Jest kraj, który stawia opór Niemcom. Migranci? Oni nie przyjmują
Kraj sąsiadujący z Niemcami - Luksemburg - znalazł się w podobnej sytuacji, jak dziś Polska. Niemiecka policja federalna zaczęła zawracać migrantów na ich granicy, licząc na to, że pozostaną u sąsiada. Luksemburg powiedział jednak "nie" i nie przyjmuje nikogo - dowiedziała się Wirtualna Polska.
- Osoby, które zostały zawracane przez niemieckie władze, nie są przez nas przyjmowane - przekazała w odpowiedzi dla Wirtualnej Polski Jenny Thines z luksemburskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Odpowiedź urzędniczki to potwierdzenie ostrego stanowiska wyrażonego wcześniej przez ministra spraw wewnętrznych Léona Glodena. Ten już w maju i po pierwszych kontrowersyjnych akcjach z przekazywaniem migrantów z Niemiec oświadczył w mediach: - Jeśli ktoś został odprawiony z kwitkiem na granicy, nie przyjmiemy go. To systematyczne odrzucanie ludzi bez ustaleń z naszym państwem.
Jenny Thines z luksemburskiego MSZ nie potrafi powiedzieć, co się stało z nieprzyjętymi cudzoziemcami. Dodała, że "nie gromadzi się danych o takich osobach, bo… Luksemburg nie ma ich na swoim terytorium".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Leszek Nowakowski z Polic broni granicy. Z napisem POLICE na plecach
Spór o migrantów przekazywanych z Niemiec
Spór pomiędzy Luksemburgiem i Niemcami ujawnił się maju, gdy nowy niemiecki minister spraw wewnętrznych Alexander Dobrindt (CSU) ogłosił ważną zmianę w kontrolach granicznych i legalności pobytu.
- Osoby ubiegające się o azyl będą teraz zawracane już na granicy - zapowiedział (ta sama praktyka jest stosowana na granicy z Polską). Następnie dziennik "Tageblatt" ustalił, że rząd Luksemburga nie został oficjalnie poinformowany o deportacjach migrantów. Urzędnicy kraju podkreślali, że taka praktyka nigdy wcześniej się nie zdarzyła.
Dziennikarze opisali przypadek dwóch kobiet i dwóch mężczyzn z Afganistanu, którzy 12 maja wjechali do Niemiec z Luksemburga. Podczas kontroli autobusu turystycznego na Dworcu Centralnym w Trewirze wyszło na jaw, że wcześniej ubiegali się o azyl w Grecji. Niemcy podkreślają, że w takich przypadkach migranci są proszeni o samodzielne przekroczenie granicy i powrót. Luksemburska policja nie stawiła się na moście, więc osobom wskazano, gdzie mają iść.
Luksemburg, podobnie jak Polska, od miesięcy boryka się z konsekwencjami niemieckiej polityki migracyjnej i zaostrzonych kontroli granicznych. Przez ten niewielki kraj codziennie przepływa ok. 230 tys. pracowników transgranicznych, w tym 55 tys osób z Niemiec. Dla wielu osób kontrole ustawione przez niemiecką policję m.in. przy autostradach za Wasserbillig i Schengen oznaczają spóźnienia, korki i utrudnienia w pracy.
Skąd zmiana procedur w Niemczech?
Sprawa kontroli i przekazywanie migrantów na mostach granicznych jest zapowiedzią szerszego sporu w UE. Niemiecka polityka migracyjna opiera się teraz na założeniu, że niechciani cudzoziemcy powinni być odsyłani do tzw. państw pierwszego wjazdu – czyli tych, do których trafili jako pierwszych po przekroczeniu zewnętrznej granicy Unii Europejskiej.
W praktyce oznacza to, że odpowiedzialność za migrantów spoczywa głównie na krajach granicznych, takich jak Włochy, Grecja, Hiszpania czy Polska. Niemcy, otoczone wyłącznie przez inne państwa członkowskie UE, same nie mogą być "pierwszym punktem kontaktu".
Na granicy polsko-niemieckiej nasila się krytyka działań polskich służb. W nocy 3 lipca niemiecka policja federalna pozostawiła na moście w Gubinie obywatela Afganistanu, nie czekając na przybycie patrolu polskiej Straży Granicznej. Udokumentowali to nagraniem członkowie Ruchu Obrony Granic. Przypomnijmy , że standardowa procedura w takich przypadkach polega na powiadomieniu polskich strażników, aby mogli podjąć czynności sprawdzające wobec cudzoziemca.
Incydent z Gubina był tematem rozmowy na najwyższym szczeblu - potwierdza komunikat SG. Komendant Główny Straży Granicznej gen. dyw. Robert Bagan zwrócił się do szefa niemieckiej policji federalnej, dr. Dietera Romanna, stanowczo podkreślając, że takie działania są "niedopuszczalne i niezgodne z wcześniejszymi ustaleniami".
Tymczasem członkowie Ruchu Obrony Granic nadal zarzucają polskim służbom bierność i brak odpowiedniego nadzoru nad podobnymi przypadkami. Ich zdaniem, zanim stanęły patrole żółtych kamizelek, niemieckie służby swobodnie "wtłaczały" cudzoziemców stronie polskiej w nocy, zarówno z asystą, jak i bez udziału funkcjonariuszy Straży Granicznej.
W 2025 roku Niemcy przekazały Polsce 871 cudzoziemców jako osoby odesłane po kontroli legalności pobytu - podał internetowy serwis "Służby w akcji", powołując się na nowe dane uzyskane z Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej (nadzoruje część wspólnej granicy). To potwierdzenie wcześniejszych informacji ze strony Niemiec.
Liczby te rozjeżdżają z uspokajającymi komunikatami rządu, że problem przekazywania migrantów jest znacznie mniejszy. Jak dotąd MSWiA powoływało się na dane dotyczące innych procedur. Nie kontroli legalności pobytu, ale przekazań osób na podstawie umów o readmisji czy umowy dublińskiej. Na tej podstawie przekazano do Polski tylko - 89 osób.
Co ciekawe, 13 czerwca podczas spotkania ministrów spraw wewnętrznych państw Schengen w Luksemburgu, Tomasz Siemoniak i stanowczy wobec Niemców minister Léon Gloden mieli okazję do bezpośredniej rozmowy na temat sytuacji na granicach, kwestii migracyjnych i relacji z Niemcami (fot. ze spotkania powyżej).
Trudno dziś wskazać, czy ich rozmowy przyniosły konkretne ustalenia w sprawie działań niemieckich służb granicznych. Z komunikatu ministra z Luksemburga wynika, iż politycy publicznie podkreślali potrzebę obrony dorobku strefy Schengen.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski