sobą.

"Wodogłowie, brak części kości czaszki, w miejscu nosa dziura, rozszczepy kości policzkowej, wypłynięte oczy, brak powiek. Widok drastyczny. Tego życia nie można było ratować, to dziecko nie było niepełnosprawne, takie, które można pielęgnować, leczyć, wozić na wózku. Po urodzeniu lekarze bali mi się je pokazać. Sami byli wstrząśnięci. A prof. Chazan przedłużył tylko jego agonię" - tak swoje krótkie i bolesne rodzicielstwo wspominali rodzice dziecka, które kilka lat temu “uratował” profesor Bogdan Chazan.

A przecież ich dziecko przynajmniej dożyło porodu, a nawet przeżyło kolejnych 10 dni, wypełnionych co prawda niewyobrażalnym cierpieniem swoim i swoich rodziców, ale można mu było - jak kiedyś argumentował Jarosław Kaczyński - nadać imię i ochrzcić.

Osobiście uważam - i ta konkretna sytuacja tego nie zmienia - że aborcja jest zabiciem ludzkiego życia, a w przypadku aborcji "eugenicznej" jak chcą jedni, czy "embriopatologicznej" jak chcą inni, nie można nawet mówić o "zlepku komórek". Bo aborcja jest dopuszczalna do momentu osiągnięcia przez dziecko zdolności do samodzielnego przeżycia poza organizmem matki. I niektóre raportowane kilkumiesięczne dzieci swoje aborcje przeżywają, a potem umierają często godzinami, bo medyczne procedury w szpitalach nie nakazują ratowania ich życia, nawet gdyby istniała na to szansa. Żyjemy w okrutnym świecie.

Zespół Downa w czystej postaci, czyli bez wad współistniejących, jest przyczyną jednej czwartej aborcji w Polsce.- wynika z rządowego sprawozdania z wykonania ustawy o planowaniu rodziny i warunkach przerywania ciąży. Te dzieci - w odpowiednich warunkach - miałyby szansę na całkiem szczęśliwe życie.

Gdyby komukolwiek chodziło właśnie o te dzieci, można było przez ostatnie pięć lat wypracować katalog wad płodu, które mogą być przesłanką do aborcji i zespół Downa z niego po prostu wyeliminować. Tworząc przy okazji system realnego wsparcia dla matek dzieci specjalnej troski, żeby nigdy nie znalazły się w takiej sytuacji, jak moja owdowiała przyjaciółka, której właśnie odebrano 1830 zł zasiłku, który dostawała na utrzymanie siebie i niesamodzielnego syna.

Ale to wymagałoby pracy, rozsądku, a przede wszystkim wsłuchania się w głos kobiet, które naprawdę rzadko są potworami chcącymi zabijać swoje chore dzieci.

"Chciałam dać mu lżejszą śmierć. Tyle. Jedyne, co mogłabym dać mojemu dziecku, to to, żeby nie cierpiało. I to mi się nie udało. Nie jestem lekarzem, a i tak widziałam, że ono umiera z bólu. Mimo morfiny. Widziałam, jak go bolało. Przychodziłam kolejnego dnia i morfiny było coraz więcej. A dziecko słabsze i słabsze. Aż w końcu walczyło o każdy oddech" - mówiła matka "dziecka Chazana" i naprawdę nie znalazłabym argumentów za tym, że powinna swoje i dziecka cierpienie przedłużać. A nawet gdybym jakieś znalazła, nie odważyłabym się jej pouczać. Bo jeśli są sytuacje graniczne, to chyba właśnie takie.

Pod wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie przesłanki embriopatologicznej z ustawy antyaborcyjnej za niezgodną z Konstytucją podpisało się 120 posłów. Trybunał rozpatrzy sprawę dziś, 22 października.

Nie podejmuję się spekulować, jakie będzie rozstrzygnięcie Trybunału. Bo choć posłowie PiS w mediach zapewniają o swojej ogromnej determinacji w obronie życia, to przecież gdyby była autentyczna, już dawno mając większość w Sejmie i swojego prezydenta przyjęliby gotową ustawę Kai Godek leżącą od 2017 roku w sejmowej zamrażarce. Mogąc wyeliminować aborcję eugeniczną własnymi głosami, jakoś z tej okazji nie korzystają, tchórzliwie zrzucając całą odpowiedzialność za nią na Julię Przyłębską, która teraz musi kombinować, jak zrealizować wolę prezesa Kaczyńskiego - wszyscy wiemy, że do tego się to sprowadzi.

Gadaniu polityków o obronie życie od lat nie towarzyszą żadne realne działania, więc i teraz sprawa może utknąć w Trybunale aż do umorzenia po zakończeniu obecnej kadencji parlamentarnej. I choć całym sercem jestem za wszelkimi inicjatywami ratującymi życie dzieci mających na to życie szanse, to mam nadzieję, że Przyłębska znajdzie jakiś unik i ciągnąca się latami wojna o aborcję jeszcze się trochę przeciągnie.

Nie tylko dlatego, że całkowity zakaz aborcji uważam za okrucieństwo wobec kobiet, ale także - a może przede wszystkim - dlatego, że uważam go za pierwszy krok do całkowitej liberalizacji aborcji na życzenie w niedalekiej przyszłości.

I jeszcze jeden ważny aspekt czwartkowej rozprawy. Posłowie wnoszący o uznanie aborcji eugenicznej za niezgodną z Konstytucją chcą uznania, że jest ona niezgodna z art. 30 mówiącym iż: "Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych". Jeśli Trybunał ten argument uzna, nie da się uzasadnić utrzymania innej przesłanki legalnej aborcji - tej dopuszczającej aborcję, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa.

Wszystkie bowiem podniesione we wniosku argumenty posłów mają dokładnie takie samo zastosowanie do tej niewymienionej we wniosku przesłanki, a jak się zastanowić - nawet do tej dopuszczającej aborcję, gdy zagrożone jest nie życie, ale "tylko" zdrowie matki. Zakaz aborcji w przypadku gwałtu, kazirodztwa czy pedofili jest zatem jedyną logiczną konsekwencją uznania argumentów posłów za niekonstytucyjnością aborcji eugenicznej.

Kolejny cytat:

Dobromir Sośnierz: Ile rocznie jest ciąży z gwałtu? Opowiadacie o jakimś totalnym wyjątku, jakby to był poważny problem społeczny. Myślę, że ta jedna kobieta rocznie może się pogodzić z tym, że nie można zabić dziecka za winy ojca.

Brzmi wystarczająco okrutnie? To dodajmy jeszcze do tego nie tak dawną wypowiedź szefa coraz bardziej wpływowego Ordo Iuris o tym, że "karanie kobiet za aborcję jest światowym standardem" i będziemy mieć w miarę pełen obraz tego, co właśnie zaczyna rozstrzygać się w Trybunale Konstytucyjnym. A wszystko to pod pretekstem obrony uśmiechniętych słodko dzieci z zespołem Downa. Choć gdyby to o nie chodziło, problem zostałby systemowo rozwiązany już dawno.

Katarzyna Sadło (Kataryna)

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (0)