ŚwiatJuż ich Putin uwiera

Już ich Putin uwiera

Kreml od lat boi się rosyjskiej wersji pomarańczowej rewolucji. Bywał to strach wielki, choć chwilami odpływał na dziesiąty plan. Ale zawsze istniały też plany walki z tym zagrożeniem.

Już ich Putin uwiera
Źródło zdjęć: © Ria Novosti/AFP | Alexey Druzhinin

12.12.2011 | aktual.: 12.12.2011 10:53

Gdy zaczynałem pisać ten tekst, do Moskwy wprowadzane były właśnie pododdziały wojsk wewnętrznych. Kończę w chwili, gdy okazało się, że plac Rewolucji, na którym opozycja ma w sobotę przeprowadzić mityng, powinien jednak być wolny – bo przedtem władza najpierw zgodziła się na zgromadzenie, a kilka godzin później poinformowała, że właśnie przypomniała sobie, iż musi zamknąć plac z powodu remontu.

Oddziały, które we wtorek w ubiegłym tygodniu weszły do Moskwy, należą do słynnej specjalnej dywizji imienia Dzierżyńskiego, niegdyś głównej uderzeniowej siły wojsk NKWD. Oczywiście wprowadzanie wojska do Moskwy jest w sensie taktycznym zupełnie zbędne. Policji i OMON jest w stolicy, jak mówią Rosjanie, „pod zawiasku”, czyli „pod kreskę” – pełen bak… W zupełności wystarczy, aby stłumić każdą demonstrację.

Rządzącym chodzi o demonstrację siły, o zastraszenie. Kierują się logiką: lepiej nawet bardzo przesadzić i przeciąć potencjalnie niebezpieczną sytuację u źródła, niż dopuścić do rozkręcenia się spirali protestu i popaść w poważniejsze kłopoty. Ta sama logika leżała u podstaw bardzo konsekwentnego działania władz, które – ku zdumieniu obserwatorów – przez kilkanaście miesięcy brutalnie pacyfikowały kilkudziesięcioosobowe demonstracje opozycji na placu Triumfalnym. Działo się tak nawet w samym środku „miedwiediewskiej odwilży”.

Co najmniej od 2003 r. Kreml boi się rosyjskiej wersji pomarańczowej rewolucji. Chwilami bywał to strach wielki, chwilami odpływał na dziesiąty plan. Ale przez cały czas polittechnolodzy i profesjonaliści ze specsłużb opracowywali plany walki z tym zagrożeniem.

A arabska wiosna zintensyfikowała te prace.

Jeśli więc teraz uczestnikom wiecu na Czystoprudnym Bulwarze nagle przestają działać komórki, jeśli skutecznie blokowane są opozycyjne portale, jeśli policja konsekwentnie tłumi próby protestu (bardzo profesjonalnie, zarazem zdecydowanie i, jak dotąd przynajmniej, unikając zbędnej publicznej brutalności, widać, że ma takie rozkazy) – to nie jest to improwizacja, tylko realizacja dość dokładnie przygotowanych planów.

Cykl wydawniczy tygodnika sprawia, że czytający ten tekst ma nad jego autorem przewagę. W odróżnieniu od niego wie już, czy akcje protestu po sfałszowanych wyborach rozwinęły się, czy też nie. Ale nawet jeśli to drugie – to nie znaczy, że nastąpił powrót do putinowskiej wersji normalności.

Putin już niezwycięski

Wielu obserwatorów i zza granicy, i z samej Rosji daje wyraz przekonaniu, że to, co ostatnio dzieje się w tym kraju, jest po prostu realizacją demonicznych spisków Kremla. Który to Kreml, rzecz jasna, wszystko kontroluje. I nawet jeśli przegrywa, to widocznie stoi za tym jakaś głęboka myśl.

Kilkunastoletni zwycięski pochód putinizmu stał się podłożem takiego myślenia. Był tak impresywny i zarazem tak przygnębiający, że nawet bystrzy obserwatorzy mogli uznać, iż w przewidywalnej przyszłości nic się w Rosji zmienić nie może. Jak na przykład prof. Andrzej Nowak, który napisał o „porażce zaplanowanej”. Zaplanowanej, żeby pokazać światu, iż może być znacznie gorzej, że Putin to mniejsze zło…

Nic moim zdaniem nie wskazuje na taką możliwość. Owszem – władza rosyjska przez lata grała podobnym schematem. Niewypowiedziany szantaż wobec Zachodu i rosyjskiej liberalnej inteligencji istotnie brzmiał: „OK, z waszego punktu widzenia nie jesteśmy fajni. Ale jeśli nie my, to faszyści. Chcecie faszystów?”.

Tyle że był to komunikat z punktu widzenia kremlowskich polittechnologów poboczny. Główny, wielokrotnie ważniejszy, skierowany do własnego społeczeństwa brzmiał: „Putin jest zwycięzcą”. Na tym komunikacie opierał się i w jakimś sensie dalej się opiera cały system.

Otóż teraz ten komunikat został dramatycznie zakwestionowany. Żeby przekonać się, że stało się to naprawdę, wystarczyło obejrzeć sobie Władimira Władimirowicza i Dymitrija Anatoliewicza w noc wyborczą. To nie był team zwycięzców. To byli faceci zaskoczeni, niepewni siebie.

Spiskową teorię dziejących się wydarzeń, zgodnie z którą wszystko, co się stało, wymyśliła i zrealizowała szara eminencja reżimu, demoniczny Władysław Surkow, trafnie wypunktował publicysta Wadim Zajdman: „Niezależnie od rzekomych cwanych kombinacji kremlowskiego władcy marionetek, najważniejszy jest psychologiczny efekt, który może przynieść przegrana »partii żulikow i worow« w niedzielnych wyborach. A w oczach społeczeństwa to jest przecież przegrana. Jeśli to gra, to bardzo niebezpieczna. Ludzie zastanawiają się: to znaczy, że ta władza nie jest wszechmocna? Nie tak straszna, jak ją malują? Może to wręcz kolos na glinianych nogach? I jeśli wszyscy przestaniemy być pasywnymi konformistami i następnym razem wszy-scy pójdziemy do urn, to coś się zmieni?”.

Putin i spółka są naprawdę za inteligentni i realistycznie myślący, żeby nie zdawać sobie sprawy z takiego ryzyka.

Co więcej – nic, co robili dotąd, nie upoważnia do postawienia tezy, że kremlowska elita szykowała się do jakiegoś szerokiego politycznego manewru. Odwrotnie – demonstrowała wzrastającą pewność siebie. Świadczy o tym roszada Putina i Miedwiediewa oznaczająca demonstracyjne naplucie w twarz kręgom liberalnym, które przez dłuższy czas chciały wierzyć w wizję pt. miedwiediewowska modernizacja przeciw putinowskiemu zastojowi i równie demonstracyjna zapowiedź 12-letnich rządów Władimira Władimirowicza. Świadczy o tym też bezczelność przy wymuszaniu głosowania na Jedną Rosję i bezpośrednim fałszowaniu wyborów, w dość zgodnej opinii rosyjskich obserwatorów większa niż kiedykolwiek w przeszłości. Co więc się stało? Rosnąca arogancja władzy wynikająca z ciągu sukcesów zderzyła się z czymś, czego władza – ze względu na tę arogancję – nie dostrzegła. Ze społeczną zmianą.

A teraz trąbią

Polak od lat pracujący w Moskwie na wysokim stanowisku mówił mi jeszcze kilka dni przed wyborami: – Zasadniczo nie rozmawiam z kolegami i podwładnymi Rosjanami na tematy polityczne, ale to nie znaczy, że nie słucham, kiedy oni rozmawiają między sobą. Parę lat temu wszyscy, dosłownie wszyscy, byli za Putinem. Teraz niemal wszyscy są przeciw niemu – a są to w dużej mierze te same osoby.

Inny moskiewski Polak, od dawna pracujący w Moskwie, który jednak ostatnie dwa lata spędził w kraju: – Korki są tu takie jak kiedyś. I tak jak kiedyś rozbijają się po ulicach samochody z „migałkami” (niebieskimi sygnałami, teoretycznie zarezerwowanymi dla najważniejszych urzędników, w praktyce użytkowane po prostu przez wszystkich ludzi władzy, a także powiązanych z władzą biznesmenów i kryminalistów). Tylko że dwa lata temu wszyscy kierowcy zachowywali się wobec „migałkowców” pokornie. A teraz trąbią protestacyjnie i złośliwie zwlekają ze zjechaniem im z drogi.

W ciągu ostatnich kilku lat niepostrzeżenie następowała w Rosji społeczna zmiana.

Putinizm (a może po prostu wysokie ceny surowców energetycznych? Uznajmy jednak, że dyktator z Kremla ma tu też jakąś zasługę) zapewnił Rosjanom stabilizację po latach 90., które dotąd wspominają jako najgorszą traumę. Stabilizację, która bardzo długo była dla nich wartością samą w sobie i niemal bezcenną.

A wraz z tą stabilizacją Władimir Władimirowicz zapewnił swoim współobywatelom możliwość spokojnego zarabiania realnych pieniędzy, realny dobrobyt, możliwość podróży zagranicznych, swobodę prywatnego wyrażania opinii na wszelkie tematy, a także swobody i kulturowe, i religijne. Czy ten katalog czegoś nam nie przypomina?

Tak jest – to niemal dokładnie to, co dał Polakom Edward Gierek. I Polacy, i Rosjanie zaczęli łapczywie konsumować przedstawione im możliwości. I przez pewien czas (w zasadzie bardzo podobny – i tu, i tu plus, minus dziesięć lat) wydawało się, że wystarczy im to na wieki. I tu, i tam opozycjoniści byli zniesmaczeni własnym społeczeństwem, które sprzedało wyższe wartości za pozór konsumpcyjnego raju.

Wielu wydawało się, że to będzie trwać wiecznie. Ale homo sapiens ma to do siebie, że szybko nie tylko przyzwyczaja się do dobrego, ale uznaje to dobre za naturalne i oczywiste. I chce więcej. Po kilku latach putinowskiego dobrobytu Rosjan zaczęło uwierać to, że kasta wyposażona w „migałki” traktuje ich jak bydło. Już dwa lata temu zaczął się fenomen zwalczającego „migałkowców” ruchu Niebieskich Wiaderek – kierowców parodiujących „migałki” poprzez przyklejenie na dachu własnego auta dziecinnego niebieskiego kubełka.

Już nie chcą świata „migałek”

I to była pierwsza jaskółka zwiastująca obecną zimową wiosnę. Zaczęli mieć dosyć sytuacji, w której w każdej chwili może ich upokorzyć każdy „ment” (milicjant). A później zaczęli też mieć dosyć sytuacji, w której ktoś za nich decyduje, kto przez najbliższe 12 lat będzie rządził w ich kraju. Oczywiście, przede wszystkim zaczęli mieć tego dosyć ci najmłodsi, a przy tym wyedukowani i znający świat.

We wtorek, 6 grudnia, opodal placu Triumfalnego, na ulicy Drugiej Brzeskiej, spytałem sympatycznego, kędzierzawego Loszę, wodzącego rej w atakowanej przez policję grupie demonstrantów, dlaczego jego zdaniem są tu tylko ludzie bardzo młodzi. Odpowiedział, z wielką dumą w głosie: – Bo my urodziliśmy się w latach 90.! I my pamiętamy wolność!

Nie należy poszukiwać przesadnej logiki w tym zdaniu. Ale pamiętajmy, że lata 90. to dla zdecydowanej większości starszych Rosjan – czemu poświęciłem dużo miejsca w moim korespondencjach – szczyt traumy, czas straszny.

Ale ci najmłodsi, wyedukowani i zachodni, poszukują swojej pokoleniowej autoidentyfikacji. Chcą się odróżnić od starszych pokoleń, które z rezygnacją rozstępowały się, gdy czarne bmw z „migałką” domagało się pierwszeństwa na drodze.

Oni już nie chcą świata „migałek”. I na ulicach Moskwy bardzo wyraźnie dali temu wyraz.

Piotr Skwieciński

Wybory

Do nowej Dumy Państwowej weszły cztery partie, które zasiadały w poprzedniej: Jedna Rosja, Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej, nacjonalistyczna Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji i socjalistyczna Sprawiedliwa Rosja. Jedna Rosja Władimira Putina zdobyła 32 mln 448 tys. głosów, tj. 49,3 proc. – 238 mandatów w 450-miejscowej Dumie. W poprzednich wyborach w 2007 r. na Jedną Rosję głosowało 44 mln 714 tys. wyborców, co dało jej 315 mandatów, czyli większość konstytucyjną. W ciągu czterech lat partia Putina straciła 12,26 mln wyborców i 77 miejsc w Dumie. —ika, pap

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)