Kanclerze nie przepraszają. Taka niemiecka tradycja
Taka postawa to pewnego rodzaju norma w niemieckiej polityce. Przyznanie się do błędów i wyrażenie skruchy nie jest tu popularne. "To koresponduje z pewną praktyką państwową, być może także z oczekiwaniem społeczeństwa, które nagradza wytrwałość" - ocenia niemiecka gazeta, poddając analizie działania Angeli Merkel i Gerharda Schrödera.
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa, że każdy czynny, pracowity polityk musi codziennie podejmować setki decyzji. Nietrudno o błąd. Jednak przyznanie się do niego wymaga ogromnego charakteru - mówienie o pomyłkach nie jest do końca uważane za siłę.
"W polityce ‚przepraszam’ wydaje się być najtrudniejszym słowem" - kwituje niemiecka gazeta i przypomina wypowiedź kanclerza Schrödera, jakiej udzielił w rozmowie z "New York Timesem". "Nie powiem teraz ‚mea culpa’. To nie moja wina" - tak były kanclerz wyjaśniał swój stosunek do Putina i jego polityki. Schröder oczywiście docenia przeprosiny, ale woli jak robi to ktoś inny. On sam albo zawsze robił wszystko dobrze, albo przynajmniej nie widzi powodu, by później czegokolwiek publicznie żałować - drwi FAZ.
Tymczasem wiele wskazuje na to, że politykowi mogą grozić sankcje unijne w związku z tym, że znajduje się na liście europejskich członków zarządów dużych rosyjskich firm i polityków, którzy nadal otrzymują rosyjskie fundusze.
Schröder został wezwany przez Parlament Europejski do rezygnacji ze stanowisk w rosyjskich spółkach państwowych. Tak zrobiło kilku polityków francuskich w lutym tego roku, po inwazji Rosji na Ukrainę, między innymi były premier Francji, Francois Fillon. Były kanclerz, choć partyjni koledzy mówią o nim, że "stracił kompas moralny", nie ma zamiaru przeprosić. Nie czuje się winny.
Podobnie, jak zauważa FAZ, jest z Angelą Merkel. Gazeta przypomina, że była kanclerz w 2008 roku sprzeciwiła się przyjęciu Ukrainy do NATO."Wiedziała, jak myśli Putin i chciała zapobiec eskalacji" - oskarża gazeta. To nie wpłynęło na to, by Merkel odczuwała wyrzuty sumienia, gdy w 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę, choć tego wydarzenia by nie było, gdyby sąsiad Rosji stał się częścią struktury sojuszu.
Kanclerze nie przepraszają. Taka niemiecka tradycja
Mało tego, przez pół roku od opuszczenia swojego urzędu pod koniec 2021 roku, kanclerz nie zabierała publicznie głosu w żadnej kwestii. Dopiero niedawno udzieliła obszernego "Spiegelowi". Powiedziała, że wojna z Ukrainą jest "wielką tragedią", ogromnym błędem Putina, a inwazja wojsk rosyjskich to naruszenie całego prawa międzynarodowego.
- Z perspektywy czasu, kiedy wszystko podsumowuję, cieszę się, że nie muszę się obwiniać, że starałam się zbyt mało, aby zapobiec temu, co wydarzyło się teraz - powiedziała Merkel. Do swojego stanowiska z 2008 roku i wejścia Ukrainy do NATO, odniosła się słowami "byłam absolutnie pewna, że Putin nie dopuści do tego". Rosyjski prezydent mógł wówczas wyrządzić Ukrainie "ogromne szkody", jak przekonuje była kanclerz, dodając, że Ukraina nie była wówczas "krajem wewnętrznie, demokratycznie stabilnym" i rządzili nią oligarchowie.
- Nie uważam za stosowne, by teraz przepraszać - mówi była polityk. Zaznacza także, że nie traktowała Rosji naiwnie, zawsze ostrzegała, że Putin chce zniszczyć Europę, stanowiącą część NATO.
Merkel przyznała jednak, że dla Bundeswehry można było zrobić coś więcej, ale za jej urzędowania znacznie zwiększono budżet wojskowy. Była kanclerz zwraca uwagę, że wydawało się, że świat zmierza w kierunku pokoju.