ŚwiatJeżeli Traktat z Lizbony nie wejdzie w życie...

Jeżeli Traktat z Lizbony nie wejdzie w życie...

Jeżeli Traktat z Lizbony nie wejdzie w życie (co jest wysoce prawdopodobne ze względu na irlandzkie weto, opory – i na tym tle rozpad koalicji – w Austrii, gdzie partia Haidera ma znów około 20% poparcia, i – co najważniejsze – stanowisko konserwatystów w Wielkiej Brytanii, zapowiadających przeprowadzenie referendum po objęciu władzy) są różne możliwości:

24.07.2008 | aktual.: 24.07.2008 08:03

- albo proponowane przez Torysów rozluźnienie integracji i określenie przez każdy kraj swojej wersji „opt-out”. Czyli – oświadczenie, co dany kraj z reguł unijnych przyjmuje, a co – odrzuca, z możliwością wycofania się do statusu Norwegii, która formalnie jest poza Unią, nie bierze udziału w podejmowaniu decyzji, ale stosuje niektóre unijne zasady;

- albo (jest to scenariusz karkołomny, ale realistyczny) ogłoszenie przez Komisję Europejską komunikatu, że to w ogóle był błąd i nie należało wszczynać procesu ratyfikacji. Większość zasad „integracji funkcjonalnej” regulujących pracę urzędników i tworzących jedną korporację, łączącą poziom państw i poziom Komisji, już i tak obowiązuje. Traktat łączył tylko te zasady w jednym dokumencie i jego ratyfikacja oznaczała oficjalne uznanie decyzyjnej autonomii owej korporacji. Autonomii, dodajmy – także wobec najsilniejszych państw, i – przynajmniej w założeniu – mającej bronić idei solidarności;

- inna możliwość, to – też karkołomna – decyzja, że mamy oto w Unii kryzys i należy podjąć działania nadzwyczajne. Czyli np. zdecydowanie się na „dwie prędkości”, i gdy ci, co nie ratyfikują, nie zostaną objęci pewnymi procedurami, ale też – stracą znaczenie w sferze podejmowania decyzji. I też zniknie zasada solidarności, np. energetycznej. Lub też, uznanie, że w warunkach kryzysu należy podjąć, w gronie przywódców krajów Unii, decyzję polityczną o rezygnacji z wymogu jednomyślności. I przejść do procedur proponowanych przez Traktat, ograniczających jednomyślność, po to – aby ów Traktat przyjąć. W filozofii prawa przewiduje się taką nieciągłość: Weber pisał o charyzmie przywódcy, która pomaga sformułować nowe zasady określające, co jest legalne. Luhmann zwracał uwagę na przerwanie ciągłości, gdy – pod naporem sytuacji zewnętrznej – obrona tego, co było dotychczas organizującą system zasadą, jest dla tegoż systemu ryzykowne, bo utrudnia przetrwanie.

Wszystkie te scenariusze są ułomne, ale powrót do idei integracji na poziomie minimum (tylko strefa wolnego handlu i swoboda przemieszczania się) też jest zła, chyba gorsza. A Unia dziś nie ma nawet osobowości prawnej, co ogranicza jej rolę geopolityczną. I zanika wola odegrania takiej roli: widać to w słabnięciu NATO. Stany Zjednoczone już dziś wolą rozwiązywać regionalne problemy poprzez współpracę z państwami danego regionu spoza NATO. Izrael w sprawie Iranu. Ewentualnie Chiny w Afganistanie. Takie dwustronne, nastawione na określone zadania, sojusze (i towarzyszące im trade offs dotyczące wzajemnych korzyści i kosztów) są bardziej elastyczne, i mniej upolitycznione, niż obecne NATO. Ta nowa strategia niesie ze sobą wielkie ryzyko – także dla nas.

Świat jest na zakręcie. I w sferze technologii, i – energii. Jego dotychczasowa organizacja rozpada się. Są prognozy mówiące o zmierzchu Europy, lub – o rozpadzie Unii i ściślejszej integracji tylko niektórych krajów. Dla nas to dramat. Więc jednak ratyfikacja Traktatu, choćby na zasadzie prawniczo-politycznego tricku: to najmniejsze zło.

Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)