Jest opinia biegłego ws. śmierci 1,5‑rocznego Maciusia z Kutna
Z protokołu opracowanego przez biegłego z zakresu medycyny sądowej wynika, że 1,5-roczny Maciuś z Kutna udusił się plastikowym fragmentem długopisu tuż po tym jak dostał się on do jego dróg oddechowych. W ocenie biegłego do śmierci chłopca doszło w krótkim czasie - liczonym najwyżej w minuty. Najprawdopodobniej "nie zachodzi związek między wcześniejszą odmową hospitalizacji dziecka a jego śmiercią".
19.02.2015 | aktual.: 19.02.2015 13:15
Kutnowska prokuratura prowadzi śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci 1,5-rocznego chłopca, który zmarł 10 lutego w Kutnie. Dziecko nie zostało przyjęte dzień przed śmiercią do miejscowego szpitala, mimo skierowania wystawionego w związku z jego chorobą przez lekarza rodzinnego.
Jak poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania, do prokuratury wpłynął protokół sądowo-lekarskiej sekcji zwłok dziecka.
Z protokołu opracowanego przez biegłego z zakresu medycyny sądowej wynika, że dziecko zmarło śmiercią gwałtowną, na skutek uduszenia ciałem obcym - plastikowym fragmentem długopisu.
Oględziny i sekcja zwłok wykazały, że fragment długopisu tkwił w prawym oskrzelu głównym i całkowicie zatykał jego światło. - W ocenie biegłego do śmierci chłopca doszło w krótkim czasie - liczonym najwyżej w minuty - po dostaniu się plastikowego fragmentu długopisu do jego dróg oddechowych - dodał Kopania.
Jak podkreślił prokurator, najbardziej prawdopodobne jest więc - co wynika także z opinii biegłego - że "nie zachodzi związek między wcześniejszą odmową hospitalizacji dziecka a jego śmiercią". Zaznaczył jednocześnie, że aby nie popełnić błędu i mieć pewność prokuratura, po otrzymaniu wyników szczegółowych badań histopatologicznych, prawdopodobnie powoła kolejnych biegłych.
- Ich opinia miałaby być pomocna przy dokonaniu oceny stanu zdrowia dziecka przed śmiercią, zasadności odmowy przyjęcia go do szpitala, a także jednoznacznej oceny, czy ciało obce mogło dostać się do dróg oddechowych chłopca jeszcze przed badaniem lekarskim - zaznaczył Kopania. Dodał, że nadal gromadzony jest materiał dowodowy i trwają ustalenia mające na celu odtworzenie okoliczności i czasu, w którym mogło dojść do dostanie się tego ciała obcego do dróg oddechowych dziecka.
Bawił się zabawkami
Matka chłopca podczas przesłuchania przyznała, że wieczorem w dniu śmierci bawił się on zabawkami. Kiedy razem zapakowali je do kosza i odłożyli zabawki w łazience, dziecko pobiegło na łóżko i zaczęło się gwałtownie dusić. Odpowiadając na pytania zaprzeczyła jednak, że chłopiec coś połknął i się zadławił, bo - jak mówiła - cały czas go obserwowała.
Według śledczych na obecnym etapie postępowania nie można przesądzać co do ewentualnej odpowiedzialności karnej osób, które bezpośrednio przed śmiercią zajmowały się dzieckiem. W Kutnowskim Szpitala Samorządowym, który podlega starostwu powiatowemu, trwają kontrole m.in. NFZ. Do czasu wyjaśnienia sprawy od pełnienia obowiązków odsunięta została ordynator oddziału pediatrycznego.
Nie przyjęli go do szpitala
Kilka dni przed śmiercią chłopca w związku z dolegliwościami dziecka jego matka zgłosiła się z nim do nocnej pomocy medycznej. Lekarz stwierdził jedynie niewielkie szmery w oskrzelach, przepisał witaminy i syrop wykrztuśny. Kobieta wykupiła leki i wróciła do domu.
W nocy chłopiec zaczął kaszleć i ciężko oddychać. Ponieważ jego trzyletni brat także zaczął chorować, kobieta poszła do przychodni, aby zamówić wizytę lekarską. Lekarka, która przyjechała do domu wypisała dla obydwu chłopców skierowanie do szpitala. Jeszcze tego samego dnia matka wraz z babcią zawiozły tam chłopców. Z ich relacji wynika, że po badaniu w izbie przyjęć odmówiono przyjęcia chłopców z uwagi na rzekomy brak miejsc.
W szpitalu chłopcom przepisano lekarstwa, w tym antybiotyk i zalecono kontrolę u lekarza w najbliższy czwartek. Matka dzieci wykupiła leki i podawała je synom zgodnie z zaleceniami lekarza. Jednak stan młodszego z chłopców pogorszył się. We wtorek wieczorem zaczął mieć problemy z oddychaniem, kaszlał i dusił się.
Matka pobiegła po pomoc do sąsiada, wezwano pogotowie, które przyjechało po kilku minutach. Mimo akcji reanimacyjnej dziecka nie udało się uratować. Lekarz stwierdził zgon, ale nie był w stanie wskazać przyczyny śmierci dziecka.
Prokuratura wszczęła śledztwo, zabezpieczono dokumentację medyczną; trwają przesłuchania świadków. Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi kara do pięciu lat więzienia.