Jimmy Carter na Kubie
Jimmy Carter (AFP)
Były prezydent USA Jimmy Carter przybył w niedzielę z kilkudniową wizytą na Kubę. Na lotnisku w Hawanie powitał go przywódca kubański Fidel Castro. Carter jest najwyższym rangą politykiem amerykańskim, odwiedzającym Kubę od czasu, kiedy przed 43 laty władzę przejęli tam komuniści pod wodzą Castro.
Embargo nałożone na Kubę na początku lat 60. zabrania Amerykanom odwiedzania Kuby; Carter musiał uzyskać specjalną zgodę Departamentu Stanu na tę podróż.
Komentatorzy uważają, że Castro zamierza wykorzystać wizytę Cartera dla legitymizacji swojej władzy i wzmocnienia swej pozycji na arenie międzynarodowej. Carter jest przeciwnikiem amerykańskiego embarga i oczekuje się, że wspomni o tym w swych wystąpieniach na Kubie. Oprócz spotkań z Castro, były prezydent ma wystąpić na żywo w kubańskiej TV.
Przyjazd Cartera porównuje się do wizyty na Kubie papieża Jana Pawła II w styczniu 1997 r., która posłużyła rządowi kubańskiemu do poprawy swego wizerunku w oczach światowej opinii.
Carter jednak zapowiada, że podobnie jak papież poruszy na Kubie problem łamania w tym kraju praw człowieka. Według szacunków amerykańskich, w kubańskich więzieniach przebywa około 240 więźniów politycznych. W swoim raporcie na temat praw człowieka na świecie Departament Stanu określił Kubę jako "państwo totalitarne".
Z drugiej strony, światowe agencje podkreślają, że więźniów politycznych jest obecnie wielokrotnie mniej niż w latach 70. i część dysydentów przebywa na wolności. Przypomina się też o bezpłatnej oświacie i służbie zdrowia na Kubie.
W geście wobec Cartera władze kubańskie zwolniły z więzienia opozycjonistę Vladimiro Roca na dwa miesiące przed upływem jego 5-letniego wyroku. Doradcy Cartera zapowiadają, że były prezydent spotka się z dysydentami. Castro zapowiedział, że jego amerykański gość może krytykować wszystko, co zechce.
Administracja prezydenta George'a W. Busha dała do zrozumienia, że zależy jej, aby Carter przekonywał kubańskich komunistów do potrzeby reform demokratycznych. Wizytę zaaprobowała też, aczkolwiek z wyraźnym ociąganiem, najważniejsza organizacja uchodźców kubańskich - Cuban American National Foundation.
Przywódca tej organizacji Jorge Mas Santos wyraził w liście do Cartera niezadowolenie z jego podróży, ale napisał też, że "ufa", iż były prezydent postanowi utożsamić się raczej z więźniami sumienia niż z ich strażnikami.
Amerykańskie embargo na Kubę jest coraz szerzej krytykowane w USA. Podkreśla się, że cierpią na nim tylko zwykli Kubańczycy, natomiast Castro wygrywa je propagandowo, przedstawiając jako przyczynę gospodarczych problemów Kuby. Zakaz podróży na Kubę jest natomiast powszechnie omijany - tysiące Amerykanów odwiedza wyspę w celach rozrywkowo-turystycznych.
Embargo - zdaniem komentatorów - utrzymywane jest głównie dzięki silnym wpływom lobby emigrantów kubańskich, którzy uważają je za niezbędne narzędzie presji na Castro. Ponieważ są oni skoncentrowani w kilku ważnych politycznie stanach, jak Floryda i New Jersey, popiera ich wielu członków Kongresu, szczególnie z Partii Republikańskiej.
Za utrzymaniem twardego kursu wobec Kuby opowiada się też republikańska administracja Busha. Waszyngton oskarżył niedawno Hawanę o produkcję broni biologicznej. Zdaniem niektórych ekspertów, nie ma na to wystarczających dowodów. Rząd kubański zaprzeczył tym zarzutom, twierdząc, że służą one tylko jako pretekst do zachowania sankcji.
Na dwa dni przed przylotem Cartera kubańscy dysydenci przekazali parlamentowi bezprecedensową petycję z żądaniem przeprowadzenia referendum w sprawie reformy jednopartyjnego systemu komunistycznego. Pod petycją podpisało się 11 tys. ludzi.
Jeden z czołowych dysydentów Oswaldo Paya i dwaj lokalni działacze przynieśli do Zgromadzenia Narodowego dwa kartonowe pudła zawierające listy z 11.020 podpisami, czyli więcej niż jest wymagane przez kubańską konstytucję przy wniosku o referendum.
Dysydenci domagają się referendum w sprawie wolności słowa i stowarzyszeń, amnestii dla więźniów politycznych, większych możliwości rozwoju prywatnej przedsiębiorczości, nowego prawa wyborczego i wyborów powszechnych.
Przywódca Kuby Fidel Castro już wcześniej odrzucił te propozycje, twierdząc, że jest to popierany przez USA spisek. (aka)