Już niedługo spełni się wielkie marzenie warszawiaków
Za kilka lat ziści się jedno z największych marzeń warszawiaków i przedwojennego prezydenta stolicy Stefa na Starzyńskiego. Bulwary nad Wisłą będą tętniły życiem. Będziemy przechadzali się po nabrzeżu pełnym restauracji i podziwiali cumujące przy brzegu statki. Nie tylko latem, ale również zimą, bo miejsce ma być dostępne także, jak spadną śniegi.
16.10.2009 | aktual.: 19.10.2009 12:35
Uroczy spacer wzdłuż rzeki przy wschodzącym i zachodzącym słońcu. Alejki pełne zieleni, kawiarenki z duszą, kontemplacje przy moście. Miejsce po brzegi wypełnione sztuką i inspirującą nauką. Właśnie takich bulwarów chcą warszawiacy. Za kilka lat ta wizja ma szanse się ziścić. Bulwary mają tętnić życiem już w 2012 roku. W tym tygodniu poznamy dokładną wizję tego, co będzie się działo nad rzeką między podzamczem a Powiślem. Ratusz ma bowiem podpisać umowę z firmą RS Architektura Krajobrazu, która wygrała konkurs na projekt bulwarów. Między urzędnikami a firmą przez kilka miesięcy trwały negocjacje dotyczące szczegółów i istotniejszych zmian w pierwotnej wersji architektów. Nie dotyczą one idei projektu, ale technicznych rozwiązań i pieniędzy, które ratusz chce na projekt przeznaczyć.
Wszystkie szczegóły poznamy na początku przyszłego tygodnia. - Najważniejsze kwestie zostały już uzgodnione - przyznaje Patryk Zaręba ze zwycięskiej firmy. - Teraz skupiamy się na drobiazgach - dodaje.
Wisła dzika i trudna w ujarzmieniu
Pierwotny projekt przewidywał, że teren bulwarów został podzielony na trzy strefy: rozrywki, kultury i edukacji. Te założenia wciąż obowiązują i to dyktando widać w poszczególnych partiach projektu. Zmiany dotyczą technicznych rozwiązań. To bardzo trudna część projektu, bo i Wisła nie jest rzeką łatwą do zagospodarowania. - Poziom jej wód znacznie się waha podczas ostrej zimy: częściowo zamarzają, w korycie tworzą się łachy piachu i trudno przewidzieć, gdzie się pojawią, a skąd znikną - opowiada Marek Piwowarski, pełnomocnik prezydent Warszawy do spraw Wisły.
Skutkiem właśnie takich cech królowej polskich rzek jest rezygnacja z tzw. pływających pomostów. Pierwotnie miały unosić się na falach, jednak trudno przewidzieć, czy pod spodem nie zbierałby się piach. - Takie zjawiska naraziłyby konstrukcje na częste usterki i naprawy, a z kolei kasę miasta na ogromne koszty - wyjaśnia Marek Piwowarski. Ratusz chce więc, by pomosty były konstrukcyjnie zbliżone do tych tradycyjnych osadzonych na palach.
Wizje miłe, ale nierealne
Zwycięska koncepcja projektantów z RS Architektura Krajobrazu przewidywała, że teren ma być układem połączonych placów, parków i ogrodów. Według pierwowzoru na tym terenie miało powstać 25 pawilonów ekspozycyjnych, restauracja plażowa z toaletą publiczną, siedem galerii handlowych i pięć pawilonów restauracyjnych, trzy przystanki tramwajów wodnych, pływająca restauracja, pawilon obsługujący przystań pasażerską, punkt informacji turystycznej i plac zabaw. Dużo? No właśnie. Nie wszystko uda się zrealizować. W trakcie negocjacji zrezygnowano m.in. z pływającej restauracji.
- Chcemy, by liczne punkty małej gastronomii powstały, ale na brzegu. Gdy mamy do wyboru jedną dużą albo wiele małych, to wybieramy tę drugą opcję - tłumaczy Marek Piwowarski.
Restauracyjki mają być połączone z przystankami komunikacji wodnej i inaczej niż teraz mieć przyłącza kanalizacyjne. - Czas najwyższy, by i w tym względzie nad Wisłę zawitała cywilizacja - dodaje pełnomocnik.
Ratusz chce również, by projekt przewidywał istotne zmiany dotyczące funkcji urządzeń, które mają umilić pobyt nad Wisłą. Bulwary mają służyć warszawiakom nie tylko w okresach dobrej aury, ale również gdy spadnie śnieg. Dlatego część instalacji wodnych takich jak fontanny, place zabaw czy miejsca rekreacji ma być przystosowana do minusowych temperatur. - Dobrze by było, gdyby niecka fontanny zimą jakoś służyła warszawiakom, może dałoby się zorganizować tam minilodowisko - zastanawia się pełnomocnik. Place zabaw mają być przystosowane do zimowych sportów dla dzieci.
To jednak nie koniec zmian w projekcie. Według pierwotnych założeń na Powiślu, po obu stronach przedłużenia ulicy Lipowej, miały stanąć dwa budynki. Charakterem, wysokością i funkcją miały nawiązywać do powstającego Centrum Nauki "Kopernik". Pozostałe pawilony, które staną na bulwarze, miały być niskie, lekkie i ruchome, by w razie zagrożenia powodzią mogły być przeniesione. Ruchome pawilony przegrały jednak z falą powodziową i możliwościami technicznymi. - Nie chcemy wjeżdżać tam dźwigami i każdego sezonu przenosić budynków. To zbyt kosztowne - uważa Piwowarski. Pawilony mają być więc tak zaprojektowane, by unosiły się na wodzie. Na świecie znane są takie rozwiązania, w których małe konstrukcje unoszone są za pomocą specjalnych stelaży, które chronią je przed zalaniem.
Ta część bulwarów będzie pełniła funkcję edukacyjną, a ich wygląd ma być podporządkowany głównie powstającemu tam Centrum Nauki "Kopernik" i okalającemu go parkowi. Ten najnowocześniejszy ośrodek tego typu w Europie zostanie otwarty już w połowie przyszłego roku i prawie na pewno od razu będzie hitem. Zapisy na jego objazdową wystawę "Eksperymentuj!" adresowaną do szkół zostały wstrzymane z powodu nadmiaru chętnych.
Nad Wisłą jak nad paryską Loarą
W okolicy Powiśla zaprojektowano obiekty wystawowe. Na odcinku łączącym Powiśle z Mariensztatem powstanie budynek z barem plażowym, wypożyczalnią leżaków, publiczną toaletą i natryskami. W rejonie samego Mariensztatu ma powstać pierzeja kiosków usługowych z kawiarnią i galerią. Za to w pobliżu Starego Miasta znajdą się jedynie cumujące pawilony pływające. Nowe wytyczne mówią o większej liczbie miejsc do cumowania. Jednak przybijać do brzegu nie będzie mógł każdy.
- Dziś nie mamy wpływu na to, jaki jest stan cumujących u nabrzeża jednostek. Teraz do brzegu przybijać będą mogły jedynie te, które spełnią wyznaczone przez nas standardy - wyjaśnia Piwowarski.
Podobne rozwiązanie wprowadzono 20 lat temu w Paryżu. Wtedy nad Loarę, jak nad Wisłę, nikt nie chodził, bo i nie miał po co. Władze miasta zdawały sobie sprawę, że przywracanie miastu rzeki to długotrwały proces wymagający konsekwentnego prawa i wizji. Władze Paryża postawiły na wodną turystykę, rejsy drewnianymi łodziami i wycieczki pasażerskie. Wprowadzono ulgi za cumowanie łodzi, zmieniono lokalne prawo żeglugi śródlądowej i wprowadzono ułatwienia dla małych armatorów. Efekt? Teraz w samym Paryżu cumuje ponad tysiąc łodzi. Sam deptak też roi się od atrakcji: parki rozrywki, kawiarenki, klimatyczne herbaciarnie, plenerowe wystawy, festiwale muzyczne nad rzeką i wyznaczone miejsca do aktywnego wypoczynku to już paryski standard. My też ku niemu zmierzamy.
Koncepcja zagospodarowania bulwarów przewiduje powstanie ścieżek rowerowych i innych ułatwień dla miłośników dwóch kółek. Miłośnicy tego sposobu spędzania wolnego czasu mają nad rzeką znaleźć specjalne stojaki i wypożyczalnie sprzętu. Drobne poprawki czekają za to ścieżki rowerowe. Władze nie chcą wygradzać ich parkanami, bo to znów odgradzałoby miasto od rzeki. Powstaną za to specjalne wiadukty, które bezkolizyjnie przeprowadzą jednoślady ponad przejściami podziemnymi. Natomiast same przejścia podziemne mają tętnić życiem. Według ratusza to dobre miejsce na sklepy, usługi czy galerie.
Kosztowna natura
- Projekt ma kosztować miasto mniej, niż przewidywali architekci - mówi rzecznik miasta Marcin Ochmański. Ile? Tego na razie zdradzić nie chce. Wiadomo jedynie, że suma ma się zmieścić w widełkach 2-10 proc. kwoty przeznaczonej na całą inwestycję. Na bulwary w budżecie miasta zapisano 47,8 mln zł. Sam projekt ma więc kosztować nie więcej niż 4,78 mln zł. - To są standardowe widełki przyjmowane dla miejskich inwestycji. Im projekt bardziej skomplikowany, tym procent od całości zwykle rośnie - stwierdza Ochmański. Ponieważ bulwary wymagają trudnych technicznie rozwiązań, należy się spodziewać, że ich cena będzie zbliżona do górnej granicy finansowej.
Kiedy to wszystko stanie się rzeczywistością? Według założeń w październiku przyszłego roku powinny ruszyć przetargi na wykonawstwo nadwiślańskiego spacerniaka, a finał prac powinniśmy zobaczyć w 2012 roku. Ten ostatni termin zależy jednak od wielu czynników. - Chodzi m.in. o to, czy warunki zabudowy będą zmuszały do uwzględniania okresu lęgowego ptaków. Jeśli tak, to z pewnością budowa bulwarów będzie trwała dłużej - ocenia Piwowarski. Lewy brzeg Wisły to bowiem granica chronionego obszaru Natura 2000.
To, co spędza sen z powiek pełnomocnika, dla innych jest największą zaletą rzeki. Kiedy parę lat temu do Warszawy przyjechała delegacja japońskich dyplomatów, ich emocjonalne reakcje wywarły spore zaskoczenie na gospodarzach. Dlaczego? Japończycy byli zachwyceni tym, co zobaczyli. - Jakie to musi być bogate miasto! - mówili podczas wycieczki nad Wisłę. - Ta rekonstrukcja drzewostanu na prawym brzegu musiała was kosztować fortunę - dodawali z podziwem.
Prezydent nie był nieomylny
- To chyba jedyny żart historii, który wyszedł nam na dobre - komentuje Jarosław Trybuś, historyk architektury.
Decyzję o wybetonowaniu bulwarów podjął w latach trzydziestych prezydent Starzyński. Pomysł nie był ani nowatorski, ani spektakularny. - Starzyński chciał po prostu uporządkować brzegi: znad rzeki miały zniknąć zaniedbane, drewniane domki i ciemne przestępcze zaułki. Widział tam zamiast tego szeroki i dobrze oświetlony chodnik, który przyciągałby niedzielnych spacerowiczów - opowiada Trybuś.
Budowę rozpoczęto od części centralnej. Szybko powstał kilometrowy bulwar ciągnący się od Portu Czerniakowskiego do dzisiejszego mostu Gdańskiego. Kolejne etapy miały rozrastać się na północ i południe, a następnie objąć prawy brzeg Wisły. W realizacji pomysłu przeszkodziła jednak wojna. - Projekt nie został wykonany w całości i całe szczęście - mówi Trybuś. - Dzięki temu Wisła jest jedyną niewybetonowaną rzeką w Europie, a z bulwarów po lewej stronie roztacza się fantastyczny widok na naturalną i dziką zieleń. Nie ruszajmy tego - dodaje.
Dziś już nikt prawego brzegu ruszać nie zamierza. Koncepcja opracowana przez naukowców ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, na której oparli się projektanci z RS Architektura Krajobrazu, była bardzo prosta: prawy brzeg natura, a lewy kultura. Naukowcy lepiej niż niejeden futurolog przewidzieli, że potencjał turystyczny Wisły leży nie w betonowanych chodnikach, ale w tak niepozornych tematach jak: migracje jeżyków z Afryki, gniazda czajek, żeremia bobrów, trasy nocnych łowów lisów czy gniazda bielika. Jedno z największych zbiorowisk wiślanej fauny znajduje się w samym centrum miasta w Porcie Czerniakowskim.
Czyszczenie portu widmo
- Teren Portu Czerniakowskiego to fenomen: jest kameralny, a jednak bliski miastu, zielony, a jednak stworzony do obsługi maszyn. Powinien pozostać jak najbardziej naturalny - mówi Magdalena Staniszkis z Politechniki Warszawskiej. I być może właśnie dlatego miasto z Portem Czerniakowskim problemy ma od lat.
Najpierw w połowie lat 6o. zburzono zabytkową stocznię, później przecięto Trasą Łazienkowską należące do portu Warsztaty Żeglugi Parowej hrabiego Andrzeja Zamoyskiego, znajdujące się tu od 1848 roku. Na szczęście nie zasypano basenu portowego gruzem, choć były takie plany. Wreszcie wszystkie najważniejsze koncepcje zagospodarowania z ostatnich dziesięciu lat konsekwentnie omijały to miejsce, a ono stopniowo popadało w ruinę.
Najsłynniejszy z pomysłów profesora Krzysztofa Domaradzkiego, tego samego, który zakładał powstanie na prawym brzegu wysp dla ptaków, kończył się właśnie na Porcie Czerniakowskim. Jego autor mówił tylko enigmatycznie, że port powinien służyć temu, do czego został powołany, czyli uprawianiu sportów.
Jednak i to ma się zmienić. Do końca tego roku miasto ma ogłosić konkurs na zagospodarowanie tej przestrzeni. Władze nie chcą jednak na razie zdradzić jego wytycznych. Wiadomo tylko tyle, że rewitalizacja miałaby przywrócić charakter portu, do którego mogłyby wpływać barki. Pierwszy krok już wykonano: na początku roku do portu wkroczyła pogłębiarka, która ma ułatwić wejście do niego mniejszym statkom. Teraz czas na ogłoszenie konkursu. - Ta formuła jest o tyle dobra, że umożliwia wybór różnych dróg, a nie zatrzaskuje żadnych drzwi - uważa Piwowarski. Zapewnia, że po jego rozstrzygnięciu ratusz przygotuje szczegółowy plan zagospodarowania portu i przystąpi do jego realizacji.
Port Czerniakowski jest siedzibą fundacji chyba najbardziej oddanej Wiśle - "Ja Wisła". Jej szef Przemysław Pasek od lat walczy o zmianę jej postrzegania. Chce wybić z głowy warszawiaków przekonanie, że nad Wisłę nie ma po co chodzić, bo znajdzie się tylko rozbite butelki i mnóstwo komarów. - Mamy tak piękną i bogatą przyrodniczo rzekę. Pochwalmy się tym! - mówi.
- Na początek wystarczy uporządkowanie tej przestrzeni: odnowienie przystani i nadbrzeży, wytyczenie ścieżek, postawienie ławek i latarni. Port powinien też dalej służyć kajakarzom i wioślarzom. Przyszły plan zagospodarowania tego terenu powinien łączyć obie funkcje portu: naturę i rekreację - zauważa Magdalena Staniszkis.
Swoje trzy grosze dodaje też Fundacja "Ja Wisła". - Boje się, że miasto chce z tego zrobić komercyjną przestrzeń pełną kawiarni, hoteli i apartamentów. W jednej z poprzednich koncepcji była nawet mowa o stacji benzynowej - mówi szef fundacji Przemysław Pasek.
On sam chce, by port na powrót stał się tym, czym był kiedyś - kolebką żeglugi śródlądowej w Polsce. W tym celu kanał i basen portu trzeba pogłębić, ponadstuletnie nadbrzeża odnowić i głębiej zanurzyć, a starą stocznię, zburzoną przez komunistów w 1965 roku, odbudować. W tym miejscu mogłoby powstać wymarzone przez Paska muzeum Wisły. W budynku stoczni znalazłoby się miejsce na wiślane eksponaty: stare barki, dworce wodne, krypy. Mogłyby się tam odbywać spotkania edukacyjne dla dzieci i młodzieży. Sam teren wokół portu powinien pozostać jak najbardziej zielony. Atrakcją dla wycieczkowiczów byłoby szerokie zejście nad wodę od strony ul. Czerniakowskiej.
Nie taka rzeka straszna, jak ją malują
Jeszcze w latach 60. warszawiacy nie wyobrażali sobie niedzieli bez opalania się na brzegach Wisły. Stołeczne plaże pełne były opalających się warszawiaków. Pięć lat później przez nieodpowiedzialne i krótkowzroczne decyzje władz PRL plażowanie się skończyło. Na rzece postawiono wtedy ostrogi regulacyjne, które miały odsunąć nurt od brzegu.
W efekcie Wisła stała się węższa i szybsza, jej nurt zabrał plaże i podmył wały, a brzegi porosły chwasty i drzewa samosiejki. Potem już nikt, poza bezdomnymi i kloszardami, nad Wisłę nie chodził, bo i nie miał po co. Zwłaszcza że rzeka zaczęła śmierdzieć...
W latach 70. wprost nie dało się nad nią wytrzymać. Dziś, choć woda jest czystsza, to co najmniej przez kolejne 10 lat nie będzie można się w niej kąpać, bo brakuje nam oczyszczalni ścieków z prawdziwego zdarzenia. A jednak warszawiaków nad wodę ciągnie. O tym, jak przyjemnie może być nad wodą i jak mieszkańcy stolicy za rzeką tęsknią, można było sobie przypomnieć podczas wakacyjnego festiwalu artystycznego Przemiany. Trwał aż cztery miesiące i przyciągnął nad rzekę tłumy. Mieszkańcy zbierali się na bulwarach wieczorami, żeby obejrzeć galopującego z nurtem rzeki konia albo posłuchać występujących na barce harmonijkarzy. Przypomnieli sobie o Wiśle. Władze miasta też zdają się wreszcie ją dostrzegać.