Jest śledztwo ws. ujawnienia podsłuchów Kaczmarków
Prokuratura wszczęła śledztwo, by ustalić
odpowiedzialnych za opublikowanie przez "Dziennik" stenogramów
podsłuchów wobec Janusza i Honoraty Kaczmarków. Są one tajemnicą
służbową prokuratury jako część akt śledztwa ws. przecieku z akcji
CBA w resorcie rolnictwa w 2007 r.
18.05.2009 | aktual.: 18.05.2009 13:16
- Planujemy przesłuchania zarówno osób, które miały dostęp do akt tego śledztwa, jak i dziennikarzy - powiedziała Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Podsłuchane latem 2007 r. przez ABW rozmowy Kaczmarków "Dziennik" opublikował na swym portalu 6 maja - zaraz po tym, jak tego samego dnia przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków zeznawała Honorata Kaczmarek. Żona Kaczmarka mówi w tych rozmowach mężowi m.in. "przestań kłamać" i "ciągniesz nas w otchłań". "Ziobro nie ma żadnych dowodów! On poleci po opinii publicznej! I na twoich pier....... kłamstwach!" - dodaje.
Według "Dziennika", z zapisu rozmów ma wynikać, że "Honorata Kaczmarek udziela dokładnych instrukcji mężowi, jak ma się bronić przed zarzutami prokuratorów". "Zakazała mu udzielać wywiadów i komentować, dlaczego został odwołany z funkcji ministra; poleciła, żeby kontratakował Zbigniewa Ziobrę" - dodała gazeta.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie z urzędu badała tę publikację, podejrzewając ujawnienie tajemnicy śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA. Stenogramy nie są już tajemnicą państwową, bo klauzule tajności wobec nich uchylono na potrzeby słynnej konferencji prasowej z sierpnia 2007 r. nt. Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Neztla - wciąż podejrzanych o utrudnianie wyjaśniania przecieku z akcji CBA.
Prokuratura okręgowa wyłączyła się w końcu ze sprawy, skoro ujawnienie dotyczy jej akt. Mocą decyzji Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, sprawą zajęła się prokuratura ze stołecznej Pragi.
W zeszły piątek wszczęła ona śledztwo w sprawie ujawnienia tajemnicy służbowej, jaką są akta śledztwa. Roboczą podstawą śledztwa jest artykuł kodeksu karnego przewidujący grzywnę, ograniczenie wolności lub do dwóch lat więzienia dla tego, kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją.
Prokuratura nie wyklucza, że w śledztwie zastosowanie może też mieć artykuł kodeksu karnego stanowiący, że kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości ze śledztwa podlega grzywnie, ograniczeniu wolności albo do dwóch lat więzienia. - Trudno na razie przesądzić, kto może odpowiadać w całej sprawie - powiedziała prok. Mazur.
Sami Kaczmarkowie chcą pozwać "Dziennik", bo publikacja prywatnych rozmów telefonicznych jest "jawnym naruszeniem prawa do prywatności". Kaczmarkowie uznali, że publikacja "rzekomych stenogramów" to "kolejna próba dyskredytacji, a nawet swoista groźba i nacisk przed kolejnymi zeznaniami przed sejmową komisją śledczą". Zwrócili uwagę, że przed publikacją nikt z "Dziennika" się z nimi nie kontaktował.