"Jesteś stary - won"
Starość nie radość – głosi znane przysłowie. Dla Polaków, którzy są w czołówce najszybciej starzejących się narodów Europy, słowa te powinny mieć szczególne znaczenie. Jest inaczej. – Brakuje ośrodków długoterminowej opieki, pomocy psychologów czy miejsc na rehabilitację. Jak ktoś jest stary, to won z nim, znaczy, że już zrobił w życiu swoje i jest niepotrzebny - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską 79-letnia Elżbieta.
13.08.2009 | aktual.: 15.10.2012 08:42
Polskie społeczeństwo starzeje się w zastraszającym tempie. Choć w zeszłym roku, po raz pierwszy od 11 lat, mogliśmy obserwować dodatni przyrost naturalny w Polsce, w rzeczywistości jest więcej powodów do smutku niż radości. Demografowie spekulują, że w przyszłości nasz kraj czeka wyludnienie. Eurostat (Europejski Urząd Statystyczny) szacuje, że w 2060 r. na trzech pracujących będzie przypadało przynajmniej dwóch emerytów, a liczba mieszkańców Polski spadnie o blisko jedną piątą.
Jeżeli nic w Polsce na poważnie się nie zmieni, a społeczeństwo nadal będzie przekonane, że człowiek starszy swoje w życiu zrobił i jest w zasadzie niepotrzebny, to, co obecnie spotyka naszych dziadków, dotknie nas samych. Tyle tylko, że ze zdwojoną siłą. Bo będzie jeszcze mniej młodych rąk do pracy na nasze emerytury, a miejsca w szpitalach i ośrodkach opieki zdrowotnej będą podwójnie trudne do zdobycia.
Polski wyrzut sumienia
79-letnia Ela (prosi, żeby nie używać imienia Elżbieta, gdyż jest zbyt wyrafinowane) od kilku lat zmaga się z chorobą serca. Odkąd dwa lata temu przeszła zawał, jej stan jeszcze się pogorszył.
- Wielkim problemem ludzi starszych jest polska służba zdrowia. Po prostu czujemy się tak, jakby się nami nikt nie opiekował, jakbyśmy byli natrętami. Musisz wstać wcześnie rano, żeby zgłosić się po numerek, potem przyjść na odpowiednią godzinę – mówi.
Ela przywykła już, że w państwowej służbie zdrowia „trzeba wykłócać się o badania”, więc do lekarza-kardiologa chodzi prywatnie. Jakiś czas temu lekarka poprosiła ją, żeby zrobiła badania na cholesterol. Udała się więc do państwowej przychodni, poprosić lekarza o skierowanie, a ten powiedział, że skierowania na badania nie da, ale może dać skierowanie do kardiologa. Mimo zapewnień z jej strony, że u kardiologa już była i właśnie on poprosił ją o te badania, musiało upłynąć kilkanaście minut, paść wiele przykrych słów ze strony lekarza, nim dostała odpowiednie skierowanie.
Ela mówi, że w polskich przychodniach starymi ludźmi się pomiata: – Nie ma poszanowania dla ludzi starszych. Podobnie traktują człowieka rejestratorki. Jeśli cię dobrze znają, to ci pomogą, ale jeśli nie, to traktują per noga.
79-letnią Teresę spotykam przy hospicjum na warszawskim Żoliborzu. Ale nie takim, gdzie ludzi się zamyka i umierają w obecności pielęgniarek i lekarzy, ale domowym. Dla ludzi, których stan jest krytyczny i właściwie nie nadają się już do szpitala. Wchodzimy do środka prosić o pomoc.
W drzwiach wita nas młody chłopak. Teresa od razu przechodzi do rzeczy, opowiadając o bardzo złym stanie zdrowia męża, który nie nadaje się już właściwie do leczenia szpitalnego. Prosi więc, żeby lekarz i pielęgniarka przychodzili, podłączyć kroplówkę, założyć cewnik, zrobić to, czego ona sama nie jest w stanie. W odpowiedzi słyszy, że musi przyjść z odpowiednim skierowaniem od lekarza i dowodem męża. Jak już złoży odpowiednie dokumenty, to będzie musiała poczekać przynajmniej miesiąc, zanim przydzielą do jej domu pielęgniarkę i lekarza. – Nic na to nie poradzę, jest zbyt wielu chętnych – ucina chłopak, odsyłając ją z kwitkiem. Teresa wie, że jej mąż nie ma tyle czasu. Jego stan pogarsza się z godziny na godzinę. Ela mówi, że lekarzom nie zależy na ratowaniu ludzi starszych: - Wywalają ze szpitali, pozbywają się umierających, a w hospicjach brakuje miejsc. Leżysz i czekasz aż ktoś przyjdzie. Powoli umierasz.
Popularna samotność
Na przystankach autobusowych i koło kiosków Ela często spotyka te same osoby: - Kolejne autobusy podjeżdżają, a one nic. Tylko siedzą i gadają. Bo na dzień dzisiejszy największą bolączką starości w Polsce jest samotność.
Niedawno Ela była na targu w Legionowie. Ponieważ zrobiło jej się słabo, usiadła na przystanku, żeby odpocząć. Wtedy, chcąc pogadać, zaczepiła ją starsza pani. Miała powiedzieć, że jest z domu opieki pomocy społecznej. Kiedyś miała w Legionowie domek, ale sprzedała go, a dzieci zabrały pieniądze i więcej ich nie widziała. Nie przychodzą nawet w święta.
Z problemem samotności od kilku lat zmaga się 82-letni Michał. Sam mieszka, sam gotuje, sam wychodzi na spacery. Dzieci nie przychodzą, więc nawet nie ma do kogo buzi otworzyć. – Jak coś przeczytam, obejrzę, coś mnie zainteresuje, to nawet nie mam komu o tym opowiedzieć. Raz w tygodniu przychodzi do mnie pielęgniarka. Ale co to jest godzina rozmowy w tygodniu? – pyta retorycznie. Przyznaje, że zdarza mu się wychodzić na podwórko i zaczepiać sąsiadów. Najczęściej rozmawia z panią Zosią z kamienicy obok. Odkąd trzy lata temu zmarł jej mąż, jest sama. Ostatnio Zośka jednak rzadko przychodzi. Choruje na raka.
Michał mówi, że najgorsza jest znieczulica społeczna. Człowiek sam chodzi po osiedlach, błąka się, a nikt nie podejdzie, nie porozmawia. Pytany o osoby, które wsiadają do autobusów i tramwajów, urządzając sobie wycieczki po mieście, odpowiada, że spotykał się z takimi. – Przejazdy są darmowe, więc planują trasę, wsiadają i jeżdżą. Dla nich to forma rozrywki – mówi.
Z samotnością wygrywają inteligenci. Tacy, którzy na przykład mają tytuł profesora, przez co wciąż są poważani społecznie. Ela mówi, że nieraz ważniejsza od pomocy fizycznej jest pomoc psychologiczna starym ludziom, a takiej państwo nie oferuje.
Emeryt to bankrut?
– Ja dostaję 2 tys., ale tylko dlatego, że przysługują mi dodatki kombatanckie i to mnie ratuje. Znam panią, która dostaje więcej i dodatkowo darmowe leki za to, że siedziała w obozie Dachau – mówi Ela. Teresa potwierdza, że zarobki polskiego emeryta nie przekraczają zwykle kilkuset złotych, a takie pieniądze wystarczają zaledwie na skromne życie. O zagranicznych podróżach nie ma mowy. Polski emeryt dostaje ok. 1300-1600 zł miesięcznie.
Michał wyjmuje książeczkę. Ma specjalną kartę na darmowe przejazdy komunikacją miejską dla osób powyżej 70. roku życia. Mieszka sam, więc jest również zwolniony z opłat za używanie odbiorników radiowych i telewizyjnych. Wie, że gdyby mieszkały z nim dwie osoby powyżej 26. roku życia, to musiałby płacić. A tak, to płaci za samotność.
Pytam Michała o to, czy nie myślał kiedyś o zwiedzaniu Polski pociągiem. Legitymacja seniora upoważnia do 50% ulgi. – W tym wieku nie ma się już sił na takie podróże. Zresztą, gdyby nawet były, to przy zarobkach rzędu 1,800 zł trudno byłoby podróżować. I tak ledwo starcza na życie. Ela przyznaje, że gdyby nie ulgi i zasiłek kombatancki, pewnie nie mogłaby sobie pozwolić na zakup niektórych drogich leków. – Byłoby upokarzające prosić o pieniądze rodzinę. Przecież młodzi też mają wiele wydatków. Urządzają domy, wychowują dzieci, kształcą się. To wszystko pochłania ogromne kwoty – mówi.
Teresa sprawę niskich płac w Polsce kwituje krótko: - Dobrze, że nie jest gorzej.
Społeczna znieczulica
Ela skarży się także, że z ustępowaniem miejsc w autobusach i tramwajach bywa różnie. Nieraz zdarzało jej się stać w ścisku, kiedy temperatura na zewnątrz przekraczała 26 stopni. O ustąpieniu miejsca nie było mowy. – Poza godzinami szczytu jest dużo łatwiej. Ludzie są spokojniejsi, jest ich mniej i łatwiej o kogoś, kto pomoże, zainteresuje się, ustąpi miejsce. Po pracy ludzie są zmęczeni i już po prostu nie chce im się wstawać – mówi.
Michał opowiada, że w autobusie, którym jechał, był świadkiem makabrycznej sceny. Pewien mężczyzna, ustępując staruszce miejsca, wyrwał jej torebkę, po czym wybiegł. Kobieta była w szoku. Płakała, bo straciła wszystkie dokumenty i klucze od domu. A w portfelu miała zaledwie 20 zł.
Świadkiem równie nieprzyjemnej sceny była 25-letnia Sylwia, która wracała pociągiem z Krakowa do Warszawy. Cena biletu była na tyle konkurencyjna, że pociągiem wracała masa ludzi. Wszystkie miejsca były zajęte, a pozostali pasażerowie siedzieli, klęczeli, kucali. Całe przejście było wypełnione ludźmi tak, że nie sposób było swobodnie przejść przez korytarz. Na stacji Miechów wsiadła 80-letnia kobieta. – Zauważyłam ją, kiedy próbowała przejść obok ludzi, którzy siedzieli dwa rzędy przede mną. Prosiła wszystkich, żeby się przesunęli – opowiada.
Wśród pasażerów siedziała na podłodze dziewczyna, lat około 30. Odmówiła wstania, tłumacząc się bólem nogi. Na co staruszka odpowiedziała, że ją bolą obie nogi, bo ma 80 lat i jest chora. Dziewczyna odparła, że nie zamierza się podnosić i prosi babcię, żeby wyszła, obeszła pociąg i weszła do niego drugim wejściem. Kobieta nie chciała dać za wygraną i próbowała podnieść dziewczynę z ziemi. Tamta zamachnęła się i uderzyła ją ręką. Widać było, że staruszkę to zabolało. Jak się potem okazało, dziewczyna zachowała się tak z przekory. Kiedy przyszedł konduktor i chciał przejść do drugiej części pociągu, to wstała. I pozwoliła jej na to nawet chora noga.
Choć starzy ludzie w Polsce mają wiele problemów, ich największą bolączką jest samotność, brak opieki medycznej i niskie emerytury. Zdaniem Michała jeżeli nic się w tym zakresie nie zmieni, to czeka nas to samo, co obecnych seniorów, czyli „żal, że przyjdzie im umrzeć w ten sposób”.