Józef Oleksy: IPN też ponosi odpowiedzialność za "przeciek" informacji
IPN po to powstał, żeby być depozytariuszem pamięci historycznej do badań, do zachowania tej pamięci, a nie do rozgrywek politycznych. Spośród moich rozmówców, których od kilku dni słucham, nikt nie wierzy w to, że pan Wildstein mógł sobie tak wejść i wynieść po prostu 240 tysięcy nazwisk. Czyli Instytut ponosi też w pewnym sensie odpowiedzialność za to, w jaki sposób wykonuje funkcję tego depozytariusza - powiedział Józef Oleksy przewodniczący SLD.
02.02.2005 | aktual.: 02.02.2005 10:38
Sygnały Dnia: W naszym studiu przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, były premier Józef Oleksy. Dzień dobry, panie premierze.
Józef Oleksy: Dzień dobry panom, dzień dobry państwu.
Sygnały Dnia: Zapoznał się pan z listą katalogową Instytutu Pamięci Narodowej publikowaną w Internecie?
Józef Oleksy: To mi się ta cała sprawa bardzo nie podoba.
Sygnały Dnia: Ale zapoznał się pan? Przeglądał pan z czystej ciekawości?
Józef Oleksy: Nie zapoznałem się i nie będę się zapoznawać. Uważam natomiast, że to wszystko, co się toczy wokół tej sprawy, daje dowód kolejny na zdziczenie obyczajów publicznych w Polsce, bowiem Instytut po to powstał, żeby być właśnie depozytariuszem pamięci historycznej do badań, do zachowania tej pamięci, a nie do rozgrywek politycznych. Spośród moich rozmówców, których od kilku dni słucham, nikt nie wierzy w to, że pan Wildstein mógł sobie tak wejść i wynieść po prostu 240 tysięcy nazwisk. Czyli Instytut ponosi też w pewnym sensie odpowiedzialność za to, w jaki sposób wykonuje funkcję tego depozytariusza.
Sygnały Dnia: Aha, czyli że pan trochę pochwalił Instytut, trochę pan zganił.
Józef Oleksy: Tak, tak, dlatego że ja pamiętam dyskusję przy powstaniu Instytutu i powszechną zgodę polityczną na jego rolę, taką właśnie, jaka została naruszona w tej chwili przez nieodpowiedzialne zupelnie i moim zdaniem bezprawne działania redaktora Wildsteina, człowieka żądnego sławy osobistej i rozliczeń, znanego przecież z tego nie od dziś. I oto jeden dziennikarz w imię — jak twierdzi — wielkiej misji udostępniania, do czego nie jest powołanym, do tego Instytut jest powołany, do udostępniania tych danych, chce zastępować ten Instytut. Tu jest coś chorego. I wydaje mi się, że jest zbyt spokojna reakcja na ten przypadek, bo już wszystko przestanie być normalne, jeżeli w takich sprawach bardzo trudnych do oceny publicznej, przy braku możliwości obrony osób tam wymienionych (ja wiem, co to znaczy być pomówionym) i potem to wyjaśniać.
Sygnały Dnia: Ale czego pan oczekuje, panie premierze? Że kto jak powinien się zachować? Czy Wildstein powinien pójść do więzienia za to, czy co?
Józef Oleksy: Ja oczekuję, że w Instytucie zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec tych, którzy pomogli panu Wildsteinowi w dokonaniu tej operacji, a redaktor Wildstein zostanie... w określony sposób jego działanie zostanie ocenione, bo nie jest jednoznacznie oceniane. Ja słyszę takie właśnie opinie bardzo pełne troski, a nawet uznania. A nawet uznania! Dlaczegóż więc nie od razu udostępniono wszystkie papiery? Przecież jeżeli główną wartością ma być dostęp społeczeństwa do pełnej wiedzy, no to dlaczegóż tego od razu nie uczyniono? Widocznie były powody, w consensusie politycznie dodyskutowane, żeby to było udostępnione dla badań i pamięci historycznej, a nie dla rozgrywki politycznej, którą mamy w pełnym toku w tej chwili.