Jednak dojdzie do lustracji Gilowskiej
Sąd Lustracyjny II instancji zdecydował o wszczęciu procesu b. wicepremier Zyty Gilowskiej, ale nie na wniosek jej obrońcy, lecz z urzędu. Sędziowie doszli do wniosku, że choć Gilowska nie pełni już funkcji publicznych, zachodzi tu przewidziany przez ustawę "inny, szczególnie uzasadniony przypadek".
12.07.2006 | aktual.: 12.07.2006 18:21
Przesądzające dla środowego postanowienia sądu było stanowisko samej byłej wicepremier i minister finansów, która stawiła się na posiedzeniu i powiedziała sędziom, że chce procesu. Nie znalazło natomiast uznania zażalenie obrońcy, który przekonywał, że wszczęcie procesu lustracyjnego nastąpiło przed odwołaniem Gilowskiej z funkcji, bo za wszczęcie należy rozumieć wniesienie sprawy do sądu przez rzecznika, a nie posiedzenie sądu.
Złożonego przed sądem formalnego stanowiska, oświadczenia woli lustrowanego nie mogą zastąpić liczne wypowiedzi formułowane w mediach ogólnopolskich - powiedział sędzia Rafał Kaniok uzasadniając środowe postanowienie.
Zarazem sąd podkreślił, że decyzja Sądu Lustracyjnego I instancji, który odmówił wszczęcia procesu Gilowskiej, była trafna, bo wówczas sędziowie nie wiedzieli oficjalnie, czy b. wicepremier chce procesu.
W środę sąd uznał, że sprawa Gilowskiej spełnia ustawowe kryteria "innego, szczególnie uzasadnionego przypadku" pozwalającego sądowi wszcząć proces z urzędu.
To rzeczywiście szczególny przypadek. Pani profesor była wicepremierem, ministrem finansów, miała dostęp do informacji niejawnych. Na jej wypowiedzi reagowały rynki finansowe. Zarazem pani profesor sama nie zrezygnowała z funkcji lecz została z niej odwołana, przed posiedzeniem sądu o wszczęciu postępowania, co powodowało, że proces nie mógł być wszczęty z wniosku rzecznika. To zaś rodziłoby w opinii społecznej przekonanie, że pani profesor została pozbawiona prawa do oczyszczenia się z podejrzeń - tak sędzia Kaniok uzasadniał zastosowanie przepisu o "szczególnym przypadku".
Na posiedzeniu mec. Piotr Kruszyński chciał uchylenia decyzji I instancji, która odmówiła wszczęcia procesu, ale wnosił też alternatywnie o wszczęcie procesu na postawie przepisu o "szczególnie uzasadnionym przypadku". Przekonywał, że termin "wszczęcie postępowania lustracyjnego" należy rozumieć inaczej niż sąd - wszczęciem jest złożenie wniosku do Sądu Lustracyjnego przez Rzecznika Interesu Publicznego, a nie postanowienie sądu. Wówczas termin odwołania Gilowskiej z funkcji rządowych nie miałby znaczenia.
Wiem, ze Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny wyrażały swój pogląd na ten temat, ale ja mam inny pogląd. Wiem, że może się on okazać kontrowersyjny - ale z pełnym szacunkiem dla SN - Sąd Najwyższy nie zawsze musi mieć rację - mówił. Zapewnił przy tym, że jego klientka chce lustracji i chce oczyścić się z podejrzeń.
Z taką interpretacją nie zgodził się zastępca RIP Jerzy Rodzik. "Rzecznikowi nie dano uprawnienia do wszczynania postępowania - czyni to sąd". Nie jesteśmy prokuratorami lustracyjnymi, nie jesteśmy od oskarżania - my, w razie powzięcia wątpliwości, kierujemy sprawę do sądu - decyduje sąd - zaznaczył.
Sama Gilowska powtarzając, że chce procesu dodała, że nie stawiła się na posiedzenie sądu I instancji, bo z "mediów dowiedziała się, że będzie ono niejawne", zaś jej zależy na jawności.
Byłbym szczęśliwy gdyby wszczęto proces pani Zyty Gilowskiej, tylko tak mogę zdjąć z siebie odium "prowokatora i szantażysty lustracyjnego" - mówił dziennikarzom Rodzik przed ogłoszeniem postanowienia sądu.
O samych aktach sprawy Gilowskiej i treści wniosku lustracyjnego mówić nie chciał, przypominając, że są to tajne materiały. Nie chciał też komentować treści artykułu "Rzeczpospolitej" według której b. funkcjonariusz SB Witold W. miał zeznać w 2004 r. (Rzecznikiem był wtedy Bogusław Nizieński), że Gilowska nie była tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Beata".
Rodzik powiedział, że także przesłuchiwał W., a ponadto w sprawie oprócz zeznań tego b. funkcjonariusza są inne dowody i zeznania, zaś materiał dowodowy jest "porównywalny" z innymi sprawami lustracyjnymi skierowanymi przez Rzecznika do sądu.
Rodzik przypomniał zarazem, że z przepisów procedury karnej wynika jednoznacznie, iż proces Gilowskiej nie mógłby być jawny w całości. Kodeks mówi, że zeznania osób zwolnionych z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej (czyli np. byłych funkcjonariuszy służb specjalnych PRL, więc także Witolda W.) muszą się odbywać za drzwiami zamkniętymi - powiedział Rodzik.
Proces ma ruszyć jak najszybciej - może już pod koniec lipca lub na początku sierpnia będzie wyznaczona pierwsza rozprawa. Sędzia Kaniok podkreślił, że nie tylko Gilowska, ale także RIP wnosił do sądu o jak najszybsze rozpoznanie sprawy. Rzecznik zwrócił uwagę na plany reformy lustracji, która - w jego przekonaniu - znacznie spowolniłaby postępowanie i możliwość oczyszczenia się z zarzutów współpracy ze specsłużbami PRL.
Od ogłoszenia postanowienia Gilowska i jej adwokat mogą zapoznawać się z aktami sprawy. Oni sami twierdzą jednak, że czekają na "impuls od sądu".
Chcę procesu jak najszybciej. Dojadę na niego skądkolwiek - mówiła Gilowska pytana przez sędziego Kanioka, czy planuje urlop. Mec. Kruszyński twierdził natomiast, że dopiero, gdy sąd wyznaczy termin rozprawy, będzie mógł uzyskać wgląd do akt. Jesteśmy gotowi w każdej chwili z aktami się zapoznawać, choćby w tej chwili. Ale musimy dostać impuls z sądu - powiedział.
Zaprzeczył temu sędzia Zbigniew Kapiński z Sądu Lustracyjnego. Odkąd sąd wszczął proces, adwokat i pani Gilowska mają wszelkie prawa dostępu do akt sprawy. Nawet teraz, jeszcze zanim zamkną kancelarię tajną sądu - powiedział - Nie potrzeba żadnego dodatkowego wezwania, by pani Gilowska i jej adwokat mogli zapoznać się z dokumentami.
Gilowska została zdymisjonowana przez b. premiera Kazimierza Marcinkiewicza po tym, jak 23 czerwca Rzecznik Interesu Publicznego złożył wniosek o jej lustrację. 29 czerwca Sąd Lustracyjny odmówił wszczęcia procesu lustracyjnego Gilowskiej, uzasadniając, że nie pełni już ona funkcji publicznej.
Więcej na ten temat w serwisie Wydarzenia.wp.pl