"Kaczyńscy nie brali pieniędzy z FOZZ"
Bracia Kaczyńscy nie dostawali żadnych pieniędzy pochodzących z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego - zeznali Maciej Zalewski i Adam Glapiński w procesie wytoczonym przez obu braci "Trybunie".
08.05.2003 | aktual.: 08.05.2003 12:54
W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces cywilny, jaki Jarosław i Lech Kaczyńscy wytoczyli "Trybunie" za jej publikacje z 2001 r. o rzekomym przyjmowaniu przez nich na początku lat 90. pieniędzy pochodzących z FOZZ oraz o ich udziale w aferze "Telegrafu". W swym pozwie domagają się od "Trybuny" przeprosin i 30 tys. zł zadośćuczynienia dla siebie.
To już trzeci proces cywilny Kaczyńskich związany z zarzutami wobec nich o przyjmowanie pieniędzy FOZZ. Pierwszy wytoczyli Jakubowi Kopciowi, autorowi książki, w której powołując się na Janusza Iwanowskiego-Pineiro twierdził on, że Kaczyńscy przyjmowali pieniądze pochodzące z FOZZ. Drugi proces dotyczy głośnego filmu TVP o FOZZ z 2001 r., opartego także na twierdzeniach Pineiry, podejrzanego o oszustwa finansowe.
Ostatnio w procesie oskarżonych w aferze FOZZ były dyrektor z NIK, Anatol Lawina, który w początku lat 90. wykrył aferę FOZZ, zeznał, że do Porozumienia Centrum oraz innych ówczesnych partii - poza PSL - trafiały pieniądze FOZZ.
"Łączenie Kaczyńskich z aferą FOZZ to draństwo, by użyć aktualnego sformułowania" - zeznał w czwartek Zalewski, twórca spółki "Telegraf" i polityczny przyjaciel Kaczyńskich, były poseł PC. Powiedział, że w 1990 r. wymyślił on "Telegraf" jako "konstrukcję, która pozwoliłaby zbudować 'grupę medialną' ".
Dodał, że o pomoc w zakładaniu spółki poprosił Kaczyńskich i "użył ich" w tym celu: Jarosław został udziałowcem, a Lech - członkiem Rady Nadzorczej. Zalewski przyznał, że ich uczestnictwo w spółce było czysto formalne, co złożył na "karb swego braku wyobraźni" oraz "pomieszania porządku gospodarczego z politycznym". Zapytany, czy bracia działali biznesowo w spółce, Zalewski odparł: "Z całym szacunkiem - oni się nie znają na gospodarce". Zarazem Zalewski podkreślił, że "nie było mowy o czerpaniu jakichkolwiek korzyści z 'Telegrafu', który był nastawiony na gromadzenie kapitału na przedsięwzięcia medialne".
Dodał, że gdy wiosną 1991 r. odszedł z "Telegrafu" po objęciu funkcji ministra w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy, kapitał spółki wynosił 2-3 mln dolarów.
Przyznał, że to za swą działalność związaną pośrednio z "Telegrafem" został skazany w 2002 r. przez stołeczny sąd na 3,5 roku więzienia (uznano go za winnego próby wyłudzenia w 1991 r. od szefów Art-B Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego łapówki dla "Telegrafu" oraz oszustwa wobec nich; będzie apelacja). Zarazem dodał, że nie było afery "Telegrafu" jako takiej, a prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie.
Glapiński, b. poseł PC i minister w kilku rządach w latach 90., zeznał, że afera FOZZ w żaden sposób nie łączy się z PC. "Pineiro nie przekazywał PC żadnych pieniędzy z FOZZ" - dodał. Przyznał, że w początkach lat 90. widywał Pineirę na różnych spotkaniach politycznych, ale wydał mu się on podejrzany. Z akt śledztwa w sprawie inwigilacji prawicy przez UOP w pierwszej połowie lat 90. dowiedział się, że Pineiro był agentem służb specjalnych. "Nie wiem, czy chodziło o służby wojskowe czy cywilne" - oświadczył.
Proces odroczono bezterminowo. Na wniosek pozwanych sąd zwrócił się o akta procesu Zalewskiego. (reb)