Kapłan stanął na czele rządu. Muzułmanie i chrześcijanie mają powody do niepokoju
Hinduistyczny kapłan Yogi Adityanath został premierem Uttar Pradeshu, najludniejszego stanu Indii, który samodzielnie byłby piątym pod względem ludności krajem na świecie. Kontrowersyjny polityk w przeszłości ostrzegał przed „dżihadem miłości” i innymi działaniami muzułmanów podważającymi hinduistyczny charakter kraju. Postępujący klerykalizm Indii niepokoi także chrześcijan.
Premier Indii Narendra Modi powierzył Adityanathowi, noszącemu szafranowe szaty kapłanowi i ascecie, funkcję pierwszego ministra po przytłaczającym zwycięstwie partii BJP w wyborach parlamentarnych w Uttar Pradeshu. W dwóch turach głosowania w lutym i na początku marca, ich ugrupowanie poparło 39,7 proc. wyborców. Oznacza to, że dzięki mobilizacji konserwatywnych, ubogich wyznawców hinduizmu BJP zdobyła najmocniejszą od dekad pozycję w stanie zamieszkałym przez 220 mln. ludzi. Uttar Pradesh to także dom dla 15 proc. najuboższych ludzi na świecie.
Adityanath nie jest nowicjuszem w indyjskiej polityce. Pięciokrotnie był deputowanym do parlamentu federalnego. Na swoim koncie ma także oskarżenia uważane za typowe w burzliwych warunkach indyjskiej polityki, czyli próbę zabójstwa, podżeganie do nienawiści religijnej, zastraszanie czy bezczeszczenie miejsc kultu. Nigdy nie został skazany.
W przeszłości kapłan ostrzegał przed „dżihadem miłości” stosowanym przez muzułmanów. Jego zdaniem wyznawcy islamu celowo rozkochują w sobie hinduski, żenią się z nimi, a następnie zmuszają do zmiany religii. W odpowiedzi wzywał, aby każdy hindus nawrócił 100 muzułmanów w odpowiedzi na każdego konwertytę nawróconego na islam.
Indie stają się krajem wyznaniowym
Powierzenie Adityanathowi stanowiska premiera stanu, w którym 14 proc. mieszkańców to muzułmanie, odczytywane jest jako jednoznaczny sygnał, że teraz rządzą wyznawcy hinduizmu, a muzułmanie muszą zacząć zachowywać się "właściwie". Omar Abdullah, jeden z czołowych indyjskich polityków muzułmańskich uważa, że wyznawcy islamu w Uttar Pradeshu mają powody, by z niepokojem patrzyć w przyszłość.
Obaw tych nie rozwiewają zapewnienia rzecznika prasowego BJP mówiącego, że wszyscy obywatele są równi dla premiera i jego partii, która nie dyskryminuje pod względem religijnym. – Nominacja kapłana z pewnością jest sygnałem postępującej klerykalizacji państwa indyjskiego w kierunku hinduizmu – mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Renik, wieloletni korespondent Polskiego Radia w Indiach. - BJP od dawna postrzegana jest jako partia, która bardzo mocno wspiera hinduizm, a jej przybudówki w gruncie rzeczy są bojówkami dążącymi do tego, żeby Indie stały się wyłącznie państwem wyznaniowym, hinduistycznym.
Renik uważa, że taka polityka partii rządzącej jest problemem dla wszystkich mniejszości religijnych, w tym dla chrześcijan. - Bojówki BJP w przeszłości atakowały też chrześcijan w kilku stanach - mówi. – Niebezpieczne przede wszystkim jest przyzwolenie BJP na tego typu starć o podłożu teoretycznie religijnym, ale tak naprawdę - ekonomicznym.
Tylko w Indonezji żyje obecnie więcej muzułmanów niż w Indiach. Liczba wyznawców Allaha w tym kraju szacowana jest na 184 miliony, a islam jest najszybciej rozwijającą się religią. Wrogość między muzułmanami i hindusami doprowadziła do podziału subkontynentu w 1947 r. i utworzenia dwóch niepodległych państw, Pakistanu i Indii. Kraje te stoczyły już cztery wojny, z czego ostatnią w 1999 r.
Indie i Pakistan posiadają broń nuklearną, co powoduje, że konflikty między nimi mają obecnie ograniczony zasięg. Nie zmniejsza to jednak wrogości między zwaśnionymi społecznościami, czego skutkiem są powtarzające się wybuchy przemocy, w których giną ludzie. Zawsze istnieje jednak ryzyko, że przemoc wymknie się spod kontroli, a ofiarami linczów zaczną padać setki albo tysiące ludzi. To z kolei może wymusić reakcję wrogich stolic i przynieść trudne do przewidzenia konsekwencje.