Jego kraj zablokował prawie cały internet. On znalazł sposób, by przebić mur
Facebook, Instagram, Twitter i Youtube zostały odcięte jako pierwsze. Z czterech miliardów adresów IP na świecie Turkmenistan zablokował ponad trzy miliardy. A potężni ludzie zarabiają pieniądze, dając bogatym wybrańcom obejście - mówi WP Ruslan Myatiev. Twórca portalu Turkmen.News żyje na emigracji i przemyca prawdę za nieszczelny turkmeński firewall.
Michał Gostkiewicz, Wirtualna Polska: Próbuję to sobie wyobrazić. Wyszukiwarki, media społecznościowe...
Rusłan Myatiev, założyciel portalu Turkmen.News: Zablokowane.
Facebook?
Brak dostępu.
Youtube?
Zablokowane. Wszystko. Kompletnie. Łatwiej wymienić te strony internetowe, na które w Turkmenistanie da się wejść. Bo czasem trudno jest nawet sprawdzić pogodę.
"Czasami?"
Próbujesz sprawdzić, czy dziś będzie padać, a strona internetowa dostępna wczoraj jest już zablokowana. To ciągły proces: tysiące adresów IP, które oni uważają za zagrożenie dla siebie lub dla bezpieczeństwa narodowego, trafiają na czarną listę.
Sprecyzujmy - kim są "oni"?
Bandą skorumpowanych urzędników z Departamentu Cyberbezpieczeństwa Ministerstwa Bezpieczeństwa Narodowego, jak Allanazar Kulnazarov czy Maksat Geldiyev, którzy otrzymali uprawnienia do kontrolowania Internetu i zdali sobie sprawę, że mogą na tym skorzystać.
Jak?
Sprzedają to jako kwestię bezpieczeństwa narodowego: "och, panie prezydencie, wie pan co - musimy to zrobić, ponieważ te dranie spoza kraju polują na nas i chcą zrujnować Turkmenistan". On mówi "no dobra, zróbmy coś" - i oni to robią.
Ale są tak skorumpowani, że tak naprawdę wcale nie dbają o bezpieczeństwo narodowe. Wszystko, na czym im zależy, to pieniądze.
Więc ci sami ludzie, którzy mają zbudować firewall wokół Turkmenistanu...
...to ci sami ludzie, którym płacisz 2000 dolarów miesięcznie za nieograniczony dostęp do internetu dla swojego biura lub firmy. Jeśli prowadzisz interesy z innymi krajami, bez dobrego internetu twoja firma oczywiście zbankrutuje. Zamknij firmę lub zapłać za jej prowadzenie - to jest wybór.
W rezultacie jedynymi osobami mogącymi uzyskać dostęp do sieci są osoby wystarczająco bogate, by za to zapłacić. Czy to dlatego nie dzielą się dostępem z masami - ponieważ są klientami obecnego rządu?
Nikt nie akceptuje obecnej sytuacji, ale wszyscy są zmuszeni ją zaakceptować, ponieważ Turkmenistan jest państwem policyjnym. Każdy przejaw niezgody na politykę państwa byłby surowo karany. I mam tu na myśli nie tylko więzienie. W Turkmenistanie nie trzeba nawet bić ludzi, wiesz dlaczego?
Dlaczego?
Nie wyjdę i nie będę protestować, bo wiem, że jeśli to zrobię, mogą ucierpieć moje dzieci. Mój brat może cierpieć. Mój ojciec może cierpieć. Ktoś może mieć pracę w rządzie, inny krewny może być studentem na uniwersytecie państwowym, który otrzymuje stypendium, a każdy ma coś do stracenia, więc ludzie wolą trzymać język za zębami i zamiast dochodzić swoich praw, płacą. Ale jeśli nie zapłacisz, twój internet niczego nie otworzy. To tak, jakbyś zamówił szaszłyk w restauracji, ale zamiast mięsa na metalowym patyku dostałbyś tylko patyk.
Sprzedają ci internet, ale dostajesz intranet.
Ostatecznie będzie to intranet. Niedawno otrzymaliśmy dokument opisujący zatwierdzony przez państwo program dotyczący cyberbezpieczeństwa.
Jak go zdobyliście?
Kilku dobrych ludzi wysłało go do nas w nadziei, że jeśli go opublikujemy, powstrzyma to rząd przed jego wdrożeniem.
Mogłeś to opublikować, ponieważ pracujesz na emigracji, w Holandii. Mieszkasz tam...
...ostatnie trzynaście lat.
Czy twoja rodzina też żyje bezpiecznie na Zachodzie? Ponieważ twoja strona internetowa, Turkmen News, jest solą w oku turkmeńskiego rządu.
Moja najbliższa rodzina jest rzeczywiście bezpieczna na Zachodzie. Jednak, jak każdy Turkmen, mam dużą dalszą rodzinę w kraju. 99 proc. z nich wyrzekło się mnie, zaprzeczyło jakimkolwiek związkom ze mną i potępiło.
Przypuszczam, że ich nie winisz.
Oczywiście, że nie. W tamtych czasach mój ojciec, dziennikarz, pomógł naszym krewnym zdobyć pracę, którą teraz mają, pomógł ich dzieciom dostać się na uniwersytety. Nie chcą tego stracić.
Twój tata był dziennikarzem w Turkmenistanie i go wypuścili?
Tak. Wyszedł ostatni, po tym jak został zwolniony z gazety, dla której pracował.
Tej, którą mi dziś pokazałeś? Powiedziałeś, że to czysta propaganda.
Tak. Był tam korespondentem regionalnym. Po zwolnieniu został fizycznie zaatakowany na ulicy. A potem w środku nocy nasze mieszkanie zostało zaatakowane kamieniami. To jak znak: "Odejdź. Albo będzie źle". Raz odmówiono mu wyjazdu. Następnym razem udało im się wyjechać razem z moją mamą.
Jak utrzymujesz kontakt z dobrymi ludźmi, o których wspomniałeś - swoimi źródłami - nie narażając ich na niebezpieczeństwo?
Po pierwsze - tych dobrych ludzi jest - dzięki Bogu wielu. Jest wielu, wielu, wielu dobrych ludzi. A większość z nich nawet nie potrzebuje VPN-ów czy innych narzędzi, które im dostarczamy, ponieważ albo pracują w miejscach, w których Internet jest dostępny, albo ich status jest wystarczająco wysoki, albo ich portfel jest gruby - niemniej jednak wielu z nich nigdy tak naprawdę nie poprosiło mnie o jakiekolwiek sposoby na ominięcie firewalla.
Dzięki temu, że jest tak wielu dobrych ludzi, możemy wszystko dokładnie sprawdzić. Jeśli nie możemy zweryfikować jakiejś sprawy, nie publikujemy jej. Dlatego też około 60-70 procent informacji, które otrzymujemy, nie jest publikowanych - ponieważ nie przeszły procesu podwójnej weryfikacji.
Podaj mi przykład historii, która przeszła podwójną weryfikację, a ty byłeś w stanie przemycić ją do odbiorców w Turkmenistanie.
W styczniu 2021 roku otrzymaliśmy informację o katastrofie helikoptera. Natychmiast skontaktowaliśmy się z naszymi źródłami w branży, w wojsku, w lotnictwie cywilnym i w szpitalach. Gdyby ktoś zginął w takiej katastrofie lub został ranny, z pewnością trafiłby do szpitala. Zarzuciliśmy wędkę i czekaliśmy, aż ryba się złapie. I tak się stało.
Mieliśmy podstawowe informacje: datę katastrofy, model śmigłowca (była to Agusta-Westland), to, że na pokładzie było trzech pilotów i że wszyscy zginęli. I że nie był to zwykły helikopter, tylko maszyna wojskowa, część prezydenckiej eskorty.
Opublikowaliśmy wszystko, co wiedzieliśmy.
Kilka dni później pewien turkmeński student mieszkający w Rosji, który, tak się złożyło, akurat dorabiał sobie nagrywając głosowe wersje naszych tekstów, opublikował tę historię na YouTube. Zebrała tysiące wyświetleń.
A potem zaczęliśmy czytać komentarze, ponieważ wtedy, dwa lata temu, z pewnych powodów niektórzy ludzie mieli – wprawdzie ograniczony - dostęp do YouTube w Turkmenistanie.
Jeden z komentarzy wymieniał trzy nazwiska i kończył się słowami "spoczywajcie w pokoju". Sprawdziliśmy te nazwiska na odnoklassniki.ru (rosyjski portal społecznościowy, popularny w krajach byłego Związku Radzieckiego - przyp. red.) Znaleźliśmy dwóch z nich, a następnie przeszukaliśmy ich listy znajomych i znaleźliśmy osobę, która zostawiła ten komentarz na YouTube. Skontaktowaliśmy się z nim i opowiedział nam całą historię. Potwierdziliśmy nazwiska i dodatkowe szczegóły dotyczące poprzednich katastrof śmigłowców w Turkmenistanie, które nigdy nie zostały opublikowane w mediach. Dowiedzieliśmy się nawet o innych pilotach, którzy przeżyli katastrofy, a następnie trafili do więzienia za naruszenie zasad latania.
Opublikowaliśmy tę historię. Przez kilka tygodni panowała cisza. Aż pewnego dnia, podczas cotygodniowego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Turkmenistanu - to konkretne było turkmeńską wersją orędzia o stanie państwa - prezydent nagle usunął szefa agencji odpowiedzialnej za lotnictwo wojskowe. Oficjalnie - za niedociągnięcia w pracy. Chociaż wyraźnie wspomniał o katastrofie.
Brzmi jak dobry rosyjski car strofujący swoich bojarów?
Dokładnie tak.
Porozmawiajmy zatem o obecnym "carze" Turkmenistanu. Jest on trzecim władcą kraju po upadku komunizmu i rozpadzie ZSRR. Pierwszy - Saparmurat Nijazow - był sekretarzem partii komunistycznej, który został najwyższym przywódcą.
Turkmenbaszą, czyli "głową wszystkich Turkmenów". Zmarł w 2006 roku. Wtedy, ku zaskoczeniu wszystkich, jeden z wicepremierów nagle został tymczasowym prezydentem. Nikt go wtedy nie znał, Turkmenom trudno było nawet wymówić jego nazwisko - Gurbanguly Berdimuhamedow. Był najcichszym facetem w rządzie, takim, który nigdy nie podnosił głowy.
Zupełnie jak rzymski cesarz Klaudiusz, który udawał głupiego i dlatego nie był postrzegany jako groźny konkurent do władzy.
Dokładnie. Więc ten facet nagle został tymczasowym prezydentem, a następnie szybko zmienili konstytucję, która do tej pory stanowiła, że to szef parlamentu ma prawo działać jako tymczasowy prezydent. Zmienili także inną zasadę - tę, która zabraniała tymczasowemu prezydentowi startować w normalnych wyborach.
Tak więc Gurbanguly Berdimuhamedow wygrał wybory w 2006 roku. Usunął ze stanowisk kluczowych ludzi, którzy stanowili dla niego jakiekolwiek zagrożenie - takich jak minister spraw wewnętrznych czy prokurator generalny. Niektórzy skończyli w więzieniu, inni otrzymali niższe stanowiska w rządzie. Uważamy, że człowiekiem, który zapewnił tę transformację, był minister obrony. Sam był starym człowiekiem i został wysłany na emeryturę. Nawiasem mówiąc, wysocy urzędnicy państwowi w Turkmenistanie nie mogą podróżować poza granice kraju bez wyraźnej pisemnej zgody prezydenta.
Brzmi jak pan i władca życia i śmierci swoich poddanych.
Portal Wikileaks opublikował historię, cytując amerykańskich dyplomatów, która dała dobry obraz naszego byłego prezydenta. Nazwali go mikromenedżerem.
Mówimy o prezydencie kraju, który musi być zaangażowany na każdym etapie budowy nowego hotelu w Aszchabadzie. To on decyduje, jaki kształt powinny mieć płytki podłogowe. Czy podłoga powinna być czarna, biała czy ciemnoniebieska? Jaki ornament powinien być na tym krześle? Czy powinien być na środku, czy tam, gdzie uchwyt na kubek w fotelu kinowym?
Niedawno czytałem o osobie posiadającej władzę absolutną, która również przywiązuje taką wagę do szczegółów - Xi Jinping. Ma on jednak gigantyczny aparat państwowy, który spełnia jego życzenia.
Tymczasem Gurbanguly Berdimuhamedow wykorzystywał swoją absolutną władzę do wzbogacenia swojej rodziny. Dzięki innej grupie bardzo dobrych ludzi byliśmy w stanie potwierdzić, że państwo zapłaciło 1,5 miliarda dolarów tureckim i japońskim firmom, które zbudowały fabrykę chemiczną, i że 100 proc. produkcji tej fabryki służy siostrzeńcom Berdimuhamedowa. To było ogromne śledztwo, przeprowadziliśmy je w oparciu o Pandora Papers z OCCRP.
Jaka była reakcja prezydenta po publikacji?
Stary Berdimuhamedow nie zrobił nic.
Jego syn, Serdar Berdimuhamedow, przejął władzę od ojca 19 marca 2022 roku. Jeszcze w tym samym miesiącu usunął siostrzeńca ojca (a więc własnego kuzyna) z pozycji monopolisty eksportowego mocznika w marcu 2022 roku.
Podczas gdy władcy się bogacą, czy typowa turkmeńska rodzina o średnich dochodach może przyzwoicie żyć?
Dam przykład: jeśli matka jest nauczycielką, zarabia sto dolarów miesięcznie. Jeśli jej mąż zarabia tyle samo, nie wystarcza to nawet na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Artykuły spożywcze są tańsze niż w Europie, ale ubrania trzeba importować. Znam rodzinę, w której mąż pracuje w zagranicznej firmie, a matka jest urzędniczką. Mają własne mieszkanie, nie muszą płacić miesięcznego czynszu właścicielowi. Ale nawet to nie wystarcza. Zarabiają 700 dolarów miesięcznie.
Muszą wykarmić cztery osoby – siebie i dwójkę dzieci, które muszą też posłać je do szkoły, kupić ubrania, podręczniki szkolne, wysłać na wakacje.
A co z emerytami?
Minimalna emerytura dla osób starszych wynosi nieco ponad 20 dolarów.
Oznacza to, że albo umierasz z głodu, albo utrzymuje cię rodzina.
Tak. A kiedy chodzi o twoje własne przetrwanie, przetrwanie twojej najbliższej rodziny lub przetrwanie twoich krewnych, co wybierasz?
Nigdy wcześniej tak nie było. Nigdy wcześniej tak wielu ludzi nie krytykowało prezydenta. Teraz, kiedy ludzie wspominają przeszłość, okazuje się, że "nawet" nie była taka zła. Ludzie mieli przynajmniej poczucie bezpieczeństwa, gdy myśleli o jutrze. Nie trzeba było martwić się o dostępność mąki w sklepach. Może nie było cię stać na czerwony kawior, ale zawsze było cię stać na chleb.
Za każdym razem, gdy upada dyktatura, nowe władze mogą łatwo zdobyć poparcie społeczne, rozluźniając kontrolę państwa nad społeczeństwem.
I dokładnie tak stało się w pierwszym roku rządów Gurbanguły Berdimuhamedowa. Miał dobry początek. Po pierwsze, przywrócił dłuższą obowiązkową edukację. Po drugie - przywrócił emerytury, które jego poprzednik Nijazow odebrał osobom starszym. Pozwolił studentom wyjeżdżać za granicę w celach edukacyjnych. Ujednolicił kurs wymiany walut. Ludzie naprawdę poparli jego reformy.
Co stało się później?
Kiedy został prezydentem, odziedziczył absolutnie posłuszne społeczeństwo. Ludzie naprawdę bali się podnieść głowy. Przytakiwano mu przy każdej decyzji, nie miał absolutnie żadnej opozycji, nikogo, kto mógłby go zapytać "hej, czekaj, czy to naprawdę słuszne?". Kiedy każdego dnia słyszysz, że jesteś tak wspaniałą osobą, że jesteś tak utalentowany, kiedy słyszysz tysiące razy dziennie o swoim boskim statusie, możesz w końcu uwierzyć "może rzeczywiście mam skrzydła". Akolici Berdimuhamedowa znaleźli jego punkt G.
Cokolwiek powie, jest prawem - takie jest myślenie ludzi. Oczywiście głęboko w umysłach przynajmniej niektórych warstw turkmeńskiego społeczeństwa istnieje wiedza i świadomość, że obywatele innych krajów żyją przyzwoicie, ciesząc się niezawisłością sądów, wolną prasą, swobodą podróżowania.
Ale większość waszych rodaków nie ma mediów, z których mogliby czerpać tę wiedzę.
Kiedy odwiedzili nas krewni mojej żony byli zaskoczeni, że nie ma kontroli granicznej między Niemcami a Holandią. A my? Żyliśmy w Związku Radzieckim przez 70 lat, a teraz mamy politykę wizową z każdym krajem z bloku sowieckiego, w tym z Rosją.
Wiele zamkniętych dyktatur, które nie są imperiami same w sobie, w końcu staje się klientami takich imperiów. Tak było z Kubą i ZSRR, z Koreą Północną i ChRL, z Białorusią i Rosją. Ostatnio nastąpił wzrost chińskiej aktywności dyplomatycznej w Azji Środkowej, co umożliwiło niektórym byłym republikom radzieckim rozluźnienie więzi z Moskwą - za cenę płaconą w juanach. Jednocześnie Recep Tayyip Erdoğan z Turcji marzy o zjednoczeniu wszystkich ludów turkijskich w Azji Środkowej. Turkmenistan znajduje się pomiędzy tymi potęgami. Kto jest najważniejszym sojusznikiem obecnego turkmeńskiego władcy?
Kiedy powiedziałem, że jakiś nieznany wicepremier - Gurbanguły Berdimuhamedow - "nagle" został prezydentem, oznacza to, że uważamy, iż jego kandydatura została zatwierdzona na Kremlu. Tak więc to Rosja trzyma w garści władzę w Aszchabadzie. Dopóki granica z Afganistanem jest bezpieczna, nie obchodzi ich, co dzieje się w Turkmenistanie. Przynajmniej do teraz, kiedy po rosyjskiej inwazji na Ukrainę turkmeńscy przywódcy prawdopodobnie zdali sobie sprawę, że Rosja nie jest tak potężna, jak była.
Jednocześnie to ChRL zbudowała nowy gazociąg i to Chiny są obecnie naszym największym klientem w handlu gazem. Intensyfikujemy również nasze relacje z krajami europejskimi - Francją, Niemcami.
Okazuje się, że zawieranie umów ze strasznymi dyktaturami nie jest sprzeczne z europejskimi wartościami?
To oczywiście trochę hipokryzja. Jednak europejskie podejście nie jest pozbawione sensu. Przekaz z krajów UE dotyczący łamania praw człowieka jest silny.
"A może my kupimy więcej gazu, jeśli wy złagodzicie ucisk wobec własnych obywateli"?
Coś w tym stylu. Oczywiście nikt nie mówi tego głośno. A jeśli chodzi o indywidualne przypadki, na przykład uwolnienie niektórych więźniów politycznych, Europa mogłaby odegrać większą rolę. Niestety tak się nie dzieje. Nawet amerykańscy kongresmeni są bardziej aktywni. Przynajmniej piszą do Berdimuhamedowa z prośbą o uwolnienie niektórych osób przebywających w więzieniu.
W tym twojego przyjaciela.
Tak.
Bystry, utalentowany młody człowiek, który nie ma wyższego wykształcenia, a mówi w czterech językach. Człowiek, który tak oddany sprawie zmiany swojej ukochanej ojczyzny, że wraz z innymi więźniami politycznymi przemycił na zewnątrz list otwarty, w którym wszyscy wzywali wysłanników ONZ, aby odwiedzili ich w więzieniu i zobaczyli tę niesprawiedliwość.
Czy wy również próbowaliście zaalarmować ONZ?
Tak, dzwoniliśmy do biura ONZ w Aszchabadzie, ale przedstawiciel nigdy nie był dostępny. W końcu wysłaliśmy do niego e-mail, a on odpowiedział, że musi skontaktować się z Genewą. Całkowicie zignorował moje pytania, czy faktycznie planuje poprosić Genewę o instrukcje, czy przeczytał list więźniów, czy planuje odwiedzić ich w więzieniu. Opublikowaliśmy tę korespondencję. Później wszystkie kolejne próby napisania do niego lub zadzwonienia nie powiodły się.
Jaką przestępstwo – oczywiście w oczach reżimu - popełnił twój przyjaciel?
Cóż, Turkmenistan jest oficjalnie jednym z niewielu krajów na Ziemi, które zgłosiły zero przypadków Covid-19. Bzdura. Opublikowaliśmy udowodnione przypadki śmierci, w tym wśród zachodnich dyplomatów, takich jak doradca ambasady tureckiej. Rozmawialiśmy z wdową po nim, z jego krewnymi, otrzymaliśmy dokumenty i zdjęcia przedstawiające go w masce na szpitalnym łóżku. Ale oficjalnie Turkmenistan był najzdrowszym krajem na świecie.
Tak więc w 2020 r. misja WHO przyjechała, aby sprawdzić, czy kraj mówi prawdę. Pewna kobieta zobaczyła ich w hotelu, zrobiła zdjęcie i opublikowała je na swoim prywatnym koncie na Instagramie. Mój przyjaciel Nurgeldi Halykov znał ją, zobaczył zdjęcie, skopiował je i wysłał do mnie. Opublikowaliśmy je wraz z informacją, że jest to delegacja WHO i że istnieje alarm Covid - mimo że rząd temu zaprzecza.
Wkrótce potem dziewczyna dzwoni do niego i pyta "hej, czy zeskanowałeś i wysłałeś to zdjęcie?". Następnie zostaje wezwany na policję. Sprawdzają jego telefon i odkrywają, że wysłał mi to zdjęcie. Nie usunął go. Ja również jestem winny, ponieważ mogłem je usunąć - Telegram na to pozwala. Ale pierwszym błędem z jego strony było to, że przed wysłaniem mi tego zdjęcia zostawił komentarz pod zdjęciem na koncie dziewczyny na Instagramie.
Moim zdaniem było tak: dziewczyna została również wezwana na policję, sprawdzili jej gadżety, nie znaleźli żadnych dowodów na to, że wysłała mi to zdjęcie, a potem prawdopodobnie zaczęli ją przesłuchiwać. W ten czy inny sposób znaleźli komentarz i prawdopodobnie sprawdzili jego stronę na Instagramie, która była pełna krytyki wobec rządu.
Nigdy nie wrócił do domu. W październiku 2020 roku dowiedzieliśmy się, że stanął już przed sądem. 15 września 2020 roku dostał cztery lata więzienia pod zarzutem oszustwa. Rzekomo wziął pieniądze od swojego przyjaciela i nigdy ich nie zwrócił.
Dlaczego mieliby sfabrykować zarzuty, skoro ich zdaniem wystarczy zarzut pracy przeciwko rządowi?
Ponieważ wysłanie zdjęcia do mediów nie jest przestępstwem. Przyznaliby, że w Turkmenistanie istnieje problem z Covid-19. Nie, został po prostu ukarany za kontakt ze mną. Prawdopodobnie znaleźli o wiele więcej rzeczy niż to cholerne zdjęcie. Ten człowiek mi zaufał. Razem z nim poruszyliśmy duży problem pracy dzieci w Turkmenistanie, odkryliśmy przypadki 13-letnich dzieci pchających na targowiskach taczki dziesięć razy cięższe od siebie, aby zarobić trochę kieszonkowego na utrzymanie rodziny. Nakręciliśmy nawet film na ten temat.
Nurgeldi był jednym z bardzo dobrych ludzi. Kimś, kto chciał zmian. W normalnych krajach media pomagają rządowi, co oznacza, że jeśli ujawnią błędy i niesprawiedliwość, rząd może naprawić sytuację. W moim kraju jesteś karany za ujawnianie błędów i niesprawiedliwości, ponieważ władze wolą, aby pozostały one tajemnicą rodzinną.
W jaki sposób obywatele Turkmenistanu korzystają ze źródeł informacji? Czy są to głównie telefony komórkowe? Gazety? Telewizja?
Głównie telewizja i niestety jest to telewizja zagraniczna - rosyjska i turecka ze względu na brak bariery językowej. Wiele rozumiem z tureckiego, a przez wiele lat tysiące Turkmenów wyjeżdżały do pracy w Turcji.
Załóżmy, że jestem typowym obywatelem Turkmenistanu, który nie korzysta z VPN, ponieważ nie ma stron internetowych, które mogłyby mi powiedzieć, jak go zdobyć. Nie znam żadnych członków opozycji ani mediów. Kto kształtuje mój światopogląd?
Na czele stoi przywódca, a wszystko, co złe, nie dzieje się w Turkmenistanie: trzęsienia ziemi, katastrofy lotnicze, pożary lasów - nic. Ludzie mówią: "dzięki Bogu, że to nie wydarzyło się w naszym kraju", ponieważ nie wiedzą, co tak naprawdę wydarzyło się w ich kraju. W 2020 roku dwie z pięciu turkmeńskich prowincji zostały zdewastowane przez huragan. Pozostawił tysiące domów bez dachów, ludzie dosłownie żyli między czterema ścianami a niebem nad nimi. Wkrótce potem spadł ogromny deszcz, zmieniając wszystkie dywany, sofy i podłogi w gnijące śmieci. Migranci zarobkowi w Turcji nie mogli dotrzeć do swoich bliskich. Lokalne media nie wspomniały o tym ani słowem.
Ten sam huragan uderzył w Uzbekistan. Nasz prezydent złożył kondolencje naszym sąsiadom.
Wywołało to ogromne protesty, prawdopodobnie po raz pierwszy we współczesnej historii Turkmenistanu. Migranci zarobkowi wyszli na ulice Stambułu bez zakrywania twarzy, z hasłami "Precz!". Teraz nasz rząd karze tych protestujących, prosząc administrację Erdogana o ich deportację. Nowy turecki minister spraw wewnętrznych prowadził akcję przeciwko nielegalnym imigrantom i deportował wszystkich tych, którzy znaleźli się na liście turkmeńskiego rządu.
Na świecie żyje siedem milionów Turkmenów. Prawdopodobnie dziesiątki tysięcy pracują za granicą. Twoje media są jednymi z nielicznych działających z zewnątrz. Do ilu osób za firewallem docieracie?
Nasz kluczowy czytelnik siedzi w fotelu prezydenckim.
Gdybym miał teraz przy sobie laptopa, mógłbym pokazać liczbę odwiedzających stronę. Czasami największa liczba wizyt pochodzi z Turkmenistanu i to nas bardzo cieszy.
Wiemy, że strona jest w kraju zablokowana. Oznacza to, że ludzie z nieocenzurowanym dostępem - a to zazwyczaj oznacza rządowe służby bezpieczeństwa - czytają nas. Biznesmeni również mają nieocenzurowany dostęp, ale nie ryzykowaliby tak bardzo. Nadal korzystaliby z jakiegoś rodzaju VPN. Wiemy więc, że naszym czytelnikiem numer jeden jest prezydent i jego administracja.
Czy to daje ci nadzieję?
Jak najbardziej.
Jest młody, może rządzić przez długi czas. Gdzie w tym nadzieja?
Były już próby usunięcia jego ojca. Nie wiemy dokładnie, co się stało, ale potem on sam usunął szefa swojej ochrony, szefa policji i ministra handlu. Jak długo nowy przywódca, jego syn, pozostanie u władzy? W tej bitwie na beczce prochu to tylko kwestia czasu, kiedy ktoś podpali lont. To może być przewrót pałacowy. Przewrót wojskowy. Poduszka na głowie w łóżku. Najlepszą rzeczą w dyktaturach jest to, że nie wiemy, czy upadną za czterdzieści lat - czy jutro.
***
Ruslan Myatiev jest turkmeńskim dziennikarzem, założycielem i redaktorem Turkmen.News - niezależnego źródła informacji o Turkmenistanie. Od 13 lat mieszka na emigracji w Holandii.