Jednak dojdzie do lustracji Gilowskiej
Sąd Lustracyjny II instancji zdecydował o wszczęciu procesu b. wicepremier Zyty Gilowskiej, ale nie na wniosek jej obrońcy, lecz z urzędu. Sędziowie doszli do wniosku, że choć Gilowska nie pełni już funkcji publicznych, zachodzi tu przewidziany przez ustawę "inny, szczególnie uzasadniony przypadek".
Przesądzające dla środowego postanowienia sądu było stanowisko samej byłej wicepremier i minister finansów, która stawiła się na posiedzeniu i powiedziała sędziom, że chce procesu. Nie znalazło natomiast uznania zażalenie obrońcy, który przekonywał, że wszczęcie procesu lustracyjnego nastąpiło przed odwołaniem Gilowskiej z funkcji, bo za wszczęcie należy rozumieć wniesienie sprawy do sądu przez rzecznika, a nie posiedzenie sądu.
Złożonego przed sądem formalnego stanowiska, oświadczenia woli lustrowanego nie mogą zastąpić liczne wypowiedzi formułowane w mediach ogólnopolskich - powiedział sędzia Rafał Kaniok uzasadniając środowe postanowienie.
Zarazem sąd podkreślił, że decyzja Sądu Lustracyjnego I instancji, który odmówił wszczęcia procesu Gilowskiej, była trafna, bo wówczas sędziowie nie wiedzieli oficjalnie, czy b. wicepremier chce procesu.
W środę sąd uznał, że sprawa Gilowskiej spełnia ustawowe kryteria "innego, szczególnie uzasadnionego przypadku" pozwalającego sądowi wszcząć proces z urzędu.
To rzeczywiście szczególny przypadek. Pani profesor była wicepremierem, ministrem finansów, miała dostęp do informacji niejawnych. Na jej wypowiedzi reagowały rynki finansowe. Zarazem pani profesor sama nie zrezygnowała z funkcji lecz została z niej odwołana, przed posiedzeniem sądu o wszczęciu postępowania, co powodowało, że proces nie mógł być wszczęty z wniosku rzecznika. To zaś rodziłoby w opinii społecznej przekonanie, że pani profesor została pozbawiona prawa do oczyszczenia się z podejrzeń - tak sędzia Kaniok uzasadniał zastosowanie przepisu o "szczególnym przypadku".
Na posiedzeniu mec. Piotr Kruszyński chciał uchylenia decyzji I instancji, która odmówiła wszczęcia procesu, ale wnosił też alternatywnie o wszczęcie procesu na postawie przepisu o "szczególnie uzasadnionym przypadku". Przekonywał, że termin "wszczęcie postępowania lustracyjnego" należy rozumieć inaczej niż sąd - wszczęciem jest złożenie wniosku do Sądu Lustracyjnego przez Rzecznika Interesu Publicznego, a nie postanowienie sądu. Wówczas termin odwołania Gilowskiej z funkcji rządowych nie miałby znaczenia.
Wiem, ze Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny wyrażały swój pogląd na ten temat, ale ja mam inny pogląd. Wiem, że może się on okazać kontrowersyjny - ale z pełnym szacunkiem dla SN - Sąd Najwyższy nie zawsze musi mieć rację - mówił. Zapewnił przy tym, że jego klientka chce lustracji i chce oczyścić się z podejrzeń.
Z taką interpretacją nie zgodził się zastępca RIP Jerzy Rodzik. "Rzecznikowi nie dano uprawnienia do wszczynania postępowania - czyni to sąd". Nie jesteśmy prokuratorami lustracyjnymi, nie jesteśmy od oskarżania - my, w razie powzięcia wątpliwości, kierujemy sprawę do sądu - decyduje sąd - zaznaczył.
Sama Gilowska powtarzając, że chce procesu dodała, że nie stawiła się na posiedzenie sądu I instancji, bo z "mediów dowiedziała się, że będzie ono niejawne", zaś jej zależy na jawności.
Byłbym szczęśliwy gdyby wszczęto proces pani Zyty Gilowskiej, tylko tak mogę zdjąć z siebie odium "prowokatora i szantażysty lustracyjnego" - mówił dziennikarzom Rodzik przed ogłoszeniem postanowienia sądu.
O samych aktach sprawy Gilowskiej i treści wniosku lustracyjnego mówić nie chciał, przypominając, że są to tajne materiały. Nie chciał też komentować treści artykułu "Rzeczpospolitej" według której b. funkcjonariusz SB Witold W. miał zeznać w 2004 r. (Rzecznikiem był wtedy Bogusław Nizieński), że Gilowska nie była tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Beata".
Rodzik powiedział, że także przesłuchiwał W., a ponadto w sprawie oprócz zeznań tego b. funkcjonariusza są inne dowody i zeznania, zaś materiał dowodowy jest "porównywalny" z innymi sprawami lustracyjnymi skierowanymi przez Rzecznika do sądu.
Rodzik przypomniał zarazem, że z przepisów procedury karnej wynika jednoznacznie, iż proces Gilowskiej nie mógłby być jawny w całości. Kodeks mówi, że zeznania osób zwolnionych z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej (czyli np. byłych funkcjonariuszy służb specjalnych PRL, więc także Witolda W.) muszą się odbywać za drzwiami zamkniętymi - powiedział Rodzik.
Proces ma ruszyć jak najszybciej - może już pod koniec lipca lub na początku sierpnia będzie wyznaczona pierwsza rozprawa. Sędzia Kaniok podkreślił, że nie tylko Gilowska, ale także RIP wnosił do sądu o jak najszybsze rozpoznanie sprawy. Rzecznik zwrócił uwagę na plany reformy lustracji, która - w jego przekonaniu - znacznie spowolniłaby postępowanie i możliwość oczyszczenia się z zarzutów współpracy ze specsłużbami PRL.
Od ogłoszenia postanowienia Gilowska i jej adwokat mogą zapoznawać się z aktami sprawy. Oni sami twierdzą jednak, że czekają na "impuls od sądu".
Chcę procesu jak najszybciej. Dojadę na niego skądkolwiek - mówiła Gilowska pytana przez sędziego Kanioka, czy planuje urlop. Mec. Kruszyński twierdził natomiast, że dopiero, gdy sąd wyznaczy termin rozprawy, będzie mógł uzyskać wgląd do akt. Jesteśmy gotowi w każdej chwili z aktami się zapoznawać, choćby w tej chwili. Ale musimy dostać impuls z sądu - powiedział.
Zaprzeczył temu sędzia Zbigniew Kapiński z Sądu Lustracyjnego. Odkąd sąd wszczął proces, adwokat i pani Gilowska mają wszelkie prawa dostępu do akt sprawy. Nawet teraz, jeszcze zanim zamkną kancelarię tajną sądu - powiedział - Nie potrzeba żadnego dodatkowego wezwania, by pani Gilowska i jej adwokat mogli zapoznać się z dokumentami.
Gilowska została zdymisjonowana przez b. premiera Kazimierza Marcinkiewicza po tym, jak 23 czerwca Rzecznik Interesu Publicznego złożył wniosek o jej lustrację. 29 czerwca Sąd Lustracyjny odmówił wszczęcia procesu lustracyjnego Gilowskiej, uzasadniając, że nie pełni już ona funkcji publicznej.
Więcej na ten temat w serwisie Wydarzenia.wp.pl