PublicystykaKarolina Korwin-Piotrowska: 96 godzin. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego

Karolina Korwin-Piotrowska: 96 godzin. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego

Nie wiem, co mnie podkusiło. Czy to, że zobaczyłam ogrom zniszczenia na zdjęciach w mediach. Czy to, że przeczytałam maila od znajomego, który pojechał na wakacje w Bory Tucholskie, a już pierwszej nocy, po nawałnicy, aż do bladego świtu, uzbrojony w latarkę i zapałki, odgrzebywał zawalonych drzewami sąsiadów. Czy w końcu to, że sama kilka lat temu straciłam w pożarze wszystko. Wiem też, co dzieje się w głowach tych ludzi na Pomorzu. Wiem, co ich czeka i widząc ich samotność i determinację, widziałam siebie sprzed kilku lat.

Karolina Korwin-Piotrowska: 96 godzin. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego
Źródło zdjęć: © East News/Facebook
Karolina Korwin-Piotrowska

Pewne jest jedno. Uznałam, że chciałabym pomóc. Chociaż wiele razy słyszałam opowieści ludzi pomagających, mówiące o tym, że z pomaganiem w Polsce wiąże się fala hejtu, chyba zamroczona adrenaliną, zaczęłam, nie myśląc o konsekwencjach, kombinować, co zrobić. Mogłam pojechać tam i odgarniać zwalone drzewa, ale pewnie padłabym trupem, serce by nie wytrzymało, a na co tym ludziom kłopot więcej. Bądźmy racjonalni. Zadzwoniłam do sołtysa Rytla, ten złapany w biegu, powiedział, że każda pomoc się przyda, podziękował i rzucił na koniec, "my tu jesteśmy sami". Groza. Media więc nie kłamały, wpisy ludzi mówiące o tym, że nie ma na terenach katastrofy wojska, jedynie są do pomocy sąsiedzi i dzielni strażacy, są prawdą.

Może ktoś kupi?

Uznałam, że to, co mogę zrobić, to dać na licytację swoje książki, wszystkie cztery. A co tam, może ktoś kupi, a ten kto przekaże najwięcej, dostanie z dedykacją. Podaję numery konta pomocy dla Chojnic i Rytla. Fotę, krzywe selfie, zrobiłam specjalnie z moją facjatą, bo tyle znam się na społecznościówkach, że wiem, iż "znany ryj" na zdjęciu daje więcej udostępnień, a o to przecież chodziło - o hałas. Napisałam posta, upubliczniłam i jak to mawiają, poszły konie po betonie.

Weekend, upał. Polska leży na leżaczku i odpoczywa przed jesiennym szczytem i defiladą. Po drodze jeszcze, namówiona przez koleżankę, Magdę Masny, której mąż był w Rytlu, (tak, ta sama, od "pocałuj pana", zresztą świetna babka) "bo masz znany ryj a ten zwróci uwagę" - napisałam na fan page’u pewnego wielkiego marketu post, potem uznany za "żebranie typowego polaczka", w którym prosiłam ich o pomoc dla Rytla. Bo są wielkim sklepem, tam ludzie potracili dorobek życia, więc nic im nie ubędzie, jeśli coś dadzą. Poprosiłam moich fanów, by udostępniali mojego posta, pisali, żeby zrobić hałas. Bo jak komuś zrywa dach, nie ma prądu czy wody, to trzeba pomóc. Proste? Dla mnie tak.

Gigantyczny odzew

Jest koniec tygodnia i wiem jedno: w ciągu kilku dni dowiedziałam się o Polakach więcej niż przez całe życie. Po pierwsze: odzew. Gigantyczny, niewiarygodny. Kilka minut po upublicznieniu posta z licytacją książek, pierwszy skan wpłaty- na 500 złotych. Potem było tylko lepiej, większość nawet wpłaca nie dla samych książek, po prostu pomagają, są przerażeni oglądając zdjęcia w mediach; ktoś pisze, jak sam, choć w Boga nie wierzy, ale podczas nawałnicy, która zastała go w domku letniskowym a nad głową latały pnie drzew, zaczął się modlić. I teraz, już z domu, wysyła tyle, ile może. Bo widział piekło. Jest skan osoby proszącej o anonimowość na 15 tysięcy. Z Austrii, to jej strony, jej dzieciństwo, a nad Brdą, w tym lesie, którego już nie ma, chodziła zbierać grzyby. I tak cały czas. Musiałam zrobić sobie print screen z numerami kont, bo nieustannie piszą ludzie, że chcą pomóc, a nie znaleźli numerów konta do pomocy. Ile wysłałam takich wiadomości z Instagrama i Facebooka? Nie wiem, co najmniej 100. Tak, ludzie są wspaniali. Jesteśmy ponad podziałami, jesteśmy dobrzy.

Po drugie: sklepy i firmy, czyli nie wiem, ile osób pisało do mnie o tym, że albo już w nocy z piątku na sobotę załadowali co się dało ze sklepu, składu budowalnego czy hurtowni i pojechali pomagać albo co mogli po prostu rozdali ludziom, by ratowali domy, drogi, zawalone samochody. Odezwał się wielki supermarket, po nim inni, w tym składy budowalne i miejscowe firmy - pomagają. Solidarność ludzi w sieci jest ogromna. Wystarczy jeden post z prośbą o cokolwiek, czy to agregat, piłę albo wodę, natychmiast są chętni do pomocy.

Po trzecie: politycy wszelkich opcji, dominuje brak klasy i próba lansu na krzywdzie. Na gruzach domów i resztkach lasów zniszczonych przez nawałnice trwa licytowanie się na to, kto co zrobił a czego nie i kto jest bardziej beznadziejny. Rządzący są na miejscu po trzech dniach prosto z defilady, smutny obrazek. Posłanka partii rządzącej pozuje na plaży i wrzuca obrazek na TT z napisem "wieje". Inna zachwycona, że kapliczki i krzyże oparły się wiatrowi, a drzewa leżą. I oczywiście wszystko na TT, konfesjonale sejmowym naszych milusińskich z Wiejskiej. Oni naprawdę wiedzą, jak "wygrać internety".

Opozycja pozuje w garniturach albo lakierkach ze strażakami. Obie strony warte siebie. W tym wszystkim kilka osób w porządku, poseł od Kukiza, jakiś senator PO ogarnięty w sytuacji, posłanka Pomaska, która zamiast pozować na tle zwalonego lasu, mimo że zakopała się samochodem na drodze, przywiozła realną pomoc dla ludzi, zamiast pisać bzdety na TT jak jej koledzy. Niedługo wybory. Bójcie się, tyle można powiedzieć. Ta nawałnica was zmiecie. Ludzie nie zapomną.

Oskarżenia o kradzież i lans na nawałnicy

Po czwarte: hejt. Tak, wiedziałam, że będzie, ostrzegano mnie, że może być brudno i ostro, ale przyznam, że choć hejtowali mnie narodowcy, skrajna prawica, skrajna lewica, feministki, LGBTQ, fani Dody, Górniak i Wiśniewskiego, czegoś takiego nie przerobiłam. Oskarżenia o defraudację pomocy na porządku dziennym. Oskarżenia o kradzież i chamski lans na nawałnicy. Zapowiedzi kontroli ze Skarbówki - jeden pan tam pracuje, sprawdziłam na jego profilu, więc czekam. Masa sugestii, że na tym zarabiam, że ów supermarket na fan page’u którego napisałam, wynajął mnie do akcji reklamowej i pytania, co robiłam podczas wielkiej powodzi i czy podobał mi się Tusk na wałach przeciwpowodziowych. Do tego były europoseł, niegdysiejszy fan Korwina-Mikkego, który na TT świadomie kłamie na mój temat i nazywa hieną, a to co zrobiłam - dnem. Bo mu się nie podoba, że licytuję książki, choć mojego posta nie przeczytał, ale puścił plotkę zadowolony. Jemu wolno. Czy przeprosił? A po co?

Po piąte: Filip Chajzer i Marta Żmuda Trzebiatowska. Tyle powiem. Filip zadzwonił z propozycją, że chce się na coś przydać, napisał wielkiego posta u siebie, co przy jego zasięgach dało natychmiastowy, pozytywny efekt. Podobnie Marta, choć w ciąży, ale jako dziewczyna urodzona w tych rejonach, znająca je od podszewki, nie mogła patrzeć na to bezczynnie. Zrobiła bardzo dużo. Oficjalnie i nieoficjalnie. Jest wspaniała. Jej krajanie mogą być z niej dumni.

Na koniec: moje książki idą za 3500 złotych, wysłane dla Chojnic; darczyńca chce pozostać anonimowy, książki da córce na urodziny. Nie wiem, ile osób wpłaciło po poście Filipa, moim czy Marty. Oby jak najwięcej, nie ma co się licytować. Ale wiem, że pomogliśmy. Wiem, mam dowody na to, że dzięki nam, naszym postom, naszym "celebryckim ryjom", ruszyło się parę firm. Dzięki naszym "żebrom" czy "roszczeniowym postawom typowych polaczków", wiele osób otworzyło portfele, hurtownie i magazyny. Wielu ludzi też, na co dzień odcinających się od mediów, dzięki naszym postom dowiedziało się o tym, co się stało na Pomorzu. Dowód? Moja znajoma, zajęta rodziną, kotami i urządzaniem sobie na nowo życia i na medialnym detoksie, włączyła w poniedziałek Facebooka i zobaczyła mój post. Natychmiast przelała 10 tysięcy dla Chojnic. Choćby dlatego było warto zrobić to, co zrobiłam i znieść oskarżenia o lans czy interesowność albo kradzież.

Czy będę robić coś dalej?

Tak, bo to było 96 burzliwych godzin, które nie dały mi spać, jeść ani robić cokolwiek innego, bo przyspawana do komputera i telefonu robiłam, co mogłam, ale dały gigantyczną satysfakcję. Nie przeżyłam nigdy czegoś takiego. Coś szykujemy ze znajomymi, chcemy pomóc konkretnym osobom, bezczelnie, według niektórych, wykorzystując swoje "znane ryje" i znajomości do tego, by ktoś pomógł innym. Jest plan, jest pomysł, czekamy na zielone światło z Pomorza. Na pewno kilka razy się teraz zastanowię, czy taką pomoc upublicznić. Bo ilość zła, jaką bezinteresownie wylewa się na tych, którzy wpadli na szalony pomysł, by pomóc innym, emocjonalnie rozwala. Mnie rozwaliła.

Obraz
© East News

Na zdjęciu: skutki nawałnicy na Kaszubach

Karolina Korwin-Piotrowska dla WP Opinii

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)