HistoriaJózef Sułkowski - polski ulubieniec Napoleona

Józef Sułkowski - polski ulubieniec Napoleona

Jego imię wyryto na Łuku Triumfalnym w Paryżu, w Polsce pozostaje jednak postacią zapomnianą. Józef Sułkowski zdobył zaufanie Napoleona dokonując rzeczy uznawanych za niemożliwe. Dlatego szybko został jednym z adiutantów jednego z najlepszych dowódców w historii.

Józef Sułkowski - polski ulubieniec Napoleona
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Józef Sułkowski na obrazie Antoniego Brodowskiego

Bohater wojny przeciw Rosji w obronie Konstytucji 3 maja, radykalny republikanin, adiutant i najbliższy - z Polaków - przyjaciel Napoleona Bonapartego, jedyny, który w jego otoczeniu pozwalał sobie na odmienne zdanie, nazwany przez niego oficerem największych nadziei - Józef Sułkowski - wciąż jest postacią nieco tajemniczą. Chyba już nigdy nie zostanie rozstrzygnięty spór o tożsamość jego rodziców, niebłahy, gdyż brało w nim udział trzech wybitnych polskich historyków - Szymon Askenazy, Władysław Konopczyński i Adam Skałkowski.

Kontrowersje te sprawiły, że Marian Brandys w swojej książce o Sułkowskim pierwszy jej rozdział zatytułował "Syn dwóch ojców i trzech matek". Nie wiadomo bowiem, czy matka Sułkowskiego była Węgierką, Francuzką, a może - jak chciał Konopczyński - Polką, żoną słynnego Karola Radziwiłła "Panie Kochanku", który nie był ojcem tego dziecka (ojcem był Teodor Sułkowski herbu Sulima, pułkownik wojsk cesarskich). Opisując tę zawiłą genealogię, Brandys konkludował, że nasz bohater "musiał w końcu stać się synem niczyim", co nie mogło pozostać bez wpływu na jego późniejsze wybory polityczne.

Ulubieniec królowej

Sułkowski był uznawany za cudowne dziecko. Błyskotliwy, inteligentny, znający kilka języków obcych. Gdy skończył 10 lat, towarzyszył wychowującemu go stryjowi Augustowi w trwającej trzy lata podróży po Europie. Nie ominęli dworów monarszych - i w Paryżu królowa Maria Antonina, i w Petersburgu caryca Katarzyna II głaskały po głowie uprzejmego oraz elokwentnego chłopca, który w przyszłości jako zaprzysięgły republikanin i wróg monarchii stał się jednym z najsłynniejszych polskich jakobinów. Pierwsza uczyniła go swoim paziem, druga zaoferowała służbę oficerską w armii rosyjskiej, mianując go aspirantem oficerskim w pułku konnym gwardii.

Kiedy w 1783 r. Józef wrócił do kraju, rozpoczął służbę wojskową, najpierw jako kadet, a później podporucznik w dowodzonym przez Ignacego Działyńskiego X Regimencie Wojsk Koronnych. W czerwcu 1791 r. Sułkowskiego mianowano kapitanem. Rok później na błagalne prośby zdrajców targowickich Katarzyna II nakazała armii rosyjskiej wkroczyć w granice Polski. Sułkowski służył wówczas w armii litewskiej, która w północnej części Rzeczypospolitej miała powstrzymywać nawałę rosyjską. Źle prowadzona kampania nie przynosiła sukcesów Polakom, nieudolnie dowodzonym, ciągle w odwrocie.

Mimo to wielu oficerów niższych stopniem dało przykład wyjątkowej ofiarności. Taką wykazał się także Sułkowski, który idąc w straży przedniej, zachował hart ducha i opanowanie w walce z Moskalami. Mając około 400 ludzi, bronił mostu na rzeczce Zelwiance pod Zelwą, odpierając wielogodzinne natarcia dysponujących znaczną przewagą Rosjan. Kiedy dano mu możliwość zluzowania jego oddziału, odpowiedział: "mam rozkaz bronić tej pozycji i będę jej bronił dopóty, dopóki ostatni z moich żołnierzy nie polegnie". Męstwo Sułkowskiego dało mu ustanowione wówczas najwyższe polskie odznaczenie wojskowe - Order Virtuti Militari.

Nie był to koniec małych zwycięstw późniejszego adiutanta Napoleona nad Rosjanami. Pod Grannem, mając 150 ludzi, "Sułkowski, zdolny, rzutki i śmiały, oczekiwał przeciwnika z całym spokojem, gotów w chwili właściwej wypalić z flint. Gdy w końcu kule gruchnęły na bliską metę, kładąc wroga pokotem, gdy w jego szeregach zaświeciły luki, jakby ślad przechodu koszącego widma śmierci, oddział rosyjski zakotłował się strachem i pierzchł w nieładzie po tej jednej salwie" - jak pisał historyk wojny 1792 r. Adam Wolański. Dzielny oficer ruszył teraz na kozaków, którzy "po tęgim przyjęciu ze strony strzelców poczęli na wszystkie rozpryskiwać się strony, rażeni kulami Sułkowskiego i armat mostowych. Gdy uciekali przed trzy razy mniejszym przeciwnikiem, gęsto waląc się z koni, nasz oddział marszem forsownym zmierzał do przeprawy". Mógł więc wódz armii litewskiej Michał Zabiełło napisać o mężnym kapitanie: "oficer ten młody, bardzo świetny na wojnie, i daje największe nadzieje". Takiego ducha walki nie miała niestety
większość wyższych dowódców polskiej armii, wcale zaś nie miał go król Stanisław August Poniatowski - niestety - jej wódz naczelny, od początku kampanii w to wojsko niewierzący, który skapitulował bez walnej bitwy, by przystąpić do targowicy.

Po krajach dalekich

Akces królewski do zdradzieckiej konfederacji oburzył Sułkowskiego, który na gorąco notował: "Na wiadomość [...] o owym akcie konfederacji, a raczej sromoty narodowej, którą król podpisał, nie można wyobrazić sobie skutku, jaki sprawił na naszych żołnierzach zakaz mierzenia się dalszego z nieprzyjacielem znienawidzonym, którzy przed paru jeszcze dniami czekali pod Liwem niecierpliwie chwili, w której mogliby z nim walczyć i wytępić go ofiarą ostatniej kropli krwi własnej. Zamieszanie, jakie panowało u nas, było tylko słabem odbiciem powszechnego oburzenia [...]. Czas krótki [wojny - przyp. M.G.] wystarczył na opanowanie kraju tak rozległego jak Polska i na zmuszenie narodu tak rycerskiego jak nasz do zgięcia karku pod jarzmo... narodu, który zdołał nas podbić, nie będąc w stanie zwyciężyć". Tej haniebnej kapitulacji króla i jego otoczenia, powodowanej paraliżującą niewiarą w możliwość obrony niepodległości Rzeczypospolitej, nie zapomni nigdy. "Trzeba rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną
podłości" - powie później literacki Sułkowski w dramacie Stefana Żeromskiego.

Wkrótce opuścił rządzony przez targowiczan kraj i udał się do Francji. Wierzył, że tam zdobędzie sławę wojenną, co pozwoli na ziszczenie się jego największego pragnienia - by - jak się wyraził - "wrócić do Polski z orężem", gdyż "kraj nasz nie traktatami, nie negocjacjami będzie ocalony, lecz bronią w ręku". Jako cudzoziemiec nie został jednak przyjęty do armii, lecz wysłany z tajną misją dyplomatyczną do Indii, by wspierać jednego z miejscowych władców przeciw Brytyjczykom. Via Szwajcaria, Włochy, Cypr dotarł do syryjskiego Aleppo. Tam Anglicy uniemożliwili mu dalszą podróż. Sułkowski stracił kilka miesięcy, w końcu omal nie stracił też życia w desperackiej próbie przedarcia się przez Pustynię Arabską do Zatoki Perskiej. Ostatecznie wyjechał do Konstantynopola. Bez złudzeń pisał o sensie całego przedsięwzięcia Askenazy, że misja ta potwierdzała "tylko utrwaloną już regułę, iż ten rząd [francuski - przyp. M.G.] ani do Polaków, ani do Polski żadnej nie żywił wiary i że ze sprawą polską nic naprawdę nie chciał
mieć do czynienia". W tureckiej stolicy dotarła doń, mocno spóźniona, wieść o wybuchu insurekcji kościuszkowskiej. Natychmiast rzucił wszystko i ruszył do Polski. Wiedząc, że austriacki zaborca zna jego plany i wyznaczył nagrodę za jego schwytanie, przebrał się za kupca ormiańskiego i doprawił sobie czarną brodę. Wbrew twierdzeniom dawniejszej historiografii Sułkowski nie zdążył jednak dotrzeć na pole walki, gdzie tak mężnie bił się jego macierzysty regiment Działyńskich, i wrócił do Francji. Tam po blisko dwóch latach udało mu się wstąpić do armii francuskiej, walczącej wówczas z Austriakami we Włoszech.

Jej wodzem był gen. Napoleon Bonaparte. Początkowo nie ufał Polakowi, podejrzewając, że przysłał go z Paryża rządzący Francją Dyrektoriat, niechętny jego zwycięstwom. Sułkowski jednak szybko pokazał swoje znakomite talenty i męstwo, kiedy z garścią ludzi wdarł się na górę San Georgio i zdobył baterię artylerii, wydawałoby się nie do zdobycia. Czynem tym wzbudził podziw Napoleona, który mianował go jednym ze swoich kilku adiutantów przybocznych. Ich znakiem była biało-czerwona szarfa. Przepasany nią Sułkowski znów błyszczał odwagą, bijąc się u boku Bonapartego w zwycięskiej batalii pod Arcole.

Śmierć na ziemi faraonów

"Prawdziwy Polak... nieskończenie czarujący, szczupły, elegancki, rasowy, z wyrazem twarzy pociągającym" - opisywał Sułkowskiego jeden z francuskich kolegów. Podobnie, w sposób raczej mało urzędowy, przedstawiła naszego bohatera w liście gończym policja austriacka: "Urodziwy jak piękna dziewczyna przebrana po męsku. Oczy wielkie, omdlewające, ozdobione długimi rzęsami" - opis ten tłumaczy pomysł Sułkowskiego, by przebrać się za ormiańskiego kupca i doprawić brodę. Mimo tych walorów próżno jednak szukać w jego biografii poważniejszych romansów. Bajką jest rzekoma romantyczna miłość a to do włoskiej księżniczki, a to do polskiej szlachcianki lub wreszcie zwanej Egipcjanką córki orientalisty francuskiego pochodzenia żydowskiego Venture'a (ta chociaż istniała naprawdę).

Jak pisał kolega z czasu służby w regimencie Działyńskich mjr Michał Suchodolec, Sułkowskiego zajmowało przede wszystkim studiowanie fachowej literatury wojskowej. "Kobiet nie lubił, ale starałem się go prowadzić - ciągnął dalej ów kolega - gust jego był, aby tylko piękne ciało i figura kształtna była, o co było ciężko. Znalazłszy jednakowo jedną, która mu się ze wszystkim podobała, dosyć oszczędnie się bawił". Dociekliwym biografom udało się odnaleźć jeszcze dwa romanse. I to wszystko w tej materii - zgiełk bitewny i całkiem udane próby pisarskie z dziedziny bieżącej polityki wypełniły krótkie życie dzielnego oficera.

Tymczasem po wielkich zwycięstwach włoskich, które nazwisko Napoleona uczyniły słynnym w całej Europie, w 1798 r. przyszedł czas na kolejne wyzwanie - zdobycie Egiptu, od czasu wypraw krzyżowych rządzonego przez kastę wojowników nazywaną mamelukami. Podążył za wodzem także Sułkowski, który nie chciał służyć w powstałych rok wcześniej Legionach Polskich gen. Jana H. Dąbrowskiego, niesprawiedliwie osądzając intencje twórcy Legionów. Sam Napoleon, ze wzbudzającą podziw przenikliwością, przyznał jednak w sporze rację nie ulubieńcowi, ale mało znanemu sobie Dąbrowskiemu.

Wyruszył więc Sułkowski w kolejną daleką wyprawę. Jak zawsze w pierwszym szeregu zdobył armaty w uchodzącej za niezdobytą twierdzy Valetta na Malcie, należącej do rządzącego wyspą zakonu kawalerów maltańskich, już na ziemi egipskiej wdzierał się na mury Aleksandrii, później zaś w bitwie pod piramidami "ujrzano znów Sułkowskiego, jak z fantazją staropolską wylatywał przed front batalionów, na harce w pojedynkę z opancerzonymi jeźdźcami egipskimi" (Askenazy), i potem jeszcze raz pod Salayeh, gdzie w szarży na "świetną konnicę mamelucką w lśniących zbrojach i szyszakach" został kilkakrotnie ranny.

Łuk Triumfalny w Paryżu fot. Wikimedia Commons/Michael Meinecke

Zbliżał się jednak już kres życia bohatera. 22 października 1798 r. w Kairze wybuchło powstanie przeciw Francuzom. Sułkowski, chociaż nadal okryty bandażami na niewyleczonych ranach, w otoczeniu niewielkiej eskorty ochotniczo wyruszył na rekonesans. W drodze powrotnej zaatakowany przez tłum zgromadzony pod jednym z meczetów skutecznie przedzierał się z szablą w ręku, kiedy nagle jego koń potknął się o trupy, przywalając Sułkowskiego, który został przebity oszczepami, a następnie rozszarpany, tak że "ledwo po kosmyku jasnego wąsa okrwawione rozpoznano szczątki" (Askenazy).

"Kochaliśmy go wszyscy" - wspominał wiele lat później jeden z francuskich kolegów. Świadectwa takie były liczne, nie dziwi więc, że nazwisko Sułkowskiego jest jednym z pięciu polskich, które zapisano na Łuku Triumfalnym w Paryżu. Sułkowski jednak szedł za Napoleonem jedynie dla Polski. Tak też przenikliwie odczytał jego intencje pilny czytelnik Askenazego Stefan Żeromski, który kazał mówić bohaterowi swojego dramatu: "Ja muszę za tym człowiekiem iść jak cień, ażeby posiąść sztukę jego decyzji, szybkiej jak błysk pioruna. Jeżeli tego sekretu za pomocą nauki, przebiegłości, wytrzymałości i skupionej pracy nie poznam, mój naród uśnie w jarzmie i godzien się stanie swojego losu. [...] U podnóża piramid napiszę konstytucję dla mojego narodu, powołam w duchu do obrony wszystkich synów ojczyzny".

Marek Gałęzowski, Historia do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)