"Kampania Samoobrony będzie ostra, ale na argumenty"
Kampania wyborcza Samoobrony w wyborach
parlamentarnych będzie ostra, ale oparta na merytorycznych
argumentach. Zainauguruje ją 1 lipca Krajowa Konwencja Wyborcza -
poinformował wiceprzewodniczący partii Stanisław Łyżwiński.
Będziemy prowadzić ostrą kampanię, ale na argumenty, przedstawiając swój program. Wierzę, że wybory parlamentarne wygra Samoobrona, choć mam wątpliwości, czy uda nam się samodzielnie rządzić- ocenił poseł Łyżwiński. Dodał, że o ewentualnych koalicjach powyborczych zdecydują wyniki uzyskane przez poszczególne ugrupowania.
Wiceszef Samoobrony zapowiedział, że alfabetyczne listy kandydatów partii do parlamentu będą gotowe do 15 lipca. Poszczególne miejsca na listach wyborczych zostaną rozdzielone przed 1 sierpnia.
Partia zamierza sprawdzić, czy wystawiani kandydaci kierują się w swoich działaniach statutem partii. Wystartują przede wszystkim działacze Samoobrony z większym stażem, reprezentujący różne grupy społeczne i zawodowe. 30% miejsc zostanie przydzielonych osobom młodym.
Jak zapowiedział Łyżwiński, na listach nie będzie miejsca dla ludzi, którzy popełnili cięższe przestępstwa, takie jak wyłudzenia, oszustwa czy kradzieże. Taka osoba nie będzie mogła kandydować, jeśli natomiast będą to drobne wykroczenia, to nie będziemy wpadać w skrajności - powiedział.
Listy Samoobrony będą też otwarte dla kandydatów, którzy przyjdą z innych ugrupowań np. Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Takie rozmowy są prowadzone. Jeśli ktoś zbłądził i zapisał się do niewłaściwej partii, a jest osobą uczciwą, to może mieć miejsce na listach Samoobrony - dodał poseł.
Według niego, z każdego okręgu wyborczego na konto komitetu wyborczego partii powinno wpłynąć po 100 tys. zł, zebrane od kandydatów tej partii do parlamentu. Natomiast wysokość wpłaty od każdego kandydata będzie zależała od miejsca zajmowanego na liście. Jak jednak podkreślił Łyżwiński - kandydaci nie będą mogli sobie kupić wysokiego miejsca na liście.
Każdy z kandydatów Samoobrony do parlamentu będzie też musiał podpisać zobowiązanie finansowe, zapobiegające odejściom z klubu parlamentarnego po wyborach. Takiej osobie na pewno nie będzie się opłacać zdradzić - ocenił poseł, nie ujawniając jednak kwoty zobowiązania.