ŚwiatJugendamt oddał dziecko Polakom

Jugendamt oddał dziecko Polakom

Berliński Jugendamt oddał polskim rodzicom 2,5 miesięcznego synka, nie czekając na wyrok sądu rodzinnego. - Odnieśliśmy zwycięstwo na całej linii - cieszy się Wojciech Pomorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.

Jugendamt oddał dziecko Polakom
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

03.07.2013 | aktual.: 04.07.2013 08:34

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

O dramacie polskiej rodziny czytaj więcej: Rodzicom z Polski Jugendamt odebrał niemowlę

Przekazanie dziecka odbyło się w środę o godz. 16.00 w centrum rodzinno-opiekuńczym w berlińskiej dzielnicy Neukoelln.

- Jadąc na spotkanie byłem jak niewierny Tomasz - nie wierzyłem, dopóki nie wziąłem syna na ręce - stwierdza 53-letni Leszek Ciemała, ojciec Wiktora. Opowiada, że cała procedura odbyła się błyskawicznie, bez zbędnych formalności.

- Niemieccy rodzice zastępczy płakali z żalu, że muszą oddać syna, a myśmy płakali ze szczęścia, że odzyskaliśmy nasze dziecko - dodaje matka, 26-letnia Daniela Madzia.

Rodzice planują wrócić do Polski za kilka dni. - Jedziemy do Ustronia, jak tylko pozałatwiamy urzędowe formalności i odbierzemy samochód z warsztatu. Będę także walczył o odzyskanie kilkumiesięcznego wynagrodzenia od polskiego pracodawcy, który okazał się oszustem - mówi pan Leszek.

Do chwili opuszczenia Niemiec polska rodzina mieszka 60 kilometrów od Berlina w Storkow. Gościny udzielił im niemiecki pisarz Rainer Thiel.

- Historia pana Leszka i Danieli pokazuje, że trzeba być stanowczym i nieustępliwym, nie bać się podjąć walki z biurokratyczną machiną Jugendamtów - uważa Wojciech Pomorski.

W Ustroniu czeka babcia pani Magdy. Zgodziła się przyjąć pod swój dach wnuczkę z rodziną. Dzięki temu wytrąciła Jugendamtowi koronny argument z ręki. Urząd twierdził, że pani Magda i pan Leszek są bezdomni i nie mają warunków, aby zaopiekować się niemowlęciem w Polsce.

- W czwartek spodziewamy się wyroku sądu rodzinnego - informuje mecenas Markus Matuschczyk. - To tylko akt formalny, bo osiągnęliśmy nasz główny cel - Wiktor wrócił do rodziców.

We wtorek w sądzie rodzinnym odbyła się rozprawa, która miała zadecydować o przyszłości 2,5-miesięcznego chłopca.

- Sędzina skrupulatnie dopytywała się, czy moi klienci mają odpowiednie warunki, aby otoczyć synka opieką. Tłumaczyłem, że Polska jest krajem cywilizowanym, gdzie wychowują się miliony dzieci. Poza tym uważaliśmy, że dociekania Jugendamtu są zwykłą szykaną. Ich kompetencje kończą się na granicy Niemiec - wyjaśnia mecenas Matuschczyk

Podczas rozprawy pani Daniela skontaktowała się telefonicznie z babcią w Ustroniu, a ta zapewniła sędzinę, że posiada odpowiednie warunki lokalowe i zaopiekuje się wnuczką. Jeszcze tego samego dnia polska ambasada w Berlinie zwróciła się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Ustroniu o przeprowadzenie wywiadu środowiskowego. Dokument wpłynie do sądu najprawdopodobniej w czwartek rano. Wówczas zapadnie wyrok.

- Wydaje mi się, że decyzja Jugendamtu miała charakter taktyczny - przyznaje polski mecenas. - Statystyki urzędu zdecydowanie lepiej wyglądają, kiedy pracownicy Jugendamtu dobrowolnie oddają dziecko, a nie wskutek prawomocnego wyroku sądowego.

Markus Matuschczyk zwraca uwagę na jeszcze jedno, niepokojące zjawisko. - Jugendamty coraz śmielej poczynają sobie w Polsce. Nasze sądy ferują wyroki, pozwalające na odesłanie polskiego dziecka do Niemiec. Moim zdaniem to skandal.

Pan Leszek uważa, że ich kłopoty powinny być przestrogą dla innych rodziców. - Wystarczy, że polska rodzina będzie jechała przez Niemcy, popsuje się im samochód, przyjedzie policja i powiadomi Jugendamt, że dziecko przebywa w nieodpowiednich warunkach, a wówczas pracownicy socjalni "dla dobra dziecka" umieszczą je w placówce opiekuńczej - opowiada.

Na razie rodzice próbują nacieszyć się synem i odliczają dni do wyjazdu do Polski.

- Chciałbym podziękować wszystkim czytelnikom Wirtualnej Polski, którzy dopingowali nas w walce o odzyskanie Wiktora i zamieszczali przychylne komentarze na portalu - mówi pan Leszek. - Po waszym artykule ruszyła fala pomocy. Nie życzę najgorszemu wrogowi tego, co nas spotkało. W tych trudnych chwilach doświadczyliśmy mnóstwo życzliwości, zarówno ze strony Polaków, jak i Niemców. Ogromnie nam pomógł pan Wojtek Pomorski ze stowarzyszenia Dyskryminacja.de i mecenas Markus Matuschczyk. Nie zapomniało o nas także wielu Polaków mieszkających w Berlinie. Jedni przynosili pieniądze, inni jedzenie. Jesteśmy wszystkim bardzo wdzięczni. Nie potrafię wyrazić słowami, tego co czujemy. Na pewno o nich nie zapomnimy.

Pan Leszek przyznaje, że początkowo był przeciwny nagłaśnianiu ich batalii z Jugendamtem. - Baliśmy się, że zainteresowanie polskich mediów tylko pogorszy sprawę, ale okazało się, że bardzo nam pomogło.

Czy planuje kiedyś znowu przyjechać do Niemiec? - Oj, nieprędko. Jeżeli kiedykolwiek postawię nogę po niemieckiej stronie Odry, to na pewno sam, bez rodziny - stwierdza na pożegnanie.

Z Berlina dla WP.PL Izabella Jachimska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Berlinniemcyjugendamt
Komentarze (698)