PolskaKaczmarek nie widzi przeszkód do odtajnienia sprawy inwigilacji prawicy

Kaczmarek nie widzi przeszkód do odtajnienia sprawy inwigilacji prawicy

Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek powiedział, że "nie widzi przeszkód", by odtajnić prokuratorską część akt sprawy inwigilacji prawicy przez Urząd Ochrony Państwa z pierwszej połowy lat 90.

O przekroczenie w latach 1991-1997 uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań prawicowych, warszawska prokuratura ponownie oskarżyła płk. Jana L. z UOP. L. to jedyny oskarżony w głośnej sprawie inwigilacji prawicy (opozycyjnej wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej)
, w tym Jarosława i Lecha Kaczyńskich.

Ostatnio Sąd Okręgowy w Warszawie, który ma prowadzić proces L., zwrócił Prokuraturze Okręgowej w Warszawie sprawę, by odtajniła stawiany L. tajny zarzut (inaczej sąd przy ogłaszaniu wyroku nie mógłby jawnie ogłosić jego sentencji, a to jest bezwzględnym wymogiem prawa). 4 listopada prokuratura postawiła L. nowy, tym razem jawny zarzut - powiedział rzecznik prokuratury okręgowej Maciej Kujawski. Wiadomo zatem, że L. jest podejrzany o to, że od stycznia 1991 r. do wiosny 1997 r. jako kierownik zespołu inspekcyjno-operacyjnego gabinetu szefa UOP przekroczył swe obowiązki - za co grozi do 3 lat więzienia.

Odnosząc się do doniesień "Gazety Wyborczej", że akta całej sprawy inwigilacji mają być odtajnione, Kujawski zwrócił uwagę, że zgodnie z prawem każdy wytwórca tajnego dokumentu sam musi go odtajnić. Akta prokuratury w tej sprawie są niejawne - w tym sensie, w jakim niejawne są akta każdego śledztwa. Ich odtajnienie leży w gestii Prokuratury Okręgowej.

W sprawie płk. L. część tajnych akt wytworzył UOP - którego prawnym następcą jest Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i to ona musiałaby je odtajnić.

Kujawski przyznał, że nie wiadomo, czy ewentualna decyzja o odtajnieniu akt sprawy miałaby zapaść jeszcze przed skierowaniem sprawy L. do sądu, czy też już na etapie postępowania sądowego. Przed skierowaniem aktu oskarżenia, L. musi jeszcze być zapoznany z aktami sprawy.

Materiały sprawy znaleziono w lipcu 1997 r. w szafie płk. Jana L., szefa tajnego zespołu przy gabinecie szefa UOP. Sprawę ujawnił w sierpniu 1997 r., na krótko przed wyborami parlamentarnymi, Zbigniew Siemiątkowski z SLD, koordynator służb specjalnych w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza.

Zespół miał w 1993 r. opracować plany działań operacyjnych UOP, których elementem miała być inwigilacja przywódców antywałęsowskiej prawicy. Celem działań miało być skłócenie i skompromitowanie czołowych działaczy PC, Ruchu III Rzeczypospolitej oraz RdR. Zamierzano ich kompromitować m.in. przy wykorzystaniu tajnych agentów UOP w środowiskach prawicowych. Szefem UOP był wtedy Gromosław Czempiński, a nadzorował go ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski. Obaj zaprzeczali, by doszło do inwigilacji.

Tajne śledztwo w sprawie inwigilacji prawicy wszczęto w październiku 1997 r. na podstawie doniesienia ówczesnego szefa UOP Andrzeja Kapkowskiego. Początkowo prokuratura badała, czy w 1993 r. - gdy premierem była Suchocka - UOP prowadził bezprawne działania przeciw prawicowej opozycji. Potem śledztwo rozszerzono na działania UOP przeciw partiom politycznym (w tym PPS) w latach 1993-96, gdy rządziła koalicja SLD-PSL.

W listopadzie 1999 r. ówczesna minister sprawiedliwości Hanna Suchocka zapowiedziała kroki w celu odtajnienia całości akt umorzonego (wówczas - prawomocnie) śledztwa. Zgodnie z jej zapowiedzią, prokuratura miała odtajnić swoje akta, a UOP - swoje. Całość miałaby trafić do marszałka Sejmu. Ostatecznie okazało się, że z ujawnieniem akt trzeba czekać na prawomocne zakończenie całej sprawy inwigilacji.

W 2003 r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia wobec Jana L. Wątek ewentualnej odpowiedzialności jego przełożonych został wyłączony i umorzony.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)