Karolina Głogowska: Słowa, które nie miały prawa paść
Niektórym nie przeszkadza muzyka w tańcu, innym fakty w pisaniu nowej historii Polski. Jeśli tylko w jakiś sposób przysłuży się to obecnej władzy, można opluć każdego bohatera narodowego. W roli eksperta od siedmiu boleści tym razem wystąpił prezenter TVP, Michał Adamczyk, który historii uczył się prawdopodobnie z memów. I powinien się tego wstydzić.
Ten weekend mógł należeć do obozu rządzącego, ale skończyło się jak zwykle: to znaczy na pokazaniu, co naprawdę kieruje niektórymi ludźmi wspierającymi prawą stronę barykady. Zaczęło się jednak pięknie, bo zupełnie darmową, zorganizowaną przez portal gazeta.pl reklamą Patryka Jakiego, "swojego" ziomka, który stał pod blokiem. Naprawdę trzeba było spędzić dzieciństwo za granicą, by w dorosłości dojść do wniosku, że dla kogoś w Polsce stanie pod blokiem za dzieciaka to jakiś wstyd.
Trotyl eksplodował
Znienawidzona gazeta.pl strzeliła więc pięknego samobója, fala #StałemPodBlokiem poniosła się przez internet. Niestety - poniosła też dosłownie. Na przykład Cezarego Gmyza, który popełnił ni mniej, ni więcej taki oto tweet: "Bartoszewski stał przed blokiem. Podpowiadam praktykantom z Czerskiej. Na placu apelowym w Auschwitz". Nie bardzo wiadomo, co autor wpisu miał na myśli. Być może sam nie wychował się na osiedlu z wielkiej płyty i nie wiedział, jak może przyłączyć się do akcji, a bardzo chciał jakoś jednak zaistnieć. Po tego typu uwadze w towarzystwie zapada zwykle niezręczna cisza, ale niestety tym razem stało się inaczej.
Tajemniczy wątek postanowił zdecydowanie bardziej dosadnie pociągnąć prezenter TVP, Michał Adamczyk, który poddał w wątpliwość przyczyny wypuszczenia z KL Auschwitz wspomnianego, zmarłego dwa lata temu, prof. Władysława Bartoszewskiego. "Ile zna Pan, panie pośle, przypadków zwolnienia z Auschwitz z powodu złego stanu zdrowia? Tak tylko pytam." – wymierzył w stronę Adama Szłapki, sugerującego, że Gmyz nieco popłynął. Szach-mat - chciałoby się rzec – widziałem kilka memów na Kwejku, znam się na historii. Tylko że memy to niestety kiepskie źródło wiedzy. Podobnie kiepskie jest uprawianie fake newsów zamiast dziennikarstwa.
"Przypadek? Nie sądzę"
Michała Adamczyka nie zraziły ani wypowiedzi jego własnego nauczyciela, który postanowił zwrócić mu uwagę, ani nawet komentarz Muzeum w Auschwitz. Co tam historycy, co tam eksperci. Bartoszewski najpierw wychodzi z obozu koncentracyjnego, a potem blokuje przyznanie Orderu Orła Białego rotmistrzowi Pileckiemu - przypadek?
Jak wiadomo, w nowej historii Polski, każdy może stać się elementem teorii spiskowej, jeśli tylko krytykował władzę. Pasjonatom historii alternatywnej przypomnijmy jednak fakty.
W 1999 roku kapituła przyznająca Order Orła Białego zrezygnowała z nadań pośmiertnych dla postaci historycznych (w tym Rotmistrza Pileckiego). Prof. Bartoszewski dołączył do kapituły dopiero pół roku później i nie dyskutował z tą decyzją o charakterze formalnym i organizacyjnym, a niemającą godzić w konkretne osoby.
I tak - to mało znana, a jednak dostępna publicznie informacja – że w ciągu ponad 4 lat istnienia z KL Auschwitz zwolniono ok. 2000 więźniów. Dokładną liczbę trudno dziś ustalić, ponieważ Niemcy niszczyli dokumentację. Zachowało się jednak 300 świadectw osób, którym udało się opuścić mury obozu, w tym właśnie Władysława Bartoszewskiego. Jednak i to niektórym nie wystarczy, bo zwolennicy teorii spiskowych sugerują, że Niemcy z obozu wypuszczali kolaborantów.
Każdy, kto miał okazję czytać relacje z obozów koncentracyjnych czy opracowania historczyne na ten temat (a zachęcam, aby to zrobić, zanim zabierze się publicznie głos w dyskusji), wie, że "kolaborantów" Niemcy trzymali przy sobie i wykorzystywali do własnych celów na miejscu, a nie puszczali w nagrodę wolno. Samo słowo "kolaborant" jest tu zresztą niefortunne, współpraca z nazistami była bowiem bardzo często wymuszana. Tak pracowali chociażby zamknięci przez Niemców w obozach naukowcy, którzy opracowywali szczepionkę na tyfus. Czy można ich nazwać kolaborantami? Czy któryś z domorosłych historyków nazwie kolaborantką matkę zgadzającą się na seks z SS-manem w zamian za uratownie życia jej dziecku? Dzienniki z obozów to najtrudniejsza lektura, ale najpierw trzeba po nie sięgnąć, żeby mieć pojęcie, co tam się działo. Po zapoznaniu się z nią, tak bulwersujące wypowiedzi, jak ta, która wyszła spod palców Adamczyka, po prostu nie mają prawa paść.
Wyższa instancja
Ani sam prof. Bartoszewski, ani historycy badający temat nie ukrywali, że za zwolnieniem kogoś z obozu zwykle stała wyższa instancja, czyjeś interwencje. W jego przypadku interweniował Polski Czerwony Krzyż, rodzice wykorzystali wszelkie możliwe znajomości, by wydostać syna. W sieci krąży spiskowa teoria, która mówi, że Bartoszewskiego z obozu wydobyła "kolaborująca" z Niemcami ciotka, która dała im po prostu łapówkę. Nawet gdyby tak było, żaden to wyczyn ani osobliwość.
Łapówki dla Niemców nie były czymś niezwykłym, brali je chętnie, zarówno za uwalnianie więźniów z łapanek czy aresztów, jak i za przymykanie oka na okupacyjny handel uliczny. Kto twierdzi, że nie oddałby ostatnich pieniędzy za ratowanie kogoś z rodziny, nie ma żadnego pojęcia o realiach wojny. Tyle gwoli spisku.
Powyższe informacje nie są wiedzą tajemną. Są dostępne publicznie, niewielki research wystarczy, aby do nich dotrzeć. Tym, których zamiast fake newsów zainteresowały fakty, polecam również zapoznanie się z biografią Władysława Bartoszewskiego i jego działalnością opozycyjną, w tym wątkami pomocy Żydom czy sprzeciwu wobec insynuacji Antoniego Macierewicza. Nie warto uczyć się historii z memów. A Michałowi Adamczykowi polecam cytat prof. Bartoszewskiego: "Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto".
Karolina Głogowska dla WP Opinie