Kastrofa Iskry podczas parady - ponowny proces
Przed Wojskowym Sądem Okręgowym (WSO) rozpoczął się ponowny proces byłego wiceszefa wojsk lotniczych gen. rez. Mieczysława W., oskarżonego o przyczynienie się do katastrofy samolotu Iskra, wykonującego zwiad przed paradą lotniczą w Święto Niepodległości w 1998 r.
Samolot Iskra, lecący z Mińska Mazowieckiego na dodatkowy zwiad pogody przed defiladą innych maszyn nad pl. Piłsudskiego w Warszawie, rozbił się po locie w bardzo trudnych warunkach pogodowych. Zginęło dwóch pilotów - mjr Tomasz Pajórek i mjr Mariusz Oliwa.
W tej sprawie w styczniu zeszłego roku WSO skazał gen. W. na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 7 tys. zł grzywny, szefa zgrupowania myśliwców z Mińska Maz. płk. Jakuba Motołę na pół roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 3 tys. zł grzywny; umorzył też postępowanie przeciwko kierownikowi lotów w Mińsku Maz. mjr. Jackowi Sz.
Wyrok w części dotyczącej gen. W. ze względów formalnych uchylił jednak w październiku Sąd Najwyższy; pozostałe orzeczenia są już prawomocne.
Wojskowy Prokurator Garnizonowy ppłk Krzysztof Parulski odczytał we wtorek ponownie akt oskarżenia. Zaznaczył, że kwalifikacja prawna czynu nie zmienia się. Prokurator zaznaczył jednak, że podczas kolejnych rozpraw skoryguje zarzuty na korzyść oskarżonego, ponieważ podczas pierwszego procesu część z nich została wyjaśniona.
Generał W., tak jak na pierwszym procesie, nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, jego wyjaśnienia złożone w śledztwie odczytał sąd, a oskarżony je podtrzymał. Dodał, że do tej pory nie ustalono przyczyny katastrofy Iskry. Powiedział, że część dowodów w tej sprawie albo nie została ustalona, albo zniknęła, jak urządzenie z rozbitej Iskry - sztuczny horyzont, zapisy rozmów, prognozy pogody przekazywane tego dnia.
Powiedział, że nie on, ale ówczesny Dowódca Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej gen. Kazimierz Dziok, który tego dnia był na trybunie honorowej, wydał rozkaz wylotu samolotów bojowych na defiladę lotniczą już po wypadku Iskry. Również on miał dodać cztery Iskry do składu grupy samolotów, która tego dnia miała przelecieć nad Pl. Piłsudskiego w Warszawie. Gdyby tych samolotów szkolnych nie było w składzie grupy, a pozostałyby tylko bojowe Su 22 i Migi 29, nie trzeba byłoby wysyłać Iskry na zwiad meteorologiczny przed defiladą lotniczą - mówił.
Przekonywał też, że do zdarzenia nie doszłoby, gdyby szef lotów otrzymał ostrzeżenie o występującym oblodzeniu, bo składając podpis, że zapoznał się z taką informacją, musiałby wstrzymać loty.
Generał podtrzymał swoje wyjaśnienia, że w jego ocenie przyczyną katastrofy były błędne wskazania sztucznego horyzontu w Iskrze, który pokazywał lot poziomy, a de facto maszyna schodziła w dół i rozbiła się o ziemię.
Podkreślał, że on tego dnia nie dowodził i nie wydawał rozkazów. W zakresie jego obowiązków był jedynie nadzór nad wykonaniem zadania. Podkreślał, że przekazywał rozkazy gen. Dzioka. Dziok nie został ostatecznie objęty oskarżeniem w tej sprawie.
Jako niezgodne z logiką uznał zarzuty prokuratury, że to on zdecydował o wylocie Iskry na zwiad pogodowy, skoro o godz. 10.40 była już zgoda na wykonanie takiego lotu z Centralnego Stanowiska Dowodzenia, a on przez telefon komórkowy rozmawiał z lotniskiem w Mińsku Maz., skąd startowały maszyny o godz. 11.08.
Podobnie argumentował, że nie on wydawał rozkaz do startu maszyn bojowych, bo start nastąpił miedzy godz. 11.45 a 11.47, a zgodnie z zapisem nawiązywanych połączeń telefonicznych kontaktował się z Mińskiem półtorej minuty po starcie ostatniego.
Gen. W. powiedział, że będzie odpowiadał na pytania sądu i swojego adwokata i jednocześnie zadeklarował, że nie będzie się odzywał do prokuratora Parulskiego. Brak sympatii generała do prokuratora był wyraźnie widoczny już podczas pierwszego procesu. W. zarzuca prokuratorowi, m.in. że zataił część dowodów i dopuścił do ich zniszczenia.
Prokurator po oświadczeniu emerytowanego generała powiedział, że nie wystąpił i do końca całej sprawy nie wystąpi do sądu o ochronę swojego dobrego imienia, i nie da się sprowokować do tego oskarżonemu, ponieważ wtedy nie mógłby już występować jako oskarżyciel i doprowadzić sprawy do końca.
Ponieważ proces odbywa się ponownie, strony zgodziły się na niewzywanie części świadków i odczytanie ich wcześniejszych zeznań z akt sprawy. Obrońca chce jednak, by sąd wezwał dwóch biegłych oraz pięciu świadków. Prokurator wniósł o przesłuchanie tych świadków, którzy zeznawali podczas poprzedniego procesu pod nieobecność obrońcy. To ten fakt - że cześć procesu toczyła się bez adwokata oskarżonego - stanowił podstawę dla Sądu Najwyższego do zwrócenia sprawy do ponownego rozpatrzenia.