PublicystykaKacprzak: Pierwszy strach przed koronawirusem minął. Efekty już są. [OPINIA]

Kacprzak: Pierwszy strach przed koronawirusem minął. Efekty już są. [OPINIA]

Zalecenie kwarantanny to za mało. My potrzebujemy konkretnych i restrykcyjnych zakazów. A że Polak zazwyczaj mądry po szkodzie, to czekać nie ma na co. Pora na kolejne obostrzenia. Inaczej, tak jak Włosi usłyszymy od Chińczyków: "Jest was na ulicach za dużo" - ostrzega Marek Kacprzak.

Kacprzak: Pierwszy strach przed koronawirusem minął. Efekty już są. [OPINIA]
Źródło zdjęć: © East News | Jakub Kaminski/East News
Marek Kacprzak

19.03.2020 13:05

Pierwszy strach przed koronawirusem minął. Efekty już są. Wielu Polakom znudziło się siedzenie w domu. A skoro słońce świeci i w powietrzu czuć wiosnę, to i wiosennych zachowań nie brakuje. Przykładów całe mnóstwo. W sklepach ogrodniczych tłumy. Kolejki po sadzonki, kwiaty, nasiona trawy, szpadle i co tam jeszcze komu potrzebne, by ozdabiać balkony i uprawiać ogródki. Ci, którzy ogródków nie mają ruszyli do parków. Na placach zabawach całe rodziny z dziećmi, które biegają, skaczą i jeśli mają wirusy, roznoszą je w najlepsze. Na bulwarach studenci z piwem jakby zbiorowo oblewali wolne od obowiązkowych wykładów. Na wielu osiedlowych alejkach dzieci w wieku szkolnym urządzają sobie zawody w jeździe na hulajnogach. Są i tacy, którzy w plenerowych siłowniach prowadzą zawody sprawnościowe. Nie brakuje też zwykłych sąsiedzkich spotkań na ławeczce przy bloku, czy sklepie, bo sprawę w końcu trzeba obgadać.

Koronawirus szybko został w naszych zbiorowych umysłach obłaskawiony. Media mówią o statystykach, ale te już na wyobraźnię nie działają. Obrazy personelu medycznego w kombinezonach też już przestały budzić grozę. Widać za to symptomy przystosowania i przechodzenia w stan naszej narodowej cechy często opisywanej jako "ułańska fantazja".

Coraz częściej i głośniej słychać "mnie się nic nie stanie", "ja tam żadnego wirusa nie złapię". I choć zdjęcia pustych ulic miast robią wrażenia, to już poza miastami, a i samymi głównymi ulicami, ludzi w skupiskach widać coraz więcej. Zwłaszcza, że łatwo ulec przekonaniu, że skoro chociażby można stać w kolejkach na granicy, to chyba ten wirus nie taki straszny. Skoro nikt nie każe się zamykać, a jedynie tylko zaleca, to może mi się stać podczas spaceru w niewielkim parku. Przecież dzieci też musza się wyszaleć i wybiegać.

Francuzi, Hiszpanie czy Włosi też tak myśleli. Nie można ich było namówić do kwarantanny, do tego, by naprawdę, jeśli nie muszą, siedzieli w domach. Nie pomagały zalecenia, apele, ani nawet nakazy, które regularnie były łamane. Na wyobraźnię podziałały dopiero zdjęcia trumien. Ogromu trumien, które nie mieściły się w kostnicach, a potem nawet w kościołach. Trumny, po które musiało przyjeżdżać wojsko, by je zabierać. Dopiero te zdjęcia masowo zatrzymały Włochów w domach i kazały im zmienić nastawienie.

Pogratulować należy tym władzom samorządowym, które na własną rękę, widząc zmianę nastrojów, zaczęły podejmować decyzję o zamykaniu parków, placów zabaw, plenerowych siłowni. Na jakiś czas może znów przyjdzie opamiętanie. Nie ma się jednak co oszukiwać, że podziała to na dłużej. Znając nas samych, zaraz znajdziemy inny sposób, by pokazać sobie i światu, że żaden wirus nas się nie ima. My przecież jesteśmy tymi, którzy wirusowi kłaniać się nie będziemy. A że przy okazji narazimy innych, że ktoś umrze. Tego akurat do swojej świadomości zbyt wielu ciągle nie dopuszcza. Traktując walkę z koronawirusem jako stan przejściowy, pewien rodzaj przygody, z której można zrezygnować, jeśli ten stan już się znudzi.

Bez radykalnych działań i radykalnych obostrzeń, czeka nas kolejna fala odejścia od zalecanej kwarantanny. Po dwóch, trzech tygodniach każdy mały przedsiębiorca, któremu widmo bankructwa zajrzy w oczy, zacznie próbować wracać do działalności. Nie wykluczam otwierania zamykanych wcześniej w pośpiechu zakładów fryzjerskich, kosmetycznych, zegarmistrzowskich, szewców, myjni i innych. Możemy się nawet nie zorientować, jak wielu z nas, zacznie w dobie walki z pandemią wracać do normalnego, czyli niekwarantalnego życia.

Jeszcze ciągle jesteśmy mądrzy przed wielką szkodą. Jeszcze. Ostatni dzwonek, by przez naszą głupotę, nie zniweczyć tego, czemu do tej pory udało się zapobiec.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)