Jurek w szklance wody
Ogromna liczba istniejących mediów wywołuje głód wydarzeń, którymi media te mogłyby się zajmować. W efekcie często z igły robi się widły, żeby tylko było o czym mówić. Świetnie widać to na przykładzie zamieszania wywołanego odejściem z PiS Marka Jurka.
Jeszcze tydzień temu ranga tej sprawy była – tak to nazwijmy – mglista. Rzeczywiście, mogło się wydawać, że kroi się coś poważnego i wielkiego. W końcu z partią rządzącą zrywał jeden z jej liderów, pełniący funkcję marszałka Sejmu. W dodatku nie bardzo było wiadomo, jak po awanturach o zmianę konstytucji zachowa się Tadeusz Rydzyk i jego Radio Maryja. Dzisiaj wszystko już wiadomo. „Rozłam” w PiS okazał się odpryskiem. Secesjoniści rzeczywiście zmieściliby się w windzie – jak to wzgardliwie ujął Jacek Kurski. Tadeusz Rydzyk wyraził uszanowanie dla marszałka, ale o jego partii mówił w podobnym tonie, odgrzebując stary termin „kanapa”.
A jednak sprawa Jurka wciąż zajmuje poczesne miejsce w telewizyjnych i radiowych debatach oraz prasowych newsach. Ciągle w jakiejś telewizji, na pasku w kolorze rozmaitym biega komunikat: „Wicemarszałek Komorowski: odejście Jurka to koniec PiS”, albo „Wicepremier Lepper: nie wiem, czy koalicja przetrwa”, oczywiście Lepper nie wie z powodu Jurka.
Bardzo dynamiczna jest też sytuacja z liczebnością nowego ugrupowania. Ścigające się ze sobą gazety i tygodniki podawały rozmaite dane dotyczące rozmiaru secesji. Pojawiła się nawet tajemnicza „lista 16”, mająca stanowić zbiór posłów PiS, którzy pożeglują w nieznane wraz z Jurkiem. Rzekomy klub stopniał jednak dosyć szybko do paru ledwie osób, które jednak wciąż są wypytywane o plany na przyszłość i ze swadą opowiadają, jak to podbiją prawą stronę sceny politycznej. Może same, a może w porozumieniu z Romanem Giertychem. Z ezopowych wypowiedzi posłanki Bartyzel czy posła Piłki nie za wiele – szczerze mówiąc – wynika. Ale coś zawsze trzeba dać, bo temat jest „gorący”.
Swoje dokładają komentatorzy i publicyści, stadnie przebiegający ze stacji do stacji, a w każdej snują teorie na temat następstw politycznego tąpnięcia. PiS-owi spadnie, czy nie spadnie? Koalicja przetrwa czy nie przetrwa? Będą przedterminowe wybory, czy nie będą? I tak w koło Macieju, aż można dostać mdłości, a w głowie powstaje dźwięk, który Waldemar Pawlak określił kiedyś celnie jako „szum medialny”.
Ten szum nie powstaje jednak z powodów politycznych. Nie dlatego, że media nie lubią PiS i chętnie drążą temat kłopotów tej formacji (no, może ma to jakieś znaczenie, ale nie decydujące). Tak się dzieje, bo – mówiąc najprościej – tak się dzieje, taka jest natura środków masowego przekazu. Media nawet o rzeczach mało ważnych muszą mówić tak, jakby były historyczne i przełomowe, bo inaczej nie byłyby interesujące dla odbiorców. Stąd odejście pięciorga posłów wałkuje się niczym niespodziewany wynik wyborów prezydenckich, a burza nad Sochaczewem urasta do rozmiarów cyklonu.
Igor Zalewski dla Wirtualnej Polski