Kary za czary - ostatnie wyroki na czarownice w Polsce
Tortury nie były karą samą w sobie, uznawano bowiem, że ludzie pod wpływem cierpień fizycznych wyznają prawdę. Skazanie nie oznaczało jednak końca cierpień. Czarownice wyjątkowo palono na stosie z wilgotnego chrustu, aby wydłużyć egzekucję. Mimo zakazania przez sejm w 1776 r. skazywania za czary na śmierć i stosowania tortur, w niektórych regionach procesy za czary trwały do końca niepodległej Rzeczpospolitej. W 1789 r. doszło do masowego pławienia wszystkich kobiet w Zagości, podejrzewanych o spowodowanie suszy, a kobietom ze wsi Zrecze kazano na klęczkach całować knura "w części rodzajne".
Począwszy od momentu wczesnośredniowiecznej ewangelizacji, Kościół stykał się nieustannie z ogromnym bogactwem pogańskich wierzeń zarówno klasycznego jak i barbarzyńskiego świata. Wszelkie obce, sprzeczne z wiarą chrześcijańską i nieaprobowane obrzędy postrzegane jako relikty pogaństwa i bałwochwalstwa lub tylko nadużycia i błędy w wierze, obejmowali teologowie ogólnym mianem "superstitiones" (przesądy, zabobony). To pojęcie jest kluczem do późniejszej penalizacji i oskarżeń o czary, gdyż przygotowało intelektualne podstawy do interpretacji wszelkich błędów ugruntowanych w myśleniu w kategoriach magicznych.
Teoretycznie krytyka podejrzanych praktyk opierała się na kauzatywnej (przyczyno-skutkowej) interpretacji przesądu wypracowanej przez Augustyna i Tomasza z Akwinu. Jeśli zatem jakieś skutki mają miejsce, ale nie wynikają z przyczyn naturalnych lub boskiej inspiracji, to mogą zachodzić tylko na skutek ingerencji diabła, po zawarciu z nim stosownego paktu (przesądy są pozbawione cech kauzatywnych, czyli nie można ich uprawomocnić ani przyczyną sprawczą ani celową). Innymi słowy spełniają jedynie rolę znaków i są środkami komunikacji ze światem demonów i ostatecznie prowadzą do przymierza (paktu) z diabłem i szukania u niego pomocy.
Jeśli zatem jakaś kobieta miała przedziwny dar jednania sobie zwierząt, interpretacja sugerowała, że musi mieć nadludzką siłę, pozyskaną od demonów, istot doskonalszych od ludzi, dzięki zawartemu z nimi przymierzu. W praktyce sądowej przeważały jednak oskarżenia o szkody materialne w gospodarstwie, o nieurodzaj, magię miłosną itp. Sam wygląd zewnętrzny najczęściej szpetny lub ogólnie dziwny był tylko potwierdzeniem przynależności do wrogiego świata.
Paktowy charakter zabobonów prowadził do ich demonizacji i ostatecznie penalizacji o dalekosiężnych skutkach. W rezultacie wiele zjawisk bez pewnego wytłumaczenia mogło być podejrzewanych o inspiracje demoniczną. Takie stanowisko wzmocnione później dodatkowym założenie Tomasza z Akwinu, że "wszystko to, co dzieje się na tym świecie, może być dziełem demonów", ukazało wszelkie formy przesądów jako faktyczne zagrożenie, co miało oczywiście wpływ na postawy wobec ludzi obwinianych o czary. W następstwie bowiem tomistycznej interpretacji zabobonów, dokonała się, jak wywodził Dieter Harmening, ostateczna demonizacja przesądów. Demonologiczna interpretacja zabobonów znalazła z czasem swój moralno-etyczny kontekst, gdyż identyfikacja z bałwochwalstwem umożliwiła oddanie tych praktyk pod osąd pierwszego przykazania. Stąd było już blisko do przekonań o realnych, powodowanych przez demony przeobrażeniach ludzkiej natury, co z czasem znalazło odzwierciedlenie w wybuchu oskarżeń, szczególnie kobiet o czarownictwo i
udział w sabatach.
Urealnienie nocnych lotów
Wybuch polowań na czarownice w Europie poprzedziła bowiem istotna ewolucja poglądowa. Do połowy XV wieku odżegnywano się od urealniania sabatów. Teolodzy chrześcijańscy na podstawie tzw. "Canon episcopi" z ok. 906 r., który został później w XII w. częścią prawa kanonicznego (tzw. Dekretu Gracjana), zawsze konsekwentnie twierdzili, że tzw. sabaty oraz loty kobiet na sabat to wyłącznie sfera wyobrażeniowa, sny, obrazy zsyłane przez demony. Dopiero od połowy XV w. dokonuje się zmiana interpretacyjna w kierunku urealniania sabatów. Jednym z pierwszych był inkwizytor Mikołaj Jacquier, który uznał w 1458 r., że wierzenie w fizyczne przemieszczanie się w powietrzu nie jest sprzeczna z wiarą. Encyklika zaś pap. Innocentego VIII z 1484 r. to urealnienie zadekretowała, a jej tekst został włączony do wydania "Młota na czarownice" ("Malleus Maleficarum"), najsłynniejszego podręcznika inkwizytorskiego wydanego w 1486 r. przez dwóch niemieckich dominikanów - Sprengera i Kramera (Institorisa). Była to nie tylko "synteza"
zjawiska w ówczesnym piśmiennictwie, ale też niezwykle wpływowym podręcznik uczący, jak wyszukiwać czarownictwo jako realne zjawisko i zagrożenie dla świata.
W toku oskarżeń ukształtowała się tzw. zbiorcza koncepcja czarownictwa, złożona z kilku elementów: nocnych lotów, paktu z diabłem, wyparcia się chrześcijaństwa, sabatów, profanowania Eucharystii i krzyża, seksualnej orgii, dzieciobójstwa i kanibalizmu. Wszystkie oprócz dwóch pierwszych (loty wywodzą się z folkloru, a pakt zaś jest konstrukcją teologiczną) pochodzą z tradycji heretyckiej. Koncepcja ta z czasem w sposób paradoksalny uzyskała ponadto ochronę prawa, gdyż w "Malleus Maleficarum" postawiono tezę, że ci którzy rzeczywistość takich czarów negują, są heretykami.
Strona tytułowa "Młota na czarownice", z polskiego wydania z 1614 r. (fot. Wikimedia Commons)
Karanie czarów oparto na podstawie prawa rzymskiego, po zastosowaniu procedury inkwizycyjnej. Procedurę wszczynano na podstawie denuncjacji lub oficjalnego oskarżenia. Wymagała ona dowodu winy, czyli świadectwa naocznych świadków, zwolnionych uprzednio z odpowiedzialności lub przyznania się oskarżonego, co często uzyskiwano za pomocą wprowadzonych tortur. Uznawano bowiem, że ludzie pod wpływem cierpień fizycznych wyznają prawdę. Nie powinny one jednak prowadzić do śmierci. Po torturach ofiara była pielęgnowana, niekiedy pod okiem medyków, aby bez utraty przytomności mogła wytrzymać kolejne etapy tortur.
Metodologia tortur
W literaturze przedmiotu rozróżnia się kilka etapów tortur: przygotowawcze (w celu nakłonienia do przyznania się do winy, m.in.: obnażanie, chłosta, miażdżenie kciuków, rozciąganie na drabinie), ostateczne (w celu wymuszenia przyznania się do winy i ujawnienia wspólników w przypadku opornych oskarżonych, ponadto dodatkowe (stosowane w wypadkach szczególnych zbrodni: obcięcie członków, rąk i nóg, szarpanie ciała rozżarzonymi cęgami) oraz specjalne (stosowane okazjonalnie: kąpiele we wrzątku, sadzanie na stołku z najeżonymi ostrzami i ogniem pod blatem). W sensie technicznym stosowano różne techniki, zależne od umiejętności indywidualnych katów. W trakcie wykonywania tortury ostatecznej, dzielonej na dwa etapy: zwykłej i nadzwyczajnej, stosowano najbardziej powszechne narzędzie zwane strappado - krążek do wieszania za ręce związane z tyłu oraz squassatio - podciąganie na linie ofiary obciążonej przywiązanymi do stóp ciężarami o wadze do 660 funtów i nagłe opuszczanie na dół, co powodowało wyłamywanie członków:
nóg, rąk, ramion. Odmiennym zagadnieniem jest zaś słynne pławienie, rodzaj ordaliów, czyli sądów bożych (próba wody) o bardzo starym i niepewnym pochodzeniu. Pławienie, podobnie jak inne ordalia (m.in. próba gorącego żelaza, gorącej wody), było dowodem procesowym, nie karą. Gdy pławiony szedł na dno, bądź gdy przeniósł gorące żelazo lub włożył rękę do wrzątku i po kilku dniach po zdjęciu bandaży okazał, że nie odniósł uszczerbku na ciele, wówczas uznawano jego niewinność.
Uznawano bowiem, że o wyniku próby decyduje sam Bóg, który jako Stwórca wszechmocny rozstrzyga o ludzkiej winie. Egzekucja zaś polegała najczęściej na paleniu na stosie żywcem. Delikwent był przywiązywany do słupa, zamykany we wnętrzu stosu ułożonego w kształcie słomianej szopy lub wsadzany do beczki ze smołą. Czarownice wyjątkowo palono na stosie z wilgotnego chrustu, aby wydłużyć egzekucję. Formą złagodzenia cierpień w płomieniach na stosie było uprzednie uduszenie, pod warunkiem, że skazany nie odwołał wcześniejszych zeznań.
Ziemia czarownic
Pierwsze procesy przeciwko czarownicom datuje się już na II poł. XIII w., kiedy w 1274 r. spalono pewną kobietę w Carcassone, gdyż przyznała się, że spłodziła potomka z diabłem o wilczej głowie i ogonie węża, a 1275 r. w Tuluzie niejaką Angelę, panią na Labarthe. Z 30. lat XV w., z terenów Delfinatu, Piemontu, Savoyen i południowo-zachodniej Szwajcarii, czyli z terenów przyległych do obszaru uznawanego za regionalne źródło europejskich polowań na czarownice (strefy Jeziora Genewskiego), i gdzie Carlo Ginzburg lokalizuje m.in. celtyckie praźródła mitycznych wyobrażeń o podróżujących po świecie zmarłych, pochodzą jedne z pierwszych procesów przed sądami świeckimi.
Obraz "Magiczny krąg" Johna Williama Waterhouse'a z 1886 r. (fot. Wikimedia Commons)
Prowadzono je przeciwko pewnej Agnieszce Escor de Grimentz z val d'Anniviers z 1427 r. oraz Martinowi Bertod z 1428 r.. Obydwoje zostali wówczas straceni na stosie (Chantal Ammann-Doubliez). Warto zauważyć, że teren ten był szczególnie opanowany przez osadnictwo grup waldensów, o czym świadczy np. proces z 1387/1388 r. w Pinerolo w Piemoncie, który wykazał specyficzną mieszankę katarsko-waldeńskich praktyk z zebraniami w synagodze i orgiami.
Większość procesów dotyczyło kobiet, w mniejszym stopniu mężczyzn, ale oskarżonymi zdarzały się być nawet dzieci (Hartwig Weber). Bardziej istotne, że z czasem trybunały inkwizycyjne, zazwyczaj ścigające przestępstwa związane z herezją bądź odstępstwem od wiary, uznały że magia i uprawianie czarów są rodzajem herezji. W rezultacie tego procesu pojawiło się pojęcie "sekty czarowników" (Edward Potkowski).
Oskarżenia o czary stopniowo ustawały począwszy od połowy XVIII w. (Jeffrey B. Russel), w Holandii już od 1610 r., a ostatnie egzekucje odbyły się w Anglii w 1684 r., w Ameryce w 1692 r., w Szkocji w 1727 r., we Francji w 1745 r., na Węgrzech w 1755 r., w Niemczech w 1775 r., w Hiszpanii w 1781 r. i w Szwajcarii w 1782 r. Za ostatnią czarownicę spaloną na stosie uznaje się Annę Geldi straconą w 1782 r. w szwajcarskim kantonie Glarus.
Czary w Polsce
Ostatnie badania dotyczące karania czarownic na ziemiach polskich (Małgorzata Pilaszek, Jacek Wijaczka) udowadniają, że ilość procesów malała wraz z przesuwaniem się w kierunku wschodnim. W okresie XVI-XVIII w. odbyło się 867 procesów w Koronie i tylko 112 w Wielkim Księstwie Litewskim.
W osiemnastowiecznej Polsce procesy o czary, podobnie jak w Europie, stopniowo zanikały. W dniu 23 października 1776 r. Sejm uchwalił konstytucję: "Konwikcyje w sprawach kryminalnych" zakazując skazywania za czary na śmierć oraz stosowania tortur. Postanowiono w niej m.in., że: "według tejże samej reguły wszystkie sądy i subsellia sprawiać się mają in causis maleficii i czarów, w rozsądzeniu których poenalitatem śmierci na zawsze znosimy". Na pamiątkę przełomowej ustawy wybito medal z napisem: "Mękami wyciągnąć zawsze wątpliwego zbrodni wyznania, do sądu pociągać obwinionych o pomoc jakoby szatańską wezwaną, zakazał sejm roku 1776 za przełożeniem Stanisława Augusta króla".
Konstytucja ta była oczywiście wynikiem wcześniejszej stopniowej ewolucji poglądów i narastającego sceptycyzmu pod wpływem prądów oświeceniowych. W 1772 r. ukazała się w Polsce w tłumaczeniu pijara Teodora Wagi praca Cesare Beccarii "Dei delitti e dellepene", w której autor domagał się m.in. zniesienia tortur i karania czarownic. Już wcześniej jednak procesy o czary zanikały, najpierw w największych miastach, np. ostatni w Poznaniu z 1758 r., w Lublinie w 1732 r., Kamieńcu Podolskim w 1749 r., Krakowie w 1757 r. i we Lwowie w 1758 r. Próby wszczynania procesów w późniejszym czasie po 1776 r. miały nadal miejsce, ale sądy je hamowały, zakazując niszczenia dobrej sławy lub uniewinniały oskarżonych. Pojawiły się także procesy odwrotne, o pomówienie (w Kopanicy w 1775 r.) i oczyszczenie z zarzutu uprawiania czarów. Nie oznacza to, że podobne zjawiska lub przesądną wiarę całkowicie wyrugowano, albowiem z jednej strony nadal miały miejsce próby wszczynania procesów, np. na skutek kłótni i pyskówek, z drugiej zaś
wiara w czary była wypierana przez szerzące się przesądy o wampirach.
Gorsza sytuacja panowała na prowincji, w małych miastach i wsiach, gdzie z powodu analfabetyzmu i niskich kompetencji sędziów nadal dochodziło do procesów do końca XVIII w. (J. Wijaczka). W małopolskich Bełżycach w 1774 r. skazano na powieszenie chłopa Wojciecha Jakubowskiego z zarzutu zapisania się diabłu. W 1786 r. w małopolskim Ulanowie doszło do procesu z powodu pobicia przez upojonego alkoholem Wojciecha Łabęckiego żony Stanisława Gzika, albowiem kobieta miała grozić Wojciechowi "nasłaniem diabła". W 1789 r. doszło do masowego pławienia wszystkich kobiet w Zagości z podejrzenia o spowodowanie suszy. Ekonom z Zagości Roch Chlebowski nieszczęsne kobiety "po cztery w kupie skrępowane, końcem otrzymania rychłego deszczu, nielitościwie na głębię rzucać kazał". Tylko spadły nazajutrz deszcz uratował je przed większą niż chłosta karą.
W tym samym roku doszło do zhańbienia młodych kobiet ze wsi Zrecze, którym kazano na klęczkach całować knura "w części rodzajne". Z kolei w 1790 r. przed sąd w Nowym Wiśniczu wezwano małżeństwo Macieja i Katarzynę Beret, którzy namówieni przez wędrownego olejarza użyli ziół przeciwko czarom wobec bydła "dla naprawy nabiału". Jeszcze w 1793 r. pod Poznaniem spalono dwie kobiety z powodu czerwonych oczu i chorób bydła, a podobną sprawę odnotowano w Żaszkowie na Ukrainie w 1799 r. Być może ostatni proces skończył się stosem dla Barbary Zdunk w Reszlu w 1811 r. z oskarżenia o czary i podpalenie miasta.
prof. Krzysztof Bracha dla Wirtualnej Polski