PublicystykaJoanna Mikos: Czy Jarosław Kaczyński to macho?

Joanna Mikos: Czy Jarosław Kaczyński to macho?

„Kaczyński to nie jest człowiek, który się upija i łajdaczy, a współczesny władca powinien być człowiekiem pełnym życia” – mówi Kazimierz Kutz w wywiadzie z Ewą Koszowską (WP Opinie). Według niego, lider PiS powinien konsumować życie, a w domyśle kobiety, przynajmniej z takim apetytem jak Kazimierz. Pół biedy gdyby reżyser miał na myśli byłego premiera, ale jemu chodzi o króla Kazimierza III Wielkiego. Tego samego „co zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną” oraz, przy okazji, był jednym z największych donżuanów w historii Polski. Trzeba przyznać, że Kutz bardzo wysoko ustawił poprzeczkę Kaczyńskiemu.

Joanna Mikos: Czy Jarosław Kaczyński to macho?
Źródło zdjęć: © East News
Joanna Mikos

Czytaj także: Polska przestała być krajem demokratycznym. Rozmowa z Kazimierzem Kutzem

Przy erotycznych wyczynach Kazimierza Wielkiego współczesne polskie seksafery z udziałem polityków, zdrady i rozwody wśród konserwatywnych posłów PIS czy służbowe romanse wypadają blado. Esterka, Cudka, Krystyna Rokiczana to tylko niektóre z kochanek Kazimiera Wielkiego, który łajdaczył się bez opamiętania. Według Długosza „utrzymywał dziesiątki nałożnic, zarówno jawnych, jak i pokątnych, których „tłumy, jak jakieś siedliska sromoty, porozmieszczał” w różnych miastach. Jan z Czarnkowa odnotował z kolei, że Kazimierz utopił w przeręblu wikariusza Marcina Baryczkę – wysłannika biskupa krakowskiego, który groził mu ekskomuniką za rozwiązłość. O tym ile pił Kazimierz, kronikarze nie wspominają.

Nie głosowałam na PiS, nie pobieram świadczenia z tytułu 500+, ale jestem zdania, że to nie fair, że Kutz chce, by Kaczyński konkurował z Kazimierzem Wielkim. De facto, z Piastem mógłby stanąć w szranki jedynie Sas, czyli August II Mocny. Przydomek „Mocny” otrzymał nie tylko dzięki łamaniu gołymi rękami podków, ale również dlatego, że w alkowie nie miał sobie równych. Biografowie twierdzą, że spłodził ponad 300 nieślubnych dzieci. W piciu też był niezły. Wychylał codziennie ponad 40 kielichów wina. O ile mi wiadomo, tylko car rosyjski Piotr I Wielki pił więcej.

Żarty żartami, ale tak na serio - dziwnie się poczułam czytając słowa Kazimierza Kutza. I nie idzie wcale o prywatność prezesa PIS, jego życie osobiste lub tegoż brak. Politycy muszą się liczyć z tym, że ich prywatność będzie przedmiotem komentarzy. Nie chodzi też o ocenę obyczajności dawnych władców Polski. Zadziwił mnie fakt, jak głęboko w umysłach mężczyzn – nawet tak postępowych i liberalnych jak Kazimierz Kutz – zakorzenione jest patriarchalne przekonanie, że dobry władca to ten, który korzysta z przywilejów seksualnych, jakie daje jego pozycja. Idealny władca według Kutza najwyraźniej musi być sprawny w łóżku i mieć mocną głowę.

Czy w temacie władzy i seksu ciągle bliżej nam do Rosji? Zdaniem prof. Richarda Pipesa w dawnej Rosji poddani sami domagali się od carów, by ci mieli jak najwięcej kochanek. Inaczej tracili szacunek społeczny i byli postrzegani jako słabi władcy. Do dzisiaj niewiele się zmieniło. Tak przynajmniej twierdzi prof. Valerie Sperling („Sex, Politics, and Putin: Political Legitimacy in Russia”). Według badaczki wielka popularność Władimira Putina w rosyjskim społeczeństwie nie wynika z jego merytorycznych osiągnięć, a raczej z umiejętnej manipulacji takimi kategoriami jak płeć oraz seks. Męskość czy nawet hiper-męskość w wydaniu Putina to przede wszystkim siła, decyzyjność i atrakcyjność dla kobiet. Niesławny komentarz Putina, który na wieść o tym, że prezydent Izraela Mosze Kacaw jest oskarżony o zgwałcenie 10 kobiet, powiedział: „Wszyscy mu zazdrościmy”, doskonale wpisuje się w tę narrację.

Prezydent chętnie pozuje do zdjęć z nagim torsem – na koniu, z wędką, przy strumieniu. Lubi też fotografować się z bronią. Złośliwi internauci tworzą memy z jego półnagą sylwetką na koniu, którego dosiada razem z Donaldem Trumpem. Takie polityczne „Brokeback Mountain”. Polscy internauci, strojąc sobie żarty z wyjątkowej tolerancji Kaczyńskiego dla poczynań Macierewicza w ministerstwie obrony narodowej, podpisują ich wspólne zdjęcia komentarzem: „To musi być miłość”. Żarty z homoseksualnym podtekstem nie szkodzą jednak politykom. Dlaczego?

Odpowiedzi znowu warto poszukać w przeszłości. W starożytnej Grecji oraz Rzymie miłość męska była społecznie akceptowana. Mężowie stanu, wodzowie, filozofowie mieli przyzwolenie społeczne na igraszki z pięknymi chłopcami, pod jednym tylko warunkiem – musieli być w tym układzie stroną aktywną. Seneka twierdził, że odgrywanie roli kobiety w związku z mężczyzną jest zbrodnią w przypadku wolnego człowieka. Była to domena niewolników oraz męskich prostytutek. Sformułowanie „rola kobieca” wiele mówi o pozycji pań w antycznej kulturze. Może właśnie dlatego w dzisiejszych czasach łatwiej zniszczyć polityka przypisując mu kobiece cechy, niż sugerując jego homoseksualizm. Przekonał się o tym chociażby senator Krzysztof Piesiewicz, którego zdjęcia w damskiej sukience na prywatnym party opublikował „Super Express”.

Zdaniem profesor Sperling „machyzm” Putina przekłada się również na stosunki międzynarodowe. Aż strach pomyśleć, jak się to odbije na relacjach z Ameryką, której przewodzi Donald Trump – także macho - znany ze swych mizoginistycznych wypowiedzi. „Nie ma znaczenia, co o tobie piszą, jeśli masz przy sobie młodą, ładną d..ę” – to jedna z tych bardziej eleganckich.

Henry Kissinger, legendarny dyplomata, który zakończył wojnę w Wietnamie, i który miał doradzać Trumpowi w zakresie polityki zagranicznej, powiedział kiedyś, że władza to największy afrodyzjak. 93-letni Kissinger nigdy nie był specjalnie przystojny, ale na brak powodzenia nie narzekał. Podobnie jak Ryszard Kalisz, który w trakcie rozmowy z Aleksandrem Kwaśniewskim (znanej nam dzięki „aferze taśmowej”) wyznał: „To prawda, że kobity na mnie lecą”. Aparycja nie przeszkadzała też w podbojach miłosnych Augustowi II Mocnemu. Nadmiar jedzenia i alkoholu uczynił jego twarz podobną do buldoga. Kiedyś wracał zmęczony z polowania w pobliskich lasach. Poddani zebrali się, by zobaczyć króla. Niestety, August był tak zmęczony, że przysnął w karocy. Z okna wyglądał jego ciekawski pies, buldog. Chłopi wzięli go za króla.

A co z Kaczyńskim? Urodą nie ustępuje przecież Kaliszowi czy Kissingerowi, a jednak nie słyszymy o jego kolejnych romansach. Może z wyjątkiem młodzieńczej miłości, posłanki Jolanty Szczypińskiej. Podczas kampanii w 2005 były róże, wspólne zdjęcia z posłanką w tabloidach. Podejrzewano, że ten „romans” jest wytworem partyjnych spin doctorów i miał uwiarygodnić męskość prezesa. Jarosław Kaczyński w swej autobiografii potwierdza, że uczucia nie było. Romans wykreowali jednak nie specjaliści od PR, ale media - po tym jak posłanka Szczypińska przyniosła mu róże, gdy został premierem. „Potem zaczęło się love story. I ona to złapała. Nie mam o to pretensji” – mówi Kaczyński.

Lider PIS nie tylko nie udaje, że ma jakieś damsko-męskie życie osobiste, ale wręcz temu zaprzecza. Wybrał rolę ascety, bez reszty poświęconego swej misji, kogoś w rodzaju zakonnika, świętego męczennika dla sprawy. Jeśli były jakieś próby ocieplenia wizerunku prezesa przy pomocy kobiet, to zawsze w konwencji miłości romantyczno-sentymentalnej. Raczej platonicznej niż cielesnej. To idealnie wpisuje się w klimaty jego katolickiego elektoratu.

Teoretycznie, potrzeby seksualne mężczyzn powinny rosnąć wraz z poziomem sukcesu zawodowego. O zjawisku tym pisał chociażby prof. Pascal de Sutter. Wiąże się to poziomem testosteronu, który wzrasta wraz z poziomem stresu. Sukces, nieważne w jakiej dziedzinie, jest zawsze okupiony stresem. Okazuje się jednak, że do rozładowania pobudzenia nie zawsze potrzebna jest kobieta.

Profesor Lew-Starowicz w jednym z felietonów opisywał przypadek swego pacjenta, który upajał się telefonami od ważnych osób. Przyjemność, którą odczuwał, porównywał z tą osiąganą w ramionach pięknej kobiety. Inny z pacjentów powiesił w sypialni zdjęcie z uroczystości dekorowania go ważnym orderem. Władza potrafi upajać. Podobnie jak muzyka. Jim Hendrix nazywał swą muzykę „elektrycznym kościołem”. Uważał, że muzyka to religia. Sypiał w łóżku ze swą gitarą. Mawiał, że przezywa wówczas takie uniesienia, jakby był z kobietą. I nikt nie twierdził, że nie jest prawdziwym mężczyzną.

Muszę przyznać, że Kaczyński, jeśli chodzi o sprawy osobiste, jest bardziej autentyczny niż nowoczesny Ryszard Petru, który pozwolił przycichnąć aferze związanej z głośnym wyjazdem na Maderę. I to zgodnie z odwiecznym patriarchalnym scenariuszem, w którym kobieta musi ustąpić i schować się w cieniu. Posłanka Joanna Szmidt zrezygnowała z funkcji wiceprzewodniczącej w klubie i partii o nazwie „Nowoczesna”. Jako powód podała, że chce się zająć trójką swoich dzieci. Notowania „Nowoczesnej” spadły. Nie wydaje się, by powodem spadku było niemoralne prowadzenie się Ryszarda Petru. Raczej chodzi tutaj o brak autentyczności i smrodek patriarchatu, który wyczuli wyborcy.

Jaki z tego morał? Patriarchat wciąż trzyma się mocno. I to nie tylko w szeregach narodowej konserwy. Niestety, liberalna część naszej sceny politycznej wydaje się tego nie dostrzegać.

Joanna Mikos dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)