Kampania się rozkręca
Wpadka kandydatki. Przesadziła z drogą sukienką i butami?
Kampania nabiera barw. Jak zaprezentowali się kandydaci?
Kapania prezydencka powoli się rozkręca. To, że wyborczy wyścig zyskał na dynamice znajduje też odbicie w sondażach - z najnowszego badania Millward Brown dla Faktów TVN wynika, że poparcie dla Bronisława Komorowskiego spadło aż o 18 proc. W wyborach na obecnego prezydenta chce głosować 47 proc. wyborców. Na drugim miejscu uplasował się Andrzej Duda. Na kandydata PiS chce głosować 24 proc. wyborców. Na 7-proc. poparcie może liczyć kandydatka SLD Magdalena Ogórek. Na Janusza Palikota zagłosowałoby 6 proc. badanych. Na kolejnych miejscach znaleźli się: Paweł Kukiz (4 proc.), Janusz Korwin-Mikke (3 proc.), Adam Jarubas (2 proc.) i Anna Grodzka (1 proc.).
Z kolei z sondażu przeprowadzonego przez Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że Bronisław Komorowski cieszy się nadal zdecydowanym poparciem Polaków - na obecnego prezydenta zamierza głosować 63 proc. ankietowanych. Na drugim miejscu znalazł się kandydat PiS Andrzej Duda, z poparciem 15 proc. zdeklarowanych wyborców. Na kandydatkę zgłoszoną przez SLD, Magdalenę Ogórek, zamierza głosować 3 proc. potencjalnych uczestników wyborów. Taki sam odsetek chce poprzeć Janusza Korwin-Mikkego, 2 proc. zwolenników ma kandydat PSL na urząd prezydenta - Adam Jarubas, a na niespełna 1 proc. głosów mogłaby liczyć w tej chwili Anna Grodzka.
Kolejny sondaż, badanie IBRiS dla PiS wskazuje, że Andrzej Duda wraz z Bronisławem Komorowskim znajdzie się w drugiej turze wyborów prezydenckich. Czarnym koniem może zaś okazać się Paweł Kukiz. Na Komorowskiego chce głosować 49 proc. badanych, zaś na Dudę 26 proc. Na kandydatkę SLD Magdalenę Ogórek - 5 proc. Zaskoczeniem może być wynik Kukiza, który zadebiutował na czwartym miejscu z poparciem na poziomie 3 procent. Janusz Korwin-Mikke może liczyć na 2 procent głosów. Tyle samo co lider partii KORWiN mają też Janusz Palikot (Twój Ruch) i Adam Jarubas (PSL). Na 1 proc. może liczyć Anna Grodzka z Zielonych. Zupełnie nie liczą się Marian Kowalski z Ruchu Narodowego i Jacek Wilk z Kongresu Nowej Prawicy (poparcie poniżej 1 proc.).
Kandydatka SLD Magdalena Ogórek, która od tygodni milczała i unikała mediów na konwencji w Ożarowie Mazowieckim zainaugurowała kampanię wyborczą, prezentując swoją wizję prezydentury. - Jest mi tak trudno jak wam. Wam, którzy nie macie wpływowych rodziców i bogatych domów! - grzmiała, solidaryzując się z młodymi bez etatów. W kontekście tych słów uwagę tabloidów skupiła jednak jej droga sukienka (za blisko 2 tys. 300 zł) i buty. Czy słusznie uznano to za zgrzyt? Zdaniem dr. hab. Jacka Wasilewskiego, medioznawcy, specjalisty od retoryki z Uniwersytetu Warszawskiego, z którym rozmawiała Wirtualna Polska lawina krytyki, która spadła na kandydatkę jest w pewnym sensie przejawem seksizmu. - Nikt nie pyta, ile kosztują garnitur i buty Bronisława Komorowskiego czy Andrzeja Dudy, niejako z automatu przyjmuje się, że polityk musi być dobrze ubrany. Jak ktoś jest ładny to albo jest nazywany "pięknym Marianem" jak niegdyś Krzaklewski, albo tę osobę traktuje się niczym celebrytkę, która jest przede wszystkim ubrana -
wskazuje. Sama kandydatka przyczyniła się jednak do tego, że "efekt pańci" został spotęgowany tym, że nie odpowiadała na pytania dziennikarzy. - Im więcej ogólników będzie się pojawiało w wystąpieniach Ogórek, tym chętniej media będą skupiać się na jej wizerunku - mówi. Dodaje, że gdyby kandydatka SLD była ubrana w drelich albo w ciuchy z lumpeksu za 15 zł, nie przydawałoby to wcale wiarygodności jej słowom. - To się nie przekłada w ten sposób. Jak minister pracy jest ubrany porządnie to nie znaczy, że nie jest w stanie pomóc bezrobotnym - mówi.
Tekst: Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska