PublicystykaKacprzak: "Piękne zaklęcia premiera nie działają na wirusa" [OPINIA]

Kacprzak: "Piękne zaklęcia premiera nie działają na wirusa" [OPINIA]

Niepotrzebne nam są ładne zdania i kolejne slajdy z kolorowymi grafikami. Potrzebne są nam konkretne, zdecydowane i naprawdę restrykcyjne działania. Nie wygramy tej walki, gdy zamiast odważnych decyzji, mamy kolejną konferencję, na której premier próbuje czarować rzeczywistość.

Kacprzak: "Piękne zaklęcia premiera nie działają na wirusa"
Kacprzak: "Piękne zaklęcia premiera nie działają na wirusa"
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Marek Kacprzak

16.10.2020 07:05

Czas powiedzieć "musimy być bardziej zdecydowani niż wiosną"! Wtedy rząd działał zdecydowanie. Zamykał szkoły, galerie handlowe, lasy, a nawet zamknął kraj, zakazując przejazdu przez granicę. Nie zważał na krytykę. Działał. Czasem bez większego sensu i tłumaczenia, po co to wszystko, ale faktem jest, że wiosną epidemia u nas się nie rozszalała. Lockdown mimo wszystko przyniósł wtedy swój skutek, choć okupiony był ogromnymi wyrzeczeniami, kosztami i potężną dziurą w budżecie.

Jesienna sytuacja pandemiczna w porównaniu do wiosny to już prawdziwy armagedon, a wiele wskazuje na to, że do szczytu zachorowań i zgonów jeszcze droga daleka. Statystyki chorych to nie numery, to ludzkie dramaty, cierpienia i ból po stracie kogoś bliskiego. W czasie, gdy walka weszła w naprawdę trudną fazę, ciągle słyszymy zapewnienia z ust premiera, że "poradzimy sobie, wygramy tę walkę". Za tymi słowami nie idą czyny. Teraz nowe obostrzenia są zdaniem fachowców wprowadzane za późno, bez stanowczości, za słabe i niewystarczające, by postawić koronawirusowi tamę.

Lekarzy i wirusologów nadal nikt naprawdę nie słucha. Gdy oni kilka tygodni mówili o scenariuszu, jaki teraz się realizuje, byli wyszydzani i nazywani panikarzami. Dziś niewiele się zmienia. Oni, będąc w karetkach, przychodniach czy w szpitalach, wiedzą, gdzie naprawdę jesteśmy w tej przegrywanej każdego dnia walce. Piękne zaklęcia wygłaszane na konferencjach prasowych przez premiera, na koronawirusa nie działają. On się tymi wszystkimi słowami o naszym przygotowaniu i gotowości nie przejmuje.

Czas przestać apelować. Skończył się czas na półśrodki. Czas działać stanowczo i restrykcyjnie pilnować, czy obostrzenia są realizowane. Potrzebny jest kolejny, prawdziwy lockdown, a nie wprowadzanie stref, dzielenie Polski na powiaty, czekanie z obostrzeniami do ostatniej chwili, gdy ich wprowadzanie już niewiele daje. Premier zamiast tego apeluje o różne rzeczy. A to do seniorów, żeby zostali w domu, a to do nas wszystkich, żebyśmy nosili maseczki. Tak jakby chciał powiedzieć: "zróbcie coś z tym wirusem, bo ja już jestem bezsilny". Zresztą sam przyznaje, iż "widzimy, że cała Europa wchodzi w drastyczne obostrzenia". Czas się do tej Europy przyłączyć na poważnie.

Brak stanowczości może wynikać z kilku przyczyn. Pierwsza to ta, że zwyczajnie nie stać nas na takie rozwiązanie, a premier za nic się do tego nie przyzna, że kasa się skończyła, że trzeba będzie ciąć wydatki socjalne, że eldorado rozdawnictwa musi pójść w zapomnienie. Premier nie działa tak stanowczo jak wiosną, bo nie ma motywatora w postaci wyborów, które są już za chwilę i trzeba je za wszelką cenę wygrać. Najlepiej pokazując i przekonując, że nad wszystkim się czuwa i panuje. No i w końcu przed wprowadzaniem prawdziwych restrykcji może odwodzić premiera strach przed spadającym poparciem.

Ten element rozumiem najbardziej. Gdy nie grało się w stosunku do Polaków fair, to teraz trudno oczekiwać od nich zaufania. Gdy tak wiele razy rozmijało się z prawdą w sprawie wcześniejszych działań, nie ma co liczyć, że kolejne trudne decyzje zostaną zrozumiane. Gdy wyśmiewało się fachowców, którzy dokładnie przewidzieli to, co teraz się dzieje, niełatwo jest zyskać sobie znów pozycję kogoś, kto wie, z czym się zmaga i jest świadom decyzji, jakie należy podjąć.

Na to wszystko jest rada. Trzeba zrobić reset. Śladem chociażby czeskiego premiera. Przeprosić i działać z całą stanowczością. Andrej Babisz wystąpił w telewizyjnym orędziu i powiedział, patrząc swoim rodakom prosto w oczy, że "uśpiły go" sukcesy w walce z epidemią i popełnił błąd, godząc się na złagodzenie restrykcji. Przeprosił i nie bał się radykalnych rozwiązań. U naszych sąsiadów zamknięte są już szkoły podstawowe, restauracje, bary, kluby, a niebawem zacznie obowiązywać zakaz jakichkolwiek zgromadzeń publicznych.

Szef rządu nie może się bać działać stanowczo, gdy kraj jest na prawdziwej wojnie. Ludzie są mądrzy i rozumieją, czym jest prawdziwe zagrożenie. Na przykład 52 proc. Francuzów uważa, że nowe restrykcje zapowiedziane przez prezydenta Macrona są niewystarczające i za słabe.

Niemal wszyscy mamy już świadomość, że i nad Wisłą sytuacja jest taka, że półśrodki nie wystarczą. Potrzeba restrykcji, ograniczeń, działań silniejszych i mocniejszych. Kolejne zamknięcie i tego typu obostrzenia to trudna droga, ale konieczna, żeby przetrwać. Jeszcze nie jest za późno.

Zobacz także
Komentarze (0)